Aktualności
[WYWIAD] Bartłomiej Drągowski: Nie przechodziłem do Fiorentiny po to, aby być głęboką rezerwą
Na każdym treningu daję z siebie wszystko i staram się pokazywać z jak najlepszej strony. Na razie nie jest mi jednak dane regularnie grać, a właśnie po to przyjechałem do Florencji. Liczę na to, że to się jak najszybciej zmieni. Trenuje się po to, aby grać, a nie żeby tylko trenować. Bo co to za przyjemność? Mam nadzieję, że za chwilę dostanę szansę, choćby w zespole Primavery.
W najgorszym z możliwych momentów, bo na początku okresu przygotowawczego, podczas jednego z treningów doznałeś urazu mięśnia uda i musiałeś pauzować kilkanaście dni. To utrudniło start w nowym klubie?
Na pewno ta kontuzja troszeczkę pokrzyżowała plany. Nie pojechałem na obóz przygotowawczy do Austrii, uciekły mi sparingi. Nie mogłem się dotychczas wykazać w meczach, a to jest przecież najważniejsze. To gra cię weryfikuje. Nie jestem w rytmie meczowym. Ostatnie spotkanie rozegrałem 14 lipcu z piątoligowym Trentino Team. Wygraliśmy 10:1, wystąpiłem w drugiej połowie. Zachowałem czyste konto, ale miałem ledwie trzy kontakty z piłką i nie był to żaden wartościowy sprawdzian. Taki porządny mecz, kiedy mogłem trochę pobronić, miałem ostatnio jeszcze w Jagiellonii Białystok. Długo więc już nie gram. Dlatego bardzo liczę na to, że będzie mi dane wystąpić w meczu reprezentacji Polski U-21 z Węgrami w Lublinie. To najbliższy krok. Potem będę chciał wszystko poukładać w klubie.
Fiorentina zgłosiła Cię do rozgrywek Serie A, a także fazy grupowej Ligi Europy. Włoskie media donoszą jednak, że na razie jesteś u trenera Paulo Sousy trzecim wyborem.
Nie przechodziłem do Fiorentiny po to, aby być głęboką rezerwą. Nie tak to sobie wyobrażałem. Nie chcę się usprawiedliwiać kontuzją. Na razie sytuacja przedstawia się jednak rzeczywiście tak, że jestem trzecim bramkarzem. Widocznie trenerzy uważają, że jestem słabszy od moich rywali. Tak to sobie tłumaczę.
A czujesz się słabszy? O bluzę z numerem 1 w „Violi” rywalizujesz z Ciprianem Tatarusanu, Lucą Lezzerinim i Giacomo Satalino.
Na pewno nie czuję się słabszy. Na każdym treningu daję z siebie wszystko. Wiadomo, że chcę grać. Na razie nie jest mi to dane, ale mam swoją cierpliwość.
Czy ostatniego dnia okienka transferowego przez głowę nie przeszła Ci myśl, aby odejść na wypożyczenie?
Nie. Dopiero przyszedłem do klubu i nie w głowie mi żadne wypożyczenia. Potrzebuję jeszcze trochę czasu. Na pewno się nie poddam.
Jakie są Twoje pierwsze wrażenia po pobycie w Fiorentinie?
Na pewno trafiłem do bardzo dobrej drużyny z pięknymi tradycjami, która występuje w mocnej lidze. To fajne miejsce do dalszego rozwoju. Sama Florencja jest też bardzo przyjemna do życia. Jest dużo cieplej niż w Polsce. W wolnych chwilach staram się dużo jeździć i zwiedzać. Nie nudzę się.
Czy masz już ulubione miejsce we Florencji?
Bardzo lubimy chodzić z narzeczoną do centrum miasta. Mamy tam z domu dziesięć minut drogi. Klimatyczne miejsce, przyjemne na spacery. Godzinę jazdy od Fiorentiny znajduje się plaża Forte dei Marmi. Czasami również tam zajrzymy. Kiedy była u mnie w odwiedzinach rodzina, pojechaliśmy także do Werony i Rzymu. Włochy to bardzo ładne państwo.
Narzeczona będzie z Tobę we Florencji na stałe?
Dotychczas była cały czas i bardzo się z tego powodu cieszę. Dużo mi pomaga, jest lżej. Wiadomo, że samemu w Italii nie byłoby tak fajnie. Mam nadzieję, że mimo iż zaraz zaczynają się studia, to jakoś sobie wszystko poukładamy i zostanie ze mną we Florencji na stałe.
Jak idzie Ci nauka języka włoskiego?
Wyłapuję pojedyncze słówka. W sierpniu we Włoszech nie jest łatwo o znalezienie nauczyciela, bowiem wszyscy są na wakacjach. Na razie posługuję się tylko językiem angielskim. Może nie jest perfekcyjny, ale potrafię bez problemu dogadać się z trenerem i kolegami z zespołu. Wszystko rozumiem. Zrobię jednak co w mojej mocy, aby jak najszybciej nauczyć się włoskiego. Wiem, jakie to istotne, że to podstawa do przystosowania się. Po powrocie ze zgrupowania reprezentacji mamy zacząć szukać z klubem nauczyciela.
