Aktualności

[WYWIAD] Mateusz Wieteska: Walczymy o swoje marzenia

Reprezentacja20.06.2019 
Ogrom pracy mieli biało-czerwoni w defensywie, żeby zatrzymywać rozpędzonych Włochów. Zdyscyplinowani Polacy konsekwentnie rozbijali ataki przeciwnika, a jednym z najbardziej zapracowanych zawodników był Mateusz Wieteska, który zanotował najwięcej przechwytów. – Po meczu nie byłem świadomy, że aż tyle razy interweniowałem. Cieszę się, że wykonałem swoje zadanie i pomogłem drużynie zagrać na zero z tyłu – mówi obrońca reprezentacji Polski.

W którym momencie przestałeś liczyć, ile już wybiłeś piłek lub zablokowałeś strzałów włoskich zawodników?

Nawet nie zacząłem (śmiech). Nie miałem świadomości, że tyle razy byłem zmuszony do interweniowania. To moja rola, robota. Cieszę się, że mogłem się z tego wywiązać tak, jak ode mnie oczekiwano. Było wiele pracy, ale komplet punktów, to nie tylko moja zasługa, ale całej drużyny i sztabu szkoleniowego. Jeszcze przed meczem zwracano nam uwagę i mówiono, żebyśmy dobrze ustawiali się w polu karnym. Wziąłem to sobie bardzo do serca. Nasze ustawienie powodowało, że Włosi nie mogli znaleźć drogi do bramki.

U nas w obronie Chrobry, Górnik, Legia, Lechia, a po drugiej stronie w natarciu Fiorentina, AC Milan, Juventus, AS Roma. Pokazaliście, że niemożliwe nie istnieje.

Jak widać – pieniądze nie grają. Do meczu z Włochami podszedłem z myślą: „Ok, zawodnicy z Włoch występują w wielkich klubach, w jednej z najsilniejszych lig w Europie i na świecie, ale niby dlaczego ma to nas paraliżować? Musimy zagrać swoje i pokazać swoją wartość”. Przecież zawsze, gdy wychodzi się na murawę jest zero do zera i nie zawsze pieniądze decydują. Dla nas to wielka sprawa, że możemy być na tym turnieju i sprawdzać się na tle tak silnych rywali. A jeszcze bardziej cieszy to, że my jesteśmy po tych spotkaniach zwycięzcami. Na pewno nie zatrzymamy się i liczymy, że pokonamy kolejnego przeciwnika.

Pamiętasz w ogóle jakiś mecz, w którym miałeś aż tyle pracy?

Wydaje mi się, że właśnie ten mecz z Włochami był spotkaniem, w którym trzeba było harować w defensywie. Mieliśmy też wcześniej takie spotkania z mocnymi rywalami, jak z: Danią, Portugalią czy Anglią. W takich konfrontacjach więcej się oczekuje od obrońców, bo jest więcej roboty. Nasz styl jest jaki jest, czyli potrafimy się cofnąć całym zespołem i zamurować drogę do bramki. Przeszkadzamy także przeciwnikowi, by znaleźć do niej drogę. Mimo że rywale oddają strzały, to są one często niecelne lub odbijają od nas i lecą na rzut rożny. A jeśli ktoś dojdzie do sytuacji strzeleckiej, to mamy także znakomitego bramkarza.

Nie miałeś w pewnej chwili myśli, że przy takiej grze Włochów może odciąć wam prąd? Tempo narzucone przez rywala było bardzo szybkie.

Chyba każdy się tego spodziewał. Warunki narzucone przez rywala były trudne i gra często była pod jego dyktando. Trener mówił nam, że to tempo będzie o wiele wyższe niż w spotkaniu z Belgią. W pierwszym meczu rywal tak naprawdę nie podchodził do nas wysokim pressingiem i mieliśmy wiele miejsca do rozgrywania. Według wyliczeń wymieniliśmy około sześćset podań. W drugiej konfrontacji było inaczej, bo Włosi ruszyli na nas agresywnie i zaczęli dominować. Stosowali wysoki pressing, a my nie mieliśmy miejsca i czasu, żeby móc swobodnie rozgrywać piłkę. Ten mecz wyglądał jak wyglądał, nie stworzyliśmy sobie jakiejś klarownej sytuacji. Ale liczy się to, co w sieci. My strzeliliśmy jednego gola, oni zero. W piłce gra się na bramki, a nie na futbol przyjemny dla oka i liczbę oddanych strzałów.

Zgodzisz się z tym, że mecz z Włochami wygraliście nie tylko dyscypliną w defensywie, ale też cwaniactwem? Były momenty, że wybijaliście przeciwnika z rytmu zabierając cenne sekundy. Bardzo ich to irytowało.

Przed turniejem wiedzieliśmy, jakich warunków pogodowych możemy się spodziewać, a pierwszą próbą był mecz z Belgią, później z Włochami. Przy każdym faulu, wrzucie z autu czy rzucie  wolnym, musieliśmy złapać trochę oddechu. Tym bardziej przy naszym stylu gry, gdy oddajemy bardziej pole przeciwnikowi. Często kosztuje nas to dużo biegania. Nie zawsze jest możliwość, żeby pokonywać kolejne kilometry na tak wysokiej intensywności. Udawało nam się to w meczu z Włochami, gdzie oni nakręcali się kolejną akcją, strzałami i podaniami. My potrafiliśmy zrobić aut, rzut wolny i cenne sekundy uciekały. Bardzo dobrze rozegraliśmy ten mecz pod względem taktycznym.

Krystian Bielik powiedział, że jesteście zespołem, który potrafi zranić każdego. Trener Czesław Michniewicz z kolei powtarzał, że to wy o wszystkim decydujecie. Wszystko się zgadza, bo to od was teraz zależy, kto znajdzie się w półfinale mistrzostw Europy. Wystarczy remis z Hiszpanią.

Remis i aż remis. Hiszpania to wielka drużyna z wieloma zawodnikami o wysokich umiejętnościach indywidualnych. Ale już wcześniej pokazaliśmy, że nie boimy się rywali mocniejszych od nas. Znamy swoją wartość i potwierdzamy ją na murawie. Wyjdziemy w pełni zmotywowani i zaangażowani na to spotkanie. Spełniamy marzenia, walczymy o kolejne. Naszym hasłem w kadrze jest „Tokio 2020”. Ten krok jest bardzo blisko i zrobimy wszystko, żeby nie zaprzepaścić tej szansy.

W meczu z Hiszpanią trzeba potwierdzić, że w stu procentach zasłużyliście na awans. Jednocześnie pokazaliście kibicom, że warto kibicować tej nieobliczanej drużynie, którą stać na wszystko.

Niewielu w nas wierzyło. Tym bardziej po losowaniu grup. Mówiono, że jesteśmy w grupie śmierci i że ugranie jednego punktu będzie sukcesem. Po dwóch meczach mamy już ich sześć, co kibicom pokazało, że stać nas na wiele. Każdy z nas mówił, że możemy bardzo namieszać i możemy sprawić niespodziankę. I to się dzieje, bo teraz Włosi i Hiszpanie są za nami. Pozostał ostatni krok. Nie możemy tego stracić, o co wcześniej tak bardzo walczyliśmy. Szkoda tego zwycięstwa Hiszpanów z Belgami, bo moglibyśmy być już w półfinale. Mamy do udowodnienia w trzecim meczu, że reprezentacja Polski może wygrać z każdym.

Można powiedzieć, że jesteście drużyną przez duże „D”.

Od pierwszego zgrupowania trener Czesław Michniewicz stworzył fajną atmosferę z zawodnikami i ta grupa się skonsolidowała. Jesteśmy jak rodzina. Wiadomo, że były różne przypadki. Momenty trudniejsze, lepsze. Zawodnicy wypadali ze składu, przychodzili nowi. I ci z mniejszym stażem zawsze mogli zwrócić się o pomoc do tych bardziej doświadczonych. Znamy się od wielu lat, bo graliśmy w młodzieżowych reprezentacjach Polski. Teraz to jest zwieńczenie wszystkiego. Każdy z nas dorastał, żeby móc zaatakować ten turniej. Z orłem na piersi gram od rocznika U-15 i marzyłem, żeby pojechać z którąś z kadr na mistrzostwa Europy. Udało mi się to z czego jestem szczęśliwy. Zrealizowałem jedno marzenie. Kolejnym jest „Tokio 2020”.

Rozmawiał Jacek Janczewski

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności