Aktualności
[MŁODZIEŻ EKSTRAKLASY] Sylwester Lusiusz – jak zostać piłkarzem
Kiedy bracia Lusiusz szli grać w piłkę z innymi, wynik spotkania z góry był do przewidzenia. Oni wygrywali. Na boisko nie mieli daleko: w linii prostej to jakieś 50 metrów od rodzinnego domu w Przysietnicy. Typowy beton, obok szkoły. Tutaj przesiadywali po 6, 7 godzin dziennie. – Przysietnica jest podzielona na dwie części, które dzieli ulica. Rywalizowaliśmy więc strona na stronę. Mecze kończyły się naszym zwycięstwem różnicą 11 bramek – mówi Mateusz Lusiusz, drugi najstarszy z braci, po Dawidzie. Potem był Sylwester (rocznik 1999), na samym końcu 18-letni Gabriel.
– Gdy wybieraliśmy składy, każdy zaczynał od Sylwka, następnie brał Dawida – przyznaje Mateusz. – Jak Lusiusze grali razem, to w okolicy nie było na nas mocnych! Dobrze pamiętam te mecze „górka” na „górkę”. Mieliśmy dużo młodszy skład, a nie zdarzyło się, żebyśmy przegrali – wspomina czasy podwórkowe Sylwester.
Co chciał, to osiągnął
Te czasy stanowiły wstęp do późniejszej kariery Sylwestra Lusiusza. – Między nami nie było jakieś dużej różnicy. Trenowaliśmy tyle samo, kwestia tylko głowy, podejścia. Sylwek wiedział, że zostanie piłkarzem i na tym się koncentrował, podczas gdy my mieliśmy większe czy mniejsze wybryki. Inne rzeczy odwracały naszą uwagę, a on tylko piłka, piłka, piłka – tłumaczy Mateusz Lusiusz, który razem z Dawidem i Sylwestrem występowali w Iskrze Przysietnica.
– Z tej czwórki to Dawid [już nie gra, wyjechał pracować za granicę – przyp. aut.] miał największy talent, ale nie miał odpowiednich predyspozycji mentalnych. Nie miał też tyle szczęścia, co Sylwek, który trafiał na podatny grunt. Przede wszystkim chciał. Każdą wolną chwilę spędzał na boisku. Solidność była jego mocną stroną. Cechowała go waleczność, dużo biegał. Musiał jakoś nadrabiać różnice w wieku, bo był najmłodszy w drużynie. Mieliśmy niezły zespół, zajęliśmy 1. miejsce w rozgrywkach trampkarzy. Strzeliliśmy ponad 100 goli, z czego wiele było udziałem Sylwka, który grał na pozycji numer osiem lub dziesięć – tłumaczy w rozmowie z "Łączy Nas Piłka" Sławomir Skwarcan, pierwszy trener Lusiuszów.
Wśród meczów tego sezonu było to ze Święcanami, które dało zwycięstwo Iskry 19:0. Sylwester grał w pomocy, strzelił dwa gole. – Co prawda w takim meczu mógł błysnąć każdy, niemniej brat zaliczył świetny występ. Myślę, że to wtedy każdy się na nim poznał – przekonuje Mateusz Lusiusz.
Ten od ciętej riposty
Jego brat, dziś zawodnik „Pasów”, swoją drogę, z ostatnim etapem w ekstraklasie, kontynuował w Krośnie. Tam Sylwestra Lusiusza „przejął” Dariusz Liana. – Jak przyszedł do Karpat nie był wcale wybijającym się zawodnikiem, jednak podejściem, pokorą przebił z czasem wszystkich. W klasie chłopaków z talentem było wielu, on wcale się nie wybijał. Ci jego koledzy teraz nie grają w ogóle w piłkę. A on to klasyczna ósemka z dobrym odbiorem, zawsze prezentował wysoki poziom, grał dla drużyny, nigdy pod siebie. Taki sam styl jak w Cracovii prezentował u nas. Może nie miał powalających statystyk, za to robił kapitalną robotę. W testach wytrzymałościowych – tzw. big test – wypadał najlepiej. Poziom wytrzymałościowy najwyższy ze wszystkich – podkreśla Liana.
W życiu szatni Sylwester Lusiusz też dobrze się odnajdywał. – Słynął z żartu sytuacyjnego i ciętej riposty. Słuchał, słuchał i nagle wyciągał żart z rękawa – tłumaczy trener Lusiusza z Krosna oraz Ośrodka Szkolenia Młodzieży, po czym wtrąca: – Patrząc na jego, podkreślmy: zabójczy, wyraz twarzy, można się przestraszyć. A przecież to skromny, nawet bardzo skromny chłopak.
Zdaniem Liany jego podopieczny trafił do Cracovii dzięki systematycznej pracy. I tutaj systematycznie piął się w górę klubowej hierarchii. Junior młodszy, junior starszy, rezerwy, pierwszy zespół, w którym zadebiutował w sezonie 2017/18. Potem miał rok przerwy w występach w ekstraklasie. W trwającym sezonie gra dużo, stopniowo wypracowując pozycję w zespole.
– Z meczu na mecz przekonuje się, że nie taka straszna ta ekstraklasa, zwłaszcza dla młodych zawodników. Dlaczego zacząłem grać od początku sezonu? Sądzę, że to efekt tego, że dobrze prezentowałem się na obozie przygotowawczym. Jeśli mówimy o poprzednim sezonie: skończył mi się wiek juniora, chciałem odejść na wypożyczenie, ale weto postawił trener Michał Probierz. Powiedział, że lepiej dla mnie jak zacznę się uczyć od Janusza Gola i Damiana Dąbrowskiego. Przeczekałem więc rok, cierpliwość się opłaciła, dostałem bowiem prawdziwą szansę – mówi nam Sylwester Lusiusz, którego trener Probierz docenił za determinację i poświęcenie się pracy.
Wujek pomógł
– To typ trenera, u którego najważniejsza jest praca. Jak u niego mocno trenujesz, nie narzekasz, to będziesz grał. Nie tak dawno wiele osób narzekało na młodzieżowców Cracovii, jak widać nie jest tak źle. Mamy Kamila Pestkę, Michała Rakoczego, Sebastiana Strózika, mnie – wylicza Lusiusz.
– Ostatnio bardzo wzrosła świadomość Sylwka pod każdym względem. Nawet w kwestii diety i suplementacji. Może we wcześniejszych meczach nie było tego widać, ale on jest potrzebny Cracovii. Mocno pracuje na boisku, daje komfort Golowi, który nie musi oglądać się za siebie, bo wie, że Sylwek go zaasekuruje – zauważa Mateusz Lusiusz.
– Jankowi wystarczy tylko oddać piłkę, już wie co z nią zrobić – argumentuje Sylwester Lusiusz, którego wzorem w młodości był Leo Messi. Później z uwagą śledził grę Toniego Kroosa, Paula Pogby, Sergio Busquetsa. Ale te początki nie były łatwe. – W szóstej klasie szkoły podstawowej przeniosłem się do internatu w Krośnie. Nikogo nie znałem. Byłem samotny, myślałem o rodzinie. Dopiero pół roku później dołączył do mnie Dawid. Jestem zwolennikiem małych kroków. Wszystko po kolei. Jeśli miałbym w ogóle marzyć kiedyś o wyjeździe to musiałbym się wyróżniać w ekstraklasie, być wiodącą postacią w Cracovii – zaznacza zawodnik ekipy Michała Probierza.
Liana: – W seniorach Cracovii długo nie grał. Doczekał się szansy, w meczu z Rakowem Częstochowa zaliczył 11 odbiorów, najwięcej ze wszystkich zawodników ekstraklasy. Będąc u nas nie rwał się do odejścia. Myślę, że jego karierą dobrze pokierował Tomasz Wacek, wujek, były zawodnik „Pasów”. Dużo rozmawialiśmy, wszystko było transparentne. Mógł u nas zostać, dostał ofertę z Krakowa, nie postąpił emocjonalnie, przeanalizował co na tym zyska. To wzór jak powinna rozwijać się kariera.
Piotr Wiśniewski