W pierwszym wywiadzie dla telewizji klubowej Fiorentiny pokazałeś, że z językiem angielskim radzisz sobie całkiem nieźle. Dobrze zaprezentowałeś się kibicom.
Szczerze? Podczas tego wywiadu cały mój angielski tak naprawdę uciekł. Kiedy wyszedłem z samolotu i zobaczyłem 20 kamer, zaniemówiłem. Nie wiem, czy wtedy powiedziałbym w ogóle coś konkretnego po polsku (śmiech).
Czy w Fiorentinie wspominają o Jakubie Błaszczykowskim lub Arturze Borucu?
Tak. Wszyscy mówią, że to bardzo fajni ludzie i – jak wiemy – świetni piłkarze. Dłużej, bo przez dwa sezony, w Fiorentinie występował Artur i to o nim wspominają częściej. Zwłaszcza panowie, którzy zajmują się w klubie sprzętem.
Powtarzają Ci: „Młody, trenuj ciężko, a będziesz jak Boruc”?
Czasami wołają do mnie w żartach „Boruk”. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że do Artura dużo mi jeszcze brakuje. Na pewno chciałbym w Fiorentinie osiągnąć tyle, co on, ale najpierw muszę wywalczyć miejsce między słupkami.
Twój były klub, Jagiellonia Białystok, jest obecnie liderem ekstraklasy. Przez głowę nie przechodzi czasem myśl: „Kurdę, mogłem jeszcze zostać na Podlasiu”?
Nie myślałem tak. Raczej przeszło mi przez głowę, że Jagiellonii idzie tak dobrze, bo ja odszedłem i w końcu mają bramkarza (śmiech). Mam we Włoszech polską telewizją i oglądam naszą ekstraklasę, a zwłaszcza spotkania zespołu z Białegostoku. Moim zdaniem Marian Kelemen był w kilku meczach najlepszym zawodnikiem Jagi. Nie ma co się jednak dziwić, bo to bardzo doświadczony zawodnik, który prezentuje wysoki poziom. Jagiellonia to mój klub. W niej się wychowałem i jej będę zawsze kibicował. Życzę, aby była na pierwszym miejscu aż do końca rozgrywek.
Czy masz kontakt z kolegami z Białegostoku?
Oczywiście. Od czasu do czasu porozmawiam z Karolem Świderskim, Przemkiem Mystkowskim, Markiem Wasilukiem, Rafałem Grzybem czy Fiodorem Cernychem. Cały czas mam również kontakt z trenerem Michałem Probierzem i Grzegorzem Kurdzielem. Niedługo muszę też zadzwonić do trenera Krzysztofa Brede, bo obiecałem, a jeszcze nie miałem czasu.
Do meczu z Węgrami przygotowywaliście się w Arłamowie. To tam przed EURO 2016 przygotowywała się kadra Adama Nawałki. Za dziesięć miesięcy przed Wami również mistrzostwa Europy. I to w Polsce.
Myślę, że jeszcze przed przyjazdem na to zgrupowanie Arłamów był każdemu z nas doskonale znany. Nie mogło być inaczej, bowiem podczas majowego zgrupowania reprezentacji Polski były tu skierowane wszystkie kamery. To miejsce przewijało się w każdym materiale wideo, artykule czy fotogalerii. Nie da się ukryć, że każdy z nas śledził poczynania kadry trenera Adama Nawałki i bardzo jej kibicował. My mamy co prawda trochę więcej czasu na przygotowania się do mistrzostw Europy, ale wiemy, że to szybko zleci i musimy wykorzystać każdą chwilę. Patrzymy długoterminowo. Każdy z nas będzie walczył, aby znaleźć się w drużynie, która zagra na młodzieżowym EURO 2017. To główny cel.
Czy podczas zgrupowania w Arłamowie powoli wyczuwało się już atmosferę mistrzostw Europy 2017?
Ja osobiście jeszcze jej nie odczuwam. Kiedy wybiega się za daleko w przyszłość, to też nie jest dobrze. Przynajmniej ja staram się skupiać na każdym kolejnym celu, treningu, meczu. Nie da się ukryć, że w Arłamowie są świetne warunki i niczego nam nie brakowało. Boisko również jest świetnie przygotowane.
Jesteś jednym z głównych kandydatów do gry na młodzieżowym EURO. Mecz z Węgrami będzie dla Ciebie bardzo ważny.
Przede wszystkim liczę na to, że w końcu będę mógł zagrać, bo tego mi brakuje najbardziej. Później wrócę do klubu i będę walczył o swoją przyszłość. Zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli chcę pojechać na EURO 2017, to muszę być w formie. Chciałbym na turnieju pokazać się z jak najlepszej strony i zrobić wszystko, aby drużyna osiągnęła jak najlepszy wynik, bo to jest najważniejsze.
Co w obecnej sytuacji doradza Ci były świetny bramkarz, a obecnie trener golkiperów w kadrze U-21, Józef Młynarczyk?
Przede wszystkim ciężko trenować. Trening przyniesie efekty. Trener Kurdziel powiedział zaś kiedyś, że jestem w czepku urodzony i mam dużo szczęścia. Mam nadzieję, że to potwierdzi się i tym razem.
Rozmawiał w Arłamowie Paweł Drażba