Aktualności
[WYWIAD] Paweł Bochniewicz: Jeden za drugim idzie w ogień
Przy okazji konfrontacji z Italią przypomniałeś sobie swoje włoskie przygody?
Paweł Bochniewicz: W Primavera Udinese grałem z bramkarzem obecnej kadry Włoch U-21, Aleksem Meretem. Na ławce siedział też mój inny kumpel z tego klubu, Giuseppe Pezzella, z większością naszych ostatnich rywali na Euro rywalizowałem w rozgrywkach juniorskich i młodzieżowych. Przed meczem w Bolonii zamieniłem parę słów z kilkoma Włochami, po spotkaniu już nikt z nich nie miał na to ochoty. Oni tak szybko uciekli do szatni, że nie było czasu na pogaduszki. Generalnie to jednak nie jest problem, bo cieszyłem się ze zwycięstwa wraz z kolegami, sztabem i kibicami z Polski.
Przewidywałeś taki scenariusz meczu na Renato Dall’Ara?
Byliśmy świadomi ich przewagi w umiejętnościach piłkarskich, ale też mamy dobre strony. Lubimy się bronić, grać z kontrataku i tak wyglądał bój z Włochami w Bolonii.
Trener Czesław Michniewicz podkreśla często, że świadomie cierpicie. Zgadasz się?
Można to nazwać cierpieniem, ale niektórzy powiedzą, że Polska pokazała sztukę gry w obronie. Nie ma się czego wstydzić, nie jest niespodzianką, że taki styl obraliśmy. Skoro coś przynosi wyniki to nie widzę potrzeby by to zmieniać.
Widziałeś jak Włosi irytowali się po każdej kolejnej udanej interwencji polskich obrońców lub bramkarza?
Mieliśmy im nie dać się rozpędzić. Gdyby strzelili jedną, drugą bramkę byłoby bardzo ciężko o korzystny wynik. Chcieliśmy trochę zabić ten mecz, skupiać się na defensywie i czekać na okazję do strzelenia bramki. Taka się przydarzyła, wykorzystaliśmy ją i sięgnęliśmy po komplet punktów.
Trudno się gra przeciwko zawodnikowi klasy Federico Chiesy?
To jest bardzo dobry zawodnik. Na zgrupowanie młodzieżówki przyjechał prosto z eliminacji seniorskich Mistrzostw Europy, zagrał w nich z Grecją i Bośnią Hercegowiną. On i Moise Kean, który pojawił się w Bolonii po przerwie robili dużo zamieszania w naszych szykach obronnych, ale ostatecznie daliśmy sobie z nimi radę. Kawał kapitalnej roboty wykonał też Kamil Grabara, w pierwszej połowie wygrał sam na sam z Chiesą, w drugiej obronił jego potężną bombę. Każdy z nas dał z siebie sto procent by zatrzymać ich liderów. Nie straciliśmy gola, taki był nasz cel.
Nakręcaliście się z minuty na minutę udanymi interwencjami?
Wpadliśmy w trans. Bardzo ważnym aspektem tej drużyny jest to, że jeden za drugim pójdzie w ogień, czy na boisku, czy poza nim. Jak ktoś gorszy moment to może liczyć na wsparcie. Jakoś ciągniemy ten wózek. W drugiej części Włosi nas trochę zdenerwowali, bo nie wybili piłki gdy leżał Dawid Kownacki. Ciągle byliśmy prowokowani, stosowali pewne niekoniecznie dozwolone chwyty, lecz byliśmy na to uczuleni. Oni symulowali przy niby faulach, a sami ostro wchodzili. Nie zważali, że Dawid leżał, ale i z tym sobie daliśmy radę. Trener przygotował nas na wszelkie detale, a my nie daliśmy się wyprowadzić z równowagi. Wiemy o co toczy się gra, jaka jest stawka meczów UEFA Euro U-21, dla takich chwil człowiek jako młody chłopak trenuje. Im więcej kibiców na trybunach tym lepiej się gra. Na Renato Dall’Arra było sporo polskich kibiców, w tym gronie moi bliscy z rodzinami na czele. Nie zawiedliśmy.
Dwa mecze, sześć punktów, odlecieć chyba jednak nie można?
Nie ma takiej opcji. Szkoda, że Hiszpania zdobyła drugiego gola w spotkaniu z Belgią, bo bylibyśmy już na igrzyskach i w półfinale Euro. Zdajemy sobie sprawę, w jak ciężkiej grupie jesteśmy i gramy do końca zachowując pełną koncentrację. Wstajemy rano po zwycięstwie z Włochami i zabieramy się za analizę Hiszpanii i naszych błędów w konfrontacji z gospodarzami. Wszystko można poprawić, każdy z zawodników wie doskonale po co przyjechał na tą imprezę.
Czujesz we Włoszech klimat wielkiego turnieju?
Miło jest jak się wygrywa, przeżycie jest super. Doświadczenie tu zdobyte zaprocentuje w przyszłości. Z Euro U-21 można bardzo dużo wyciągnąć.
Po zwycięstwie z gospodarzami możesz się sposobić do powrotu do tego kraju?
Zobaczymy. Nic jeszcze niewiadomo, a teraz dla mnie jest najważniejsza Hiszpania.
Rozmawiał Jaromir Kruk