Aktualności
[WYWIAD] Sebastian Szymański, który nie boi się większych
Zaczęło się w kwietniu w Zabrzu. – Romeo Jozak przed meczem z Górnikiem powiedział mi, że chce zobaczyć prawdziwego Sebastiana Szymańskiego. Dostałem szansę zagrania na swojej pozycji numer dziesięć. Zimą długo z trenerem rozmawiałem na obozie w Stanach Zjednoczonych, mówiłem, że tam czuję się najpewniej, mam najwięcej swobody, ale on nie chciał się namówić. Chociaż nie zaliczyłbym tego spotkania jako swojego najlepszego, to dałem impuls drużynie i sygnał trenerowi, że mogą na mnie liczyć – mówi Sebastian Szymański.
Większość kibiców z tego meczu Pucharu Polski w Zabrzu zapamiętała 19-latkowi niewykorzystaną sytuację w pierwszej połowie, lecz bacznym obserwatorom nie mogła umknąć jego efektywna, agresywna gra. Nakręcony szansą, Szymański trzykrotnie faulował, miał pięć strzałów i aż 23 pojedynki. – Mogę przegrać wszystkie starcia fizyczne, ale swoim sprytem i determinacją wygram ten jeden najważniejszy pojedynek – tłumaczy już jako pełnoprawny zdobywca dubletu oraz z powołaniem na zgrupowanie reprezentacji Polski do Arłamowa, wciąż z szansami na wyjazd na mistrzostwa świata.
W pierwszym sezonie w podstawowym składzie Legii wystąpił w wyjściowym składzie tylko raz, w tym niedawno zakończonym – dwadzieścia razy, w tym dziewięciokrotnie od początku kwietnia. – Wiem, że moje początki w seniorskiej piłce nie były idealne. Brakowało agresji w mojej grze, mówiono, że jeszcze mi daleko do tego poziomu. Teraz żałuję, że od początku nie walczyłem tak jak ostatnio, ale może wtedy brakowało mi wsparcia drużyny? A teraz jest Szymański, który na boisku nie boi się większych – zaznacza.
Bo oprócz rozmowy z Romeo Jozakiem – zwolnionym dwa tygodnie po meczu w Zabrzu – kluczowe dla Legii okazało się wsparcie udzielone przez starszyznę drużyny jej najmłodszemu zawodnikowi. – Czułem, że każdy patrzy na mnie inaczej niż wcześniej: nie, że skoro jest młody, to nie będziemy mu podawać, bo może piłkę stracić. Teraz wiedzieli, że coś mogę zrobić, a to było kluczowe. Gdy widziałem, że dostaję kolejne podania, podpowiedzi i słowa otuchy, to musiałem się kolegom za nie odwdzięczyć. Drużyna we mnie wierzyła. Koledzy przed meczem powtarzali mi, że mogę robić co chcę, nikt nie ma prawa mi czegoś powiedzieć, bo potrzebuję swobody a oni kogoś od kreatywnej gry w ofensywie. Miałem luz, pozwolenie od starszych, że mogę grać to, co potrafię. Mogłem wskoczyć na wyższy poziom – podkreśla.
Według końcowych wyliczeń obserwatorium badań piłkarskich CIES, średnia wieku Legii jest trzecią najwyższą spośród mistrzów 26 lig w Europie. Jest to więc tym bardziej imponujące, że na finiszu rozgrywek jej liderem okazał się ten najmłodszy. – Może nie liderem, ale dałem drużynie więcej niż jesienią. Brałem odpowiedzialność za grę Legii, ale to całą drużyną wygraliśmy mistrzostwo i Puchar Polski. Sam nic bym nie zrobił. Kluczem była poprawa gry w defensywie, temu zawdzięczamy dublet – mówi Szymański.
Gdy bowiem w ofensywie szalał Szymański, to w defensywie, czy raczej między słupkami imponował dwukrotnie starszy Arkadiusz Malarz. – Zagrał mega sezon, jest mocnym punktem sezonu i każdy cieszył się, że jest z nami. Oby zdrowie mu dopisywało, bo jest trochę starszy, ale nie widać tego po nim – uśmiecha się 19-latek. Malarz był również pierwszym zawodnikiem w drużynie, który otoczył jej najlepiej rokującego piłkarza opieką. – On mówił mi, że nie mogę się niczego bać, nie mogę obawiać się trudnych decyzji, bo on będzie tym, który od razu się za mnie wstawi. Wiedział, że mogę robić coś ważniejszego na boisku, niż tylko podawać do najbliższego. Ostatnimi czasy mamy bardzo dobry kontakt. W szatni nie każdy jest skłonny do dobrych relacji z tak młodym zawodnikiem – przyznaje.
Ich relacja opiera się nie tylko na słowach otuchy, ale też wzajemnym zrozumieniu, jak trudne może być życie poza piłką. Emocjonalny wywiad Malarza po wygranym mistrzostwie, gdy mówił o stracie swojej mamy i teściowej w krótkim okresie pod koniec ubiegłego roku, każdy kibic zapamięta jako jeden z najbardziej wzruszających momentów trudnego sezonu. A na przegubie lewej ręki Szymańskiego jest wytatuowana data urodzenia jego ojca, który zmarł kilka lat temu. – Wiemy, co każdy z nas czuje. To nie jest najłatwiejsza sytuacja, gdy potrzebuje się wsparcia od rodziny, a jest o tę jedną osobę mniej. Takie jest życie. Nie mogę powiedzieć, że jest mi łatwo z tego powodu, ale cieszę się, że mam takiego przyjaciela, jak Arek. Tato jest na pewno ze mnie dumny, że siedzę tutaj w koszulce z orzełkiem na piersi. Wszystko robię dla niego – mówi i przyznaje, że w szatni pełnej doświadczonych zawodników, reprezentantów kraju to właśnie Malarz jest wzorem: spokoju i dojrzałości, którą również widać już u nastolatka.
Także z bramkarzem Legii długo rozmawiał po tym, gdy dostał powołanie na zgrupowanie reprezentacji Polski. – Rozmawialiśmy i powiedział, że nie mam co się bać, bo wiadomo, że nie każdy nastolatek jeździ na kadrę. Mam jednak grać tak samo, jak w klubie. Nie jest łatwo, bo w reprezentacji są same gwiazdy: Lewy, Piszczu, Błaszczu… Arek powiedział, że powołanie nie jest przypadkiem, że zapracowałem na to i że chce zobaczyć mnie na mundialu. Dodał, że jeśli się nie uda, to mam się nie załamywać. On strasznie mnie wspierał, bo nowa osoba na pierwszym zgrupowaniu tego potrzebuje, niekoniecznie z wewnątrz zespołu – mówi.
To wsparcie otrzymał również od reprezentantów kraju, choć Szymański sam miał obawy. – Myślałem, że nikt nie będzie się do mnie odzywał, że będę miał tylko Jędzę, Mąkę i Pazdiego, bo razem gramy w klubie. Jest inaczej. Każdy ze mną rozmawia. Wiedzą, że jestem nowy, ale nie odczuwam tego. Niektórzy traktują mnie tak, jakbyśmy znali się parę lat, dzięki temu jest mi coraz łatwiej – mówi. W drużynie żartowano, że przy przywitaniu z Robertem Lewandowskim napastnik mógł pomyśleć, że młody kibic prosi o autograf. – Nie, nie. Było normalnie – uśmiecha się Szymański. „Cześć, jestem Sebastian”. „Cześć, Robert”. – Cieszę się, że go poznałem, bo to dla mnie wzór ciężkiej pracy. Za małolata marzyłem jednak, by spotkać Kubę Błaszczykowskiego i sprawdzić, czy poza boiskiem jest taki sam. Dla mnie zawsze był mega piłkarzem, nigdy nie odpuszczał, a teraz już wiem, że jest świetnym, pomocnym człowiekiem – mówi.
Zgrupowanie to dla niego nie tylko czas pokazania się, wywalczenia wymarzonej szansy, ale także obserwacji starszych kolegów. Dokładnie tak, jak robi to w klubie podglądając zwody Miroslava Radovicia, spokój przy piłce Chrisa Phillipsa oraz pewność siebie Eduardo. W kadrze patrzy na Piotra Zielińskiego. – On ma wszystkie narzędzia na boisku. Gdy ktoś blokuje mu prawą nogę, to on nie ma problemu, by zejść do lewej. Chciałbym mieć to w choćby zbliżonym poziomie. Zielu jest nietypowym polskim piłkarzem. To co rzuciło mi się w oczy, to szybkość z jaką zmienia kierunek prowadzenia piłki. Może rozrzucać podania gdzie chce – opowiada.
Szymański te obserwacje zbiera nie tylko dla siebie, ale również swoich rówieśników i zawodników młodszych, którzy mogą z zazdrością patrzeć na eksplozję jego formy i znaczenia w drużynie mistrzów Polski. – Grając wcześniej z kolegami, nie każdy z nich powiedziałby, że zaraz będę w pierwszej drużynie, w reprezentacji – tłumaczy. – Może to zabrzmi śmiesznie, bo nie mam wielkiego doświadczenia, a oni mogę zrozumieć to na opak, ale już staram się młodszym od siebie pomagać. Jednak to, co im mówię, co im daję, będzie im bardzo przydatne, oczywiście jeśli wezmą to do siebie. Każdemu byłoby łatwiej, gdyby jak najwcześniej zaczęli słuchać starszych kolegów. Zawsze słuchałem trenerów i nawet teraz, gdy jestem już na tym poziomie ciągle przypominam sobie ich słowa.
Michał Zachodny, Arłamów