Aktualności
„TurboGrosik” robi różnicę. Szwajcarska zemsta
„TurboGrosik” robi różnicę. Nic dodać, nic ująć. Szybkość i przebojowość Kamila Grosickiego znaczy dla reprezentacji Polski bardzo wiele. To zawodnik, który potrafi odmienić losy każdego meczu i jedną akcją przesądzić o zwycięstwie swojego zespołu. Doskonale wie o tym również Adam Nawałka. Kiedy urodzony w Szczecinie zawodnik doznał kontuzji skręcenia stawu skokowego w meczu z Litwą w Krakowie, który był dla reprezentacji Polski ostatnim sprawdzianem przed EURO 2016, selekcjoner zachował wręcz lodowaty spokój. – Kamil będzie gotowy na mistrzostwa – zapewniał.
„Grosik” walczył z czasem i dzięki żmudnej pracy z fizjoterapeutami, rzeczywiście był gotowy. Palił się do gry już od początku meczu z Irlandią Północną, ale Nawałka go tonował. Wyjaśniał, że francuski turniej nie kończy się tylko na tym jednym spotkaniu. Dał szansę Bartoszowi Kapustce, a Kamila oszczędził, wpuścił dopiero na końcówkę. Selekcjoner doskonale wiedział, że Grosicki będzie jeszcze potrzebny w kolejnych bitwach.
W meczu z Niemcami na Stade de France zawodnik Rennes wybiegł już w pierwszym składzie i – podobnie, jak cała drużyna – zagrał bardzo dobrze. Sam powtarzał jednak, że potrzebuje jeszcze chwili, jeszcze kilkunastu minut, aby być na maksa przygotowanym.
Turbodoładowanie „Grosik” włączył w najlepszym z możliwych momentów – w 1/8 finału mistrzostw Europy. Od początku starcia ze Szwajcarią Kamil wyglądał świetnie. Raz po raz nękał rywali lewym skrzydłem, łamał też akcje, schodząc do środka i strzelał lub dogrywał lepiej ustawionemu koledze. W pierwszej połowie próbował nawet uderzenia przewrotką, ale piłka powędrowała obok bramki.
Po przerwie biało-czerwoni oddali inicjatywę rywalom. To Szwajcarzy musieli odrabiać straty i atakowali, a my nastawiliśmy się na naszą ulubioną broń – grę z kontry. Na skrzydłach mieliśmy niezwykle szybkich Grosickiego i Jakuba Błaszczykowskiego, ale… musieliśmy czekać na swoje szanse. I to bardzo długo. Podopieczni Vladimira Petkovicia napsuli nam sporo krwi, atakowali z rozmachem. My cofnęliśmy się za bardzo. Trzykrotnie w fantastyczny sposób ratował nas Łukasz Fabiański. W 82. minucie był jednak bezradny, kiedy ślicznym strzałem przewrotkę z linii pola karnego pokonał go Xherdan Shaqiri. Piłka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do siatki.
W regulaminowym czasie gry było 1:1, a jeszcze w pierwszej połowie dogrywki zmęczonego „Grosika” zmienił Sławomir Peszko. Druga odsłona dodatkowego czasu również nie przyniosła rozstrzygnięcie i o zwycięstwie zadecydowała seria rzutów karnych, w której skuteczniejsi byli Polacy. Po jej zakończeniu „Grosik” i koledzy oszaleli z radości.
Na przedmeczowej konferencji prasowej Grosickiego zapytano o przygodę ze szwajcarskim FC Sion, do którego trafił z Legii Warszawa wiosną 2008 roku. – Byłem wtedy młodym zawodnikiem. To był błąd, że w ogóle tam poszedłem – odparł krótko, nie dając się wciągnąć w szczegóły.
Polscy kibice pamiętają jednak doskonale, że rozstawał się z tym klubem w atmosferze skandalu. Chciano się go pozbyć i perfidnie podsunięto do podpisania dokument o rozwiązanie kontraktu i zrzeknięcie się pieniędzy. Podpisał. Wykorzystano naiwność „Grosika” i brak znajomości języka. Kamil znalazł się na życiowym zakręcie. Na szczęście wstał z kolan i podążył odpowiednią drogą. Drogą, dzięki której zagrał w 1/8 finału EURO 2016 i wykonał swoją małą szwajcarską zemstę.
Paweł Drażba, Saint-Etienne