Aktualności

[WYWIAD] Jarosław Jach: Nie wyobrażałem sobie, że zostanę profesjonalnym piłkarzem

Reprezentacja02.10.2016 
Po odejściu z klubu Macieja Dąbrowskiego jest podstawowym stoperem Zagłębia Lubin. Gra także w młodzieżowej reprezentacji Polski i marzy o występach na mistrzostwach Europy UEFA EURO U21 Polska 2017. Jarosław Jach, bo o nim mowa, nie tylko dobrze broni, ale ostatnio także zdobywa bramki. – Będąc w Dzierżoniowie nawet przez moment nie wyobrażałem sobie, że zostanę profesjonalnym piłkarzem. Byłem wówczas zawodnikiem, który nie wyróżniał się nawet w III lidze – w rozmowie z Łączy Nas Piłka wspomina 22-latek.
Regularna gra w klubie, występy w reprezentacji Polski U21, gol w meczu z Węgrami, gol w spotkaniu z Legią. Imponująco przedstawiasz się kibicom w nowym sezonie.

W klubie i w reprezentacji otrzymałem zaufanie od trenerów i myślę, że dotychczas mogą być ze mnie zadowoleni. Złapałem wiatr w żagle, jestem w dobrej formie. Muszę podtrzymać taką dyspozycję jak najdłużej. Wierzę, że będzie ze mnie jeszcze dużo pociechy. 

Która z tych bramek lepiej smakowała?

Gol w meczu z Węgrami był moim premierowym trafieniem w drużynie narodowej. Bramka w spotkaniu z Legią to z kolei pierwszy gol w sezonie ligowym, w dodatku w Warszawie na stadionie mistrza Polski. Oba trafienia smakowały zatem wyśmienicie.

Duży wpływ na to, że grasz w Zagłębiu miało odejście z klubu Macieja Dąbrowskiego?

Zdecydowanie. Przede wszystkim było to coś, co przechyliło się do mojej decyzji o przedłużeniu kontraktu. Wiedziałem, że regularne występy bardzo pomogą mi w walce o grę na mistrzostwach Europy UEFA EURO U21 Polska 2017, a przede wszystkim pomogą mi w dalszym rozwoju. Do niedawna w klubie byłem trzecim wyborem trenera Piotra Stokowca, dlatego długo zastanawiałem się czy nie odejść. Potem był pomysł, by nie przedłużać kontraktu i czekać co się wydarzy, bo nie byłem zadowolony z tego, że siedzę na ławce. Odejście Maćka rozwiązało jednak wszystkie moje problemy. Wiedziałem, że w tym momencie staję się jednym z dwóch pierwszych wyborów i wreszcie będę grać. Był to moment przełomowy, gdyż regularne występy pozwoliły mi osiągnąć fajną dyspozycję.



Twój przypadek pokazuje, że w zawodzie piłkarza czasem potrzebne jest po prostu szczęście.

Szczęście niewątpliwe może ułatwić grę w wyjściowej jedenastce, ale chciałbym podkreślić moją cierpliwość. Długo czekałem na swoją szansę. Trener wiedział, że może na mnie postawić, bo nawet wchodząc z ławki w poprzednim sezonie, nie zawodziłem go. 

Chwalisz się cierpliwością, ale słyszałem, że różnie z nią u Ciebie bywało…

Im jestem starszy, tym podchodzę do tego wszystkiego z większym dystansem. Wiem, że na swoją szansę trzeba poczekać, ale w przeszłości rzeczywiście bywało różnie. Na początku mojej współpracy z trenerem Stokowcem paliłem się do gry, nie chciałem siedzieć na ławce i wynikały z tego różne sytuacje.

Jakie?

Czasami, szczególnie po przyjściu Maćka Dąbrowskiego, rozmawiałem z trenerem o moim niezadowoleniu. Mówiłem, że chciałbym grać, lecz trener nie miał do mnie jeszcze takiego zaufania, jak dzisiaj. Mówił, że muszę poczekać. Ja „odbijałem” swoje niezadowolenie na treningach z Maćkiem. Były momenty, gdy padało kilka nieprzyjemnych słów, pojawiały się delikatne wślizgi po kostkach, czasem dochodziło między nami do małych przepychanek. Nie wydarzyło się jednak nic takiego, za co trener miałby nas ukarać. Między mną i Maćkiem miały miejsce różne nieprzyjemne sytuacje, lecz z czasem dojrzałem do cierpliwości i później fajnie nam się żyło.

Bardzo dosłownie wziąłeś do siebie to, że miejsce w składzie trzeba sobie wywalczyć.

Nie jest to może powód do dumy, czy coś czym należy się chwalić, ale tak rzeczywiście było. Wyciągnąłem z tego właściwe wnioski.



Każdy zawodnik chce grać, ale nie każdy potrafi pójść do trenera i tej gry się domagać.

Każdy ma swoje ambicje, każdy podchodzi do nich inaczej. Jeden zamknie się w sobie, drugi będzie się żalić kolegom, a trzeci zrobi coś konkretnego. By coś osiągnąć trzeba być bardzo konkretnym. Chciałem zrobić wszystko, żeby zacząć regularnie grać. Obecnie mi się to udaje.

Nie wiem jak przebiegały Twoje rozmowy z trenerem, ale zgaduję, że u kilku szkoleniowców za podobne próby dyskusji mógłbyś „oberwać po uszach”.

Nie okazywałem zbytnio złości, lecz starałem się podejść do tego racjonalnie. Rozmawialiśmy o rzeczach, które możemy osiągnąć oraz jak do tego dojść. Trener udzielał mi wskazówek, mówił o tym co muszę poprawić, by zacząć grać. Ja nie ukrywałem, że czułem się pokrzywdzony. Czasem komuś zdarzały się dwa słabsze mecze, liczyłem, że wówczas wskoczę do składu, ale trener podejmował inne decyzje. Pytałem go więc, dlaczego nie daje mi szansy, mimo że ktoś zagrał słabiej. On nie denerwował się, a tłumaczył swoje wybory. Mówił nad czym mam pracować. Mówił, że wie kiedy tak naprawdę będę gotowy do gry i muszę mu zaufać. Uczyniłem to i dziś są tego owoce.

Ważne było chyba to, że trener nie tylko mówił Ci, że jesteś za słaby, ale tłumaczył co masz poprawić?

Trener Stokowiec jest bardzo konkretnym facetem, który nie owija w bawełnę. Nawet w przypadku dobrych występów dostrzega słabe strony zawodników i tłumaczy jak je poprawić, aby być jeszcze lepszym. Są to bardzo precyzyjne informacje, które pomagają nam w eliminowaniu naszych błędów.


Słuchając Cię mam wrażenie, że Twoje szczęście nie polega tylko na tym, że z Zagłębiem pożegnał się Dąbrowski, ale jest to także to, że trafiłeś na kogoś takiego jak trener Stokowiec.

Mam szczęście, bo w swojej przygodzie zawsze trafiam na fajnych trenerów. Podobnie jest z Piotrem Stokowcem, z którym bardzo przyjemnie się pracuje. To osoba, u której wiele piłkarzy się rozwija. Dotyczy to młodych zawodników, ale również tych bardziej doświadczonych. Pod jego wodzą wielu, bez względu na wiek, po słabszym okresie potrafiło wrócić do życia. Na treningach wykonywana jest bardzo konkretna robota. Trener otacza się bardzo fachowymi pracownikami, a wszystkie sukcesy "Miedziowych" są efektem naszej wspólnej pracy.

Przygotowując się do rozmowy z Tobą usłyszałem od kilku osób, że nawet gdy siedziałeś na ławce w Zagłębiu, to robiłeś postępy.

Gdy zaczynałem przygodę z pierwszym zespołem Zagłębia nie wyglądało to zbyt dobrze. Może inaczej, w ogóle nie wyglądało to dobrze. Każda z osób, która mnie dziś ogląda, a widziałaby mnie dwa lata temu stwierdziłaby, że bardzo się rozwinąłem. Wiele ludzi mnie wówczas skreślało. To, że obecnie gram w piłkę to dowód na to, że w Lubinie są znakomite warunki do rozwoju każdego zawodnika.

Mówisz o profesjonalizmie trenerów. A jak Ty podchodzisz do swoich obowiązków?

Tak jak wszyscy młodzi piłkarze staram się podpatrywać najlepszych zawodników na świecie. Profesjonalizm jest dziś w cenie i tylko przez właściwe podejście do swoich zadań można coś osiągnąć. Obserwując uważnie tych najlepszych z najlepszych okazuje się, że to nie tylko szczęście, a przede wszystkim profesjonalizm w każdym calu pozwala osiągnąć wysoki poziom. Staram się więc sumiennie wykonywać swoją pracę, dbam także o aspekty poza boiskowe, jak dieta, czy odpoczynek. Jestem w takim wieku, że nie mogę sobie pozwolić na chwilę rozluźnienia.


Gdy trafiłeś do Zagłębia i rozpocząłeś treningi w zespole Młodej Ekstraklasy miałeś 19 lat. Będąc chwilę wcześniej w Lechii Dzierżoniów i widząc, że Twoi rówieśnicy grają w ekstraklasie wierzyłeś w to, że Ciebie też to wkrótce spotka?

Grając w Dzierżoniowie nawet przez moment nie wyobrażałem sobie, że zostanę profesjonalnym piłkarzem. Mając 19 lat chciałem skończyć liceum i pójść na studia do Wrocławia. Moje przenosiny do Zagłębia były bardzo spontaniczne. Pewnego dnia dostałem telefon, że w Lubinie ktoś się mną zainteresował i zaproszono mnie na testy do Jarocina, gdzie młode Zagłębie przebywało na obozie. Później byłem jeszcze na dodatkowych testach i nagle zaproponowano mi kontrakt. Był to moment, w którym poczułem cień szansy. Chwilę wcześniej byłem przekonany, że będę studiować, a w piłkę będę grał tylko rekreacyjnie. Byłem wówczas zawodnikiem, który nie wyróżniał się nawet w III lidze. Grałem w Lechii, bo byłem młody, ale mówiąc delikatnie, nie wnosiłem nic do zespołu.

