Aktualności
Schodzą z europejskiej sceny
Był 1998 rok. 19-letni wówczas Marcin Borkowski właśnie kończył wiek juniora starszego, grając w Metalowcu Lublin, który był satelicką drużyną Motoru. Zbliżała się matura. – O tym, że zapisałem się na kurs, zdecydowała rozmowa z sąsiadem – śmieje się po latach Marcin Borkowski.
Albo sędzia albo asystent
Sąsiadem był Marian Rapa, znany lubelski arbiter, który przez lata prowadził zawody na szczeblu centralnym. – Pan Marian powiedział, że jest możliwość wzięcia udziału w kursie. Nie zastanawiałem się długo, tylko się zapisałem. Kurs odbył się zimą, a na wiosnę sędziowałem w okręgu lubelskim – wspomina Borkowski.
Jesienią „Borek” prowadził już mecze na Mazowszu. Dostał się na studia w Warszawie i zdecydował, że tam będzie kontynuował swoją przygodę. Przez 5 lat studiów, które z powodzeniem łączył z sędziowską pasją, doszedł do poziomu III ligi jako sędzia główny. Jednak po jednym sezonie w tej klasie rozgrywkowej zaliczył spadek. – I wtedy, a był to chyba 2004 rok, musiałem zdecydować, czy nadal chcę prowadzić mecze „na środku”, czy pełnić funkcję asystenta. Wybrałem tę drugą opcję – mówi Marcin.
Zbiegło się to z przeprowadzką w drugim kierunku, tym razem ze stolicy do Lublina. Borkowski zaczął jeździć na mecze II ligi (obecna I liga) z Pawłem Gilem. Po sezonie obaj awansowali na najwyższy poziom. I tam już zostali na lata. – Ale debiut w ówczesnej pierwszej lidze przypadł jeszcze wcześniej, gdy studiowałem w Warszawie. Na swój pierwszy mecz pojechałem z Mirosławem Ryszką – wspomina „Borek”.
Zaczęło się od eliminacji mistrzostw Europy U-19
Gdy Borkowski zdobywał pierwsze szlify w dawnej I lidze, Krzysztof Myrmus, sędzia asystent ze śląskiego Skoczowa, miał za sobą już kilka spotkań w Europie. – Zacząłem wcześniej niż Marcin. Sędzią zostałem w 1991 roku, mając 17 lat. Zaczęło się niepozornie, bo gdy przyszedłem na trening Beskidu Skoczów, trener powiedział, że na rozpoczynanie piłkarskiej kariery w tym wieku jest już za późno. Dodał, że w pobliżu odbywa się spotkanie sędziów i żebym spróbował tam. Tak zrobiłem – opowiada Myrmus.
Dość szybko zaczął wspinać się na kolejne szczeble. Gdy doszedł do IV ligi i był jednym z potencjalnych kandydatów do III, podobnie jak „Borek”, musiał zdecydować, czy chce być sędzią, czy asystentem. I znów wygrała druga opcja. Pierwszy mecz jako asystent na szczeblu II ligi (dzisiejsza I liga) zaliczył w 1998 roku. Dwa lata później zadebiutował w I lidze, czyli obecnej ekstraklasie.
Wybór obu panów okazał się trafny. Obaj zaliczali kolejne dobre występy w najwyższej klasie. Do tego dobrze posługiwali się językiem angielskim. To nie mogło zakończyć się inaczej. W 2002 roku, po dwóch latach spędzonych w I lidze, Krzysztof Myrmus otrzymał nominację na asystenta międzynarodowego. – Jeszcze przed nominacją, w latach 2001-2002, prowadziłem za granicą cztery mecze jako asystent. Były to występy młodzieżowych reprezentacji – mówi Krzysztof.
Jego pierwszym zagranicznym występem było spotkanie w turnieju eliminacyjnym mistrzostw Europy drużyn do lat 19. Zmierzyły się w nim Słowenia z Grecją.
Najważniejszy jest najbliższy mecz
W 2003 roku Krzysztof Myrmus znalazł się na liście asystentów FIFA i przez kolejne 17 lat, do końca 2019, prowadził mecze jako arbiter międzynarodowy. W tym czasie sędziował około 130 spotkań na tym szczeblu. Czy zaczynając kurs w 1991 roku spodziewał się, że będzie to początek tak bogatej kariery? – Z pewnością nie. Oczywiście, każdy ma marzenia. Moim było dostanie się na szczebel centralny. Gdy doszedłem do tego poziomu, chciałem poprowadzić mecz w ekstraklasie, a następnie poza Polską. Te marzenia zrealizowałem z nawiązką, z czego jestem zadowolony – przekonuje Krzysztof.
Jaka była jego recepta na sukces? – Po prostu robiłem swoje. Każdy mecz chciałem sędziować jak najlepiej, do każdego byłem przygotowany na 100 procent. Liczył się tylko ten konkretny mecz i nic więcej – dodaje Myrmus.
– Podchodzę do tego tak samo. Wiadomo, że człowiek ma pewne marzenia, plany. Ale w przypadku meczów liczy się tylko ten, który przed tobą. Jeśli jesteś na nim maksymalnie skoncentrowany i do niego przygotowany, to poprowadzisz go na odpowiednim poziomie. A później cegiełka po cegiełce, mecz po meczu, twoja dobra praca będzie zauważona – tłumaczy Borkowski.
On nominację na sędziego asystenta FIFA otrzymał w 2006 roku, zaledwie po ośmiu latach od zakończenia kursu. W tym samym roku wziął udział w turnieju młodzieżowych reprezentacji odbywającym się w Austrii. Rok później Marcin Borkowski sędziował już z plakietką FIFA Assistant Referee. – Pierwszy mecz prowadziliśmy na Litwie z Jackiem Granatem. Było to spotkanie Ekranas Poniewież – Valerengens IF w ramach eliminacji Pucharu UEFA – wspomina Marcin.
Hymn Ligi Mistrzów? Człowiek ma ciarki na plecach
Zarówno Marcin, jak i Krzysztof, w czasie swojej kariery prowadzili wiele prestiżowych spotkań. Które najbardziej zapadły im w pamięć?
Krzysztof Myrmus: – Dużo było tych ciekawych. Ale do najciekawszych należały spotkania pierwszych reprezentacji narodowych. Wymienię choćby mecz Brazylia – Japonia rozgrywany w Polsce, czy ten ostatni w ramach eliminacji mistrzostw świata 2018 pomiędzy Chorwacją a Finlandią. Jeśli chodzi o mecze klubowe, w pamięci zapadły mi dwa spotkania prowadzone w zespole Roberta Małka: 1/8 Pucharu UEFA w 2007 roku: Celta Vigo – Werder Brema i 1/16 tych rozgrywek rok później, gdy zmierzyły się Bayern Monachium z Aberdeen FC.
Marcin Borkowski: – Ze spotkań klubowych najbardziej zapamiętam mecz Broendby Kopenhaga z Herthą Berlin w 2016 roku. To było spotkanie rewanżowe w ramach kwalifikacji Ligi Europy. Było tak intensywne i prowadzone w tak szalenie wysokim tempie, że nie miałem ani chwili odpoczynku. Na pewno miło wspominam spotkania z Pawłem Gilem w ramach Ligi Mistrzów: Szachtar Donieck – FC Nordsjaelland i Paris Saint-Germain FC – Dinamo Zagrzeb. Mogę tylko potwierdzić, że słuchając hymnu Ligi Mistrzów na żywo człowiek ma ciarki na plecach.
Nie tylko asystenci
Warto też dodać, że obaj mają za sobą sporo meczów prowadzonych jako techniczni czy AVAR. W tej pierwszej roli Krzysztof Myrmus sędziował spotkania reprezentacji, m.in. Hiszpania – Anglia (sędzia Szymon Marciniak) czy klubowych rozgrywek Pucharu UEFA, m.in. FC Sevilla – FC Krasnodar, Borussia Dortmund – Atalanta Bergamo (w obu sędzią był Daniel Stefański), Spartak Moskwa – Rapid Wiedeń i Southampton FC – Inter Mediolan (sędzia Paweł Gil).
Natomiast Marcin Borkowski pełnił funkcję rezerwowego asystenta podczas Euro 2012 rozgrywanego w Polsce i na Ukrainie. Był jednym z dwóch arbitrów, którzy wówczas brali udział w turnieju. Technicznym był Marcin Borski. Z kolei w 2018 roku polski zespół z Borkowskim w składzie prowadził spotkanie Anglia – Niemcy na Wembley. Był to pierwszy oficjalnym mecz z użyciem technologii VAR na wyspach. Sędzią tego spotkania był Paweł Raczkowski, a w wozie VAR razem z Borkowskim siedział Paweł Gil.
Bohaterowie tego tekstu mają na koncie także ogromną liczbę międzynarodowych turniejów reprezentacji młodzieżowych U-17, U-19 i U-21. – To właśnie podczas jednego z nich, mistrzostw Europy do lat 19 w 2008 roku nawiązałem dobrą znajomość z sędzią grupy Elite, Williamem Collumem ze Szkocji. Wtedy razem sędziowaliśmy mecz finałowy Niemcy – Włochy. Znajomość, która z czasem przerodziła się w przyjaźń, trwa do dziś. Cały czas utrzymujemy ze sobą kontakt, rozmawiamy i piszemy do siebie – mówi Myrmus.
