Aktualności
[WYWIAD] Maciej Stolarczyk: Nie zajmujemy się tym, na co nie mamy wpływu
To dość nietypowa sytuacja, gdy trener kadry nie zdążył poprowadzić zespołu w oficjalnym meczu i dostał awans do reprezentacji w wyższej kategorii wiekowej. A tak zadziało się w pańskim przypadku, gdy z kadry U-17 przeniósł się pan do U-21.
Zgadza się, to chyba zdarza się rzadko. 2020 rok przyzwyczaił nas jednak do nietypowych scenariuszy. Także jako trenerzy musimy być gotowi na różne niespodzianki. Mecze są przekładane, czasami do ostatniego momentu nie wiadomo, jakich zawodników trener będzie miał do dyspozycji. To przytrafiło mi się w kadrze U-17. Mieliśmy zaplanowane zgrupowanie i mecze kontrolne, ale z powodu pandemii koronawirusa nie doszły one do skutku. Debiut przeszedł mi więc koło nosa.
Jak pandemia wpływa na pracę trenera?
Trzeba mieć gotowych zdecydowanie więcej planów szkoleniowych. Musimy być przygotowani na każdą ewentualność. Jaskrawym przykładem jest zgrupowanie, które odbywaliśmy w Opalenicy. Z różnych powodów, głównie jednak koronawirusa, w stosunku do pierwotnych powołań zmieniło się kilkanaście nazwisk. Wszystko dzieje się tak dynamicznie, że każdego dnia musimy wprowadzać korekty do wcześniejszych założeń. Nigdy nie można być niczego pewnym.
Jak wykorzystał pan czas pomiędzy nominacją a rozpoczęciem zgrupowania?
Działo się bardzo dużo. Miałem okazję porozmawiać z trenerem Michniewiczem, sporo informacji przekazał mi także jego asystent Mirek Kalita, który obecnie jest z nami. Wraz z nowym sztabem odbyłem burzę mózgów odnośnie listy powołanych. Było to powiązane z koncepcją i modelem gry, które chcemy realizować i które wprowadzamy w życie od pierwszego dnia zgrupowania. Musieliśmy opracować także kwestie organizacyjne, wybrać miejsce przygotowań, dograć logistykę. Rozmawiałem z każdym powołanym zawodnikiem i były to bardzo interesujące dyskusje. Dowiedziałem się wielu rzeczy, bywało też wesoło. Bardzo intensywny czas.
Wiele zainteresowania przy powołaniach wywołało pominięcie Kamila Grabary, dotychczasowego kapitana zespołu.
Praca trenera kadry narodowej nie ogranicza się jedynie do organizacji zajęć treningowych, ale obejmuje także proces doboru zawodników. Przed nami tylko jeden mecz, z Łotwą, więc zdecydowałem, że w zgrupowaniu weźmie udział jeden „starszy” bramkarz. W przypadku awansu na mistrzostwa Europy rywalizacja pozostanie wciąż otwarta. Na listopadowe zgrupowanie wybrałem Radka Majeckiego. Rozmawiałem o tym z Kamilem, przeprowadziliśmy konkretną dyskusję z pełnym, wzajemnym zrozumieniem. Trzymam kciuki za jego postępy, a on za naszą kadrę. Jeżeli zaliczymy awans, rywalizacja wystartuje ponownie.
To trudny moment dla tej kadry. Kwalifikacje nie dobiegły jeszcze końca, a z tyłu głowy trzeba już mieć myśli o kolejnych.
To prawda. Musieliśmy mieć to na uwadze także w momencie doboru zawodników i rozsyłania powołań. Po wszystkich roszadach kadrowych przed meczem z Łotwą mamy do dyspozycji dziewięciu zawodników, którzy podlegają jeszcze grze w dobiegających końca kwalifikacjach, a nie będziemy mogli z nich skorzystać w kolejnym „rozdaniu”. Resztę stanowią piłkarze z młodszych roczników i to dla mnie bardzo istotne. Mogę zobaczyć, jak prezentują się na tle nieco starszych kolegów i jak rokują w kontekście przyszłości. Ale choć mówimy trochę o kolejnych kwalifikacjach, dla nas najważniejszy w chwili obecnej jest mecz z Łotwą. Reprezentacja Polski jest dla najlepszych zawodników w kraju tu i teraz. Według naszego rankingu piłkarzy, ci, którzy przyjechali do Opalenicy, są najlepszymi spośród dostępnych.
Zgrupowanie w Opalenicy przebiegło zgodnie z pańskimi oczekiwaniami?
Mam bardzo pozytywne odczucia. Budujemy praktycznie całkiem nową drużynę. Naturalnym więc jest, że pewne relacje muszą się dopiero dotrzeć. Cieszę się, że mieliśmy trochę czasu, by się poznać. To był dla mnie jako trenera bardzo potrzebny i owocny okres. Mogłem zobaczyć, jakimi charakterami są poszczególni zawodnicy, jak funkcjonują w grupie, jak się zachowują. To bezcenna wiedza w kontekście budowy drużyny.
Kadrowicze rozegrali wewnętrzny sparing. Dla pana był to swego rodzaju „przegląd wojsk”?
Nie ukrywam, że tak. Od początku zgrupowania pracujemy nad pewnym modelem gry i to był moment pierwszej weryfikacji realizacji naszych założeń. Przeprowadziliśmy analizę, mogliśmy wprowadzić korekty. Zawodnicy muszą dokładnie wiedzieć, czego od nich oczekujemy. Chciałbym, aby wyjście na murawę było momentem, w którym drużyna zrealizuje te założenia. To musi mówić za wszystko. Piłka nożna jest obecnie bardzo elastyczna, zespoły grają różnymi zespołami, zawodnicy są bardziej wszechstronni. Na końcu ważny jest jednak wynik.
Wierzy pan w scenariusz, w który wpisany jest awans do mistrzostw Europy?
Oczywiście. Wiemy, że zależy to nie tylko od nas, ale chcemy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby swoją pracę wykonać jak najlepiej. Życie pokazało, że w piłce nożnej nie zawsze wygrywają faworyci. Zdajemy sobie sprawę, że w pozostałych grupach kwalifikacyjnych może się wydarzyć naprawdę wiele. To nas jednak nie dotyczy, nie zajmujemy się rzeczami, na które nie mamy wpływu. Dla nas najważniejsza jest nasza droga.
Fot. Michał Bartnicki, Jakub Mieleszkiewicz