Aktualności
Reprezentacja Polski, czyli kadra bez klonów
Była 81. minuta spotkania w Bukareszcie, Polacy prowadzili po golu Kamila Grosickiego, grali dobrze i w tamtej chwili wydawało się, że bardziej będzie zależeć im na bronieniu korzystnego wyniku. Tymczasem Adam Nawałka zdecydował się na ofensywną zmianę – za Piotra Zielińskiego wprowadził Łukasza Teodorczyka. Już kilkadziesiąt sekund po wejściu napastnik miał asystę przy bramce Roberta Lewandowskiego, uczestniczył też w akcji, która przyniosła rzut karny. W dziesięć minut jego wpływ na mecz był tak znaczący, że selekcjoner – co zdarza mu się rzadko – wyróżnił Teodorczyka na konferencji prasowej. – To była bardzo udana zmiana. Łukasz wywiązał się ze swojej roli. Chcieliśmy dodać drużynie świeżej krwi i pozytywnych emocji. A jego gra w klubie spowodowała, że wcześniej zaplanowaliśmy tę zmianę – wypowiadał się Nawałka.
Kluczowe jest zwłaszcza ostatnie zdanie. Dzięki skrupulatnym obserwacjom, tysiącom godzin spędzonym w podróżach na mecze reprezentantów, selekcjoner i jego sztab doskonale znają możliwości piłkarzy. To z kolei pozwala przygotować na każde spotkanie nie jeden, ale kilka planów, które w zależności od wydarzeń na boisku Nawałka wprowadza w życie.
Gdyby świat był idealny, w Bukareszcie selekcjoner miałby szersze pole manewru, za Zielińskiego mógłby wpuścić kolejnego rozgrywającego. Jednak ani wtedy, ani w dalszej części eliminacji takiej możliwości Nawałka nie miał. – Tak to w naszej drużynie jest, że jeden do jednego nie da się zastąpić żadnego z piłkarzy – mówi selekcjoner reprezentacji Polski.
To z jednej strony ułatwia mu pracę, a z drugiej – komplikuje. W pierwszym przypadku daje więcej możliwości zaskoczenia przeciwnika, rotacji przed meczem i w jego trakcie. Jednak bardziej interesujące jest to, jak z tą różnorodnością swoich piłkarzy Nawałka musi się zmagać. Przy zgrupowaniach raz na dwa, czasem trzy miesiące trudno jest wytypować jedenastkę na mecz nawet do ostatnich godzin przed pierwszym gwizdkiem. Wszystko ze względu na kontuzje, problemy w klubie lub przemęczenie zawodników. Stąd Nawałka musi w krótkim okresie działać z chirurgiczną precyzją: nie tylko w dostosowywaniu obciążeń, indywidualizacji zajęć, ale też pracy stricte taktycznej. W trwających ponad rok eliminacjach mundialu reprezentanci na treningu w mniej lub bardziej okrojonym gronie spotkali się ledwie trzydzieści razy.
Na zgrupowaniach liczy się każda godzina. Odprawy dla zespołu nie są przesadnie długie, jednak sztab wykorzystuje też czas na rozmowy indywidualne. Albo selekcjoner, albo jeden z jego asystentów siadają z piłkarzem, pokazują mu wybrane klipy wideo i tłumaczą, czego wymagają. W tych chwilach zaczyna się wprowadzanie w życie planu na mecz, a także regulowanie gry reprezentacji poprzez różnorodne profile i atrybuty zawodników. Słowem: inaczej Polska gra z Arkadiuszem Milikiem obok Lewandowskiego, a inaczej, gdy rolę dziesiątki spełnia Zieliński.
Kadra ma kręgosłup, wyćwiczone schematy, ale selekcjoner często tłumaczy, że w przypadku pozycji o największej rotacji musi działać tak, jakby regulował każdy aspekt gry. Najlepiej widać to po przykładzie Grosickiego: gdy w składzie jest dwóch napastników, skrzydłowy trzyma się bliżej linii bocznej, a gdy dziewiątka jest jedna – zbiega do środka. Wystarczy porównać jego mecze z Rumunią (3:1) i Kazachstanem (3:0) w eliminacjach MŚ. W tym pierwszym – z jednym napastnikiem – miał tylko dwa dośrodkowania, w drugim, gdy grał duet Lewandowski-Milik – aż dziewięć.
Znajomość i świadomość różnorodności profili zawodników przydaje się do zaskakiwania przeciwników. Po meczu z Danią (0:4) i przy zmęczeniu Jakuba Błaszczykowskiego jego miejsce na prawej pomocy przeciwko Kazachstanowi zajął Maciej Makuszewski, który w Kopenhadze dopiero zadebiutował. Jego umiejętności są inne, mniej jest małej gry, ale więcej wyjść na wolne pole, szybkości w pojedynkach z obrońcami. A do tego rywale nie mogli spodziewać lub przygotować się na to, jak Makuszewski zachowa się np. przy dośrodkowaniach. I tym sposobem skrzydłowy zaskoczył Kazachów przy akcji na 1:0, zresztą stworzonej i wykończonej przez trzech zmienników – skrzydłowego Lecha, Macieja Rybusa i Arkadiusza Milika, którzy weszli do składu po porażce z Danią. Nie tylko dlatego że tego wymagała sytuacja, ale po prostu inny był plan Nawałki.
Można również spojrzeć na defensywę: współpraca Michała Pazdana i Kamila Glika wygląda tak dobrze, ponieważ obaj się uzupełniają swoimi różnymi charakterystykami. O ile różnica warunków fizycznych jest łatwo zauważalna, o tyle nie wszyscy mogą dostrzec, jak wpływa to na ich grę. Pazdan – częściej asekurujący kolegę, skupiający się na „czytaniu gry” rywali – stacza jedną trzecią pojedynków mniej w porównaniu do Glika (średnio osiem do dwunastu w meczu). Jednak nawet patrząc na ławkę rezerwowych pod kątem stoperów, ani Thiago Cionek, ani Marcin Kamiński czy Jan Bednarek nie są zawodnikami, którzy odpowiadają profilem jeden do jednego podstawowym środkowym obrońcom.
Swojego naturalnego zmiennika nie ma oczywiście Lewandowski, w środku pola charakterystyką wyróżnia się nie tylko Zieliński, ale również Grzegorz Krychowiak. Na lewej obronie w eliminacjach grali Artur Jędrzejczyk, Bartosz Bereszyński i Maciej Rybus – każdy z nich jest po prostu innego typu piłkarzem. Swojego zmiennika jeden do jednego nie ma również Kamil Grosicki, choć selekcjoner pod ten profil piłkarzy wciąż szuka: gdy skrzydłowy schodził z boiska, to w jego miejsce pojawiali się m.in.: Sławomir Peszko, Maciej Makuszewski, Paweł Wszołek i Rafał Wolski.
Osiągnięciem w tym wszystkim jest to, że choć liczbowo wcale w eliminacjach MŚ nie zagrało w kadrze więcej zawodników niż na drodze do Euro 2016, to kadra wydaje się szersza. Przecież reprezentacja musiała radzić sobie przez większość czasu bez Milika, w trzech meczach zabrakło wcześniej zawsze obecnego Krychowiaka. Ani razu selekcjoner nie wystawił tej samej jedenastki, ostatni raz zdarzyło się to na turnieju we Francji, w spotkaniach ze Szwajcarią oraz Portugalią. – Można porównać naszą selekcję sprzed dwóch lat do obecnej – mówił Nawałka na starcie przygotowań przed mundialem. – A ta szersza kadra jest naprawdę bardzo wartościowa, m.in. dlatego zdecydowałem się powołać większą liczbę zawodników na ostatnie zgrupowanie – dodał.
Jednak w Arłamowie stawiło się aż 32 piłkarzy nie po to, by uczestniczyć w castingu na dublerów Lewandowskiego, Grosickiego czy Krychowiaka, ale przekonać selekcjonera, że mogą być „zadaniowcami”. To jedna z ulubionych ról Nawałki, wymagająca od zawodnika pełnego poświęcenia i skupienia na zrealizowaniu precyzyjnych poleceń sztabu szkoleniowego. Im więcej różnorodnych zadaniowców, tym bardziej obszerny jest meczowy plan, a drużyna przygotowana i świadoma, że na boisku niewiele rzeczy może ją zaskoczyć. To wartość nie do przecenienia.
Michał Zachodny