Treningi, organizacja, logistyka
Właśnie liczne znajomości i przyjaźnie są jednym z wielu pozytywnych aspektów, które Krzysztof i Marcin, zawdzięczają bogatej karierze międzynarodowej. – Na swojej drodze również spotkałem wielu fajnych, ciekawych ludzi. Zawarte lata temu przyjaźnie trwają do dziś i pozostaną jeszcze na długo – wtóruje swojemu koledze Marcin Borkowski.
Co jeszcze? – Na pewno to, że pasja przerodziła się w zawód. I to zawód, który sprawia mnóstwo przyjemności. To także dzięki międzynarodowej karierze mogliśmy odwiedzić różne zakątki świata. Celowo używam słowa „odwiedzić”, bo na zwiedzanie przy tak intensywnym grafiku, jaki ma się podczas zagranicznego wyjazdu na mecz, brakuje czasu. Choć tu wyjątkiem był 2008 rok, kiedy razem z Marcinem Borskim i Maciejem Szymanikiem byliśmy na wymianie sędziowskiej w Japonii. Naszemu pobytowi towarzyszyło spore zainteresowanie mediów. Dla nas też było to zupełnie nowe doświadczenie. Wtedy też mieliśmy między spotkaniami chwilę wolnego. Mogliśmy trochę pozwiedzać i przekonaliśmy się o różnicach kulturowych, jakie nas dzielą. Przykład? Godziny meczów wyznaczane były o nietypowych porach, dajmy na to o 19:02. To dlatego, że Japończycy są bardzo dokładni, liczy się dla nich każda sekunda – opowiada Krzysztof Myrmus.
Międzynarodowa kariera oznacza także konieczność dobrej organizacji czasu, planowania i logistyki. A czasem wyrzeczeń. – Na pewno niełatwo jest pogodzić sędziowanie na międzynarodowym poziomie z pracą i rodziną. W moim przypadku przez lata to się udawało. Może było też łatwiej dzięki temu, że razem z żoną nie znaliśmy życia bez sędziowania – mówi Borkowski.
Myrmus dodaje: – Sędziowanie na tym poziomie wymaga bycia w stałym cyklu treningowym, uczestniczenia w wielu seminariach UEFA i FIFA. W moim przypadku, a pracowałem w branży nieruchomości, uniemożliwiało też godzenia go ze stałą pracą zawodową. Kiedyś policzyłem, że w ciągu 10 lat międzynarodowej kariery przez dwa lata byłem poza domem.
Młodzi asystenci czekają na swoją szansę
Wraz z zakończeniem 2019 roku międzynarodowa kariera asystenta Krzysztofa Myrmusa i Marcina Borkowskiego dobiegła końca. – Następuje pewna naturalna zmiana pokoleniowa. Jest wielu świetnych młodych asystentów, którzy czekają na swoją szansę. Dlatego stwierdziłem, że jest to odpowiedni moment, by skupić się na sędziowaniu w Polsce – uzasadnia swoją decyzję Krzysztof Myrmus.
Marcin Borkowski, który jest zawodowym strażakiem i dowódcą jednostki w Lublinie tłumaczy, że coraz więcej obowiązków służbowych i spraw rodzinnych nie pozwalało mu na dłuższe godzenie tych ról z funkcją sędziego międzynarodowego. – Na pewno będę dobrze wspominał ten rozdział mojej kariery. To niesamowite jak przez te 13 lat zmieniły się Przepisy Gry. Nastąpiła duża ewolucja. Sporo zmieniło się, jeśli chodzi o spalonego. Gra stała się szybsza. Wprowadzone modyfikacje sprawiły, że mecze lepiej się ogląda. Pada w nich więcej bramek – zauważa Marcin Borkowski.
Dla obu panów rozstanie z plakietką FIFA Assistant Referee nie oznacza końca przygody z sędziowaniem. Obaj nadal pozostają zawodowymi sędziami asystentami w PKO BP Ekstraklasie. Będą też pełnili podczas spotkań funkcję sędziów AVAR. – Nadal spełniamy się w tej roli i nie zamierzamy rezygnować z sędziowania na krajowym podwórku tak długo, jak to będzie możliwe – deklarują.
Piotr Kozłowski
>>>WIĘCEJ W NAJNOWSZYM MAGAZYNIE PZPN – „SĘDZIA”. POBIERZ TUTAJ<<<