Zdaje się, że dużą rolę odegrał wówczas trener Jacek Kubasiewicz. 

Był on trenerem w Lechii Dzierżoniów, później został trenerem bramkarzy w Zagłębiu. To dzięki niemu otrzymałem możliwość pojechania na testy do klubu z Lubina. W młodym Zagłębiu kilku stoperów się wówczas „wysypało”, więc trener Kubasiewicz powiedział, że w Dzierżoniowie jest taki i taki chłopak i że warto go sprawdzić.

Biorąc pod uwagę, że w Lechii, nie błyszczałeś, było to chyba duże zaskoczenie?

Euforia była niesamowita, dlatego długo się nie zastanawiałem. Decyzję podjęliśmy z rodzicami w kilka minut i tej samej nocy, co dostałem telefon, byłem już w drodze do Jarocina.

Rozmawiamy o piłce, a ponoć dobrze radziłeś sobie też z w innych dyscyplinach sportu. Trener Paweł Karmelita powiedział mi, że gdybyś pływał lub grał w siatkówkę, to dziś także byłoby o Tobie głośno.

Od dziecka bardzo lubiłem sport i chyba nie ma dyscypliny, w której nie spróbowałbym swoich sił. Mniejsze i większe sukcesy odnosiłem w siatkówce czy w koszykówce, ale największe osiągnięcia miałem w pływaniu. Jeździłem nawet na mistrzostwa Polski. Z czasem postanowiłem jednak oddać się nauce, a potem piłce nożnej.

To prawda, że kiedyś w rezerwach Zagłębia graliście w za małych strojach?

Graliśmy w III lidze dolnośląsko-lubuskiej, pojechaliśmy na mecz do Kątów Wrocławskich i któryś z dyżurnych spakował nie ten sprzęt co trzeba. Ze względu na odległość nie było już możliwości powrotu do Lubina i musieliśmy zagrać w strojach trampkarzy. W efekcie spodenki były krótkie jak bokserki, a koszulki były za ciasne. Mimo, że nie wyglądaliśmy zbyt dobrze, to chyba nieźle się zaprezentowaliśmy, bo z tego co pamiętam to wygraliśmy.


Twoja ksywka „Neymar” jest wciąż aktualna?

Tak, głównie na kadrze. Gdy strzeliłem gola w meczu z Węgrami, to chłopaki krzyczeli „brawo Neymar”.

Przy każdej okazji podkreślasz, że Twoim głównym celem są mistrzostwa Europy UEFA EURO U21 Polska 2017.

Oczywiście, ponieważ szykuje się fantastyczny turniej. Będzie to okazja, aby zaprezentować swoje umiejętności szerszej publiczności. Wcześniej trzeba jednak regularnie grać w klubie, zaliczać dobre występy i utrzymywać właściwą dyspozycję. Bardzo mi na tym zależy.

Do gry w kadrze U21 przybyli Ci nowi konkurenci. Powołania na październikowe mecze towarzyskie z Ukrainą i z Czarnogórą otrzymali Jan Bednarek, Adam Marcjanik i Przemysław Szymiński.

Widocznie trener Marcin Dorna chce sprawdzić kolejnych stoperów. Liczyłem się z tym, bo w lidze jest kilku dobrych zawodników, którzy mogą grać na mojej pozycji. Zapowiada się ciekawa rywalizacja. Trzeba podtrzymywać dobrą dyspozycję, bo nie ma pewniaków. Najbliższe miesiące będą bardzo ważne, dlatego nie można sobie pozwolić na jakieś zaniedbania. Wszyscy chcą grać na przyszłorocznym turnieju, więc trzeba walczyć o swoje.

Mówisz, że trzeba walczyć, ale chyba już nie w ten sposób co z Maciejem Dąbrowskim?

Na pewno nie. Według mnie ta walka będzie polegała głównie na tym, aby dobrze prezentować się w klubie.

Dobre występy w młodzieżówce to szansa, aby w przyszłości trafić do kadry A. Myślisz czasem o tym, czy na razie nie zaprzątasz sobie tym głowy?

Nie, póki co skupiam się na reprezentacji U21. Ostatnio w Lubinie miałem przyjemność zamienić kilka zdań z trenerem Nawałką. Selekcjoner powiedział, że muszę ciężko pracować, by znaleźć się u niego w drużynie. Delikatnie zasugerował, że to nie jest jeszcze mój czas, ale jeśli będę robił regularne postępy to może ten czas nadejdzie. Na razie koncentruję się jednak tylko i wyłącznie na młodzieżówce.

Rozmawiał Szymon Bartnicki

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności