Aktualności

Windsurfing, kitesurfing i… Szymon Czyż

Reprezentacja17.11.2020 
Zadebiutować w pierwszym zespole to jedno. Rozegrać pierwsze spotkanie w drużynie seniorów w Lidze Mistrzów – to dopiero wydarzenie. Szymon Czyż niedawno wystąpił w barwach Lazio Rzym przeciwko Club Brugge, notując tym samym mecz numer jeden w rzymskim klubie.

Kiedy wielu kibiców z Polski emocjonowało się pojedynkiem Juventusu FC z FC Barceloną w Champions League, w równolegle rozgrywanym spotkaniu napisała się historia Szymona Czyża, który w 68. minucie zmienił na murawie Felipe Caicedo. W ten sposób 19-latek z Władysławowa zaliczył debiutancki występ w zespole Simone Inzaghiego. – Przed debiutem chwilę rozmawialiśmy. Tyle się działo, że nawet nie pamiętam, co wtedy trener do mnie mówił. Tak się złożyło, że wielu zawodników miało pozytywny test na obecność koronawirusa. Nie sądziłem jednak, że wejdę, a dostałem ponad 20 minut. Mega przeżycie! Wrażenie nie do opisania. Co się stało, dotarło do mnie dopiero po meczu. W trakcie spotkania nie było nawet czasu pomyśleć: „Kurde, to mój debiut w Lidze Mistrzów!” – opowiada Czyż, który do ekipy „Biancocelesti” przeniósł się dwa lata temu z Lecha Poznań.

Zieliński bis

Z Lechem młody piłkarz, wychowany przez Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Gdynia, związał się w 2015 roku. Do seniorów się nie przebił. W Poznaniu trafił na Ivana Djurdjevicia. Pracujący obecnie w Chrobrym Głogów szkoleniowiec w tamtym okresie prowadził grupy młodzieżowe „Kolejorza”. – Polecił go skaut Lecha Tadeusz Jaros. Mieliśmy jedynie sprawdzić, czy się nadaje. Sporo potrafił. Miał rzadko spotykaną umiejętność w odniesieniu do polskich zawodników: bardzo dobrze grał piłką, jak i bez niej. Przez chwilę trenował z drugim Lechem. Na początku nie miał łatwo, ale wywalczył wszystko swoją zawziętością – mówi Djurdjević.

Były trener Czyża przekonuje, że jego podopieczny jest boiskową kopią... Piotra Zielińskiego. – Przypomina mi Piotrka stylem gry. W oczy rzucała się niebanalna technika w sposobie poruszania się w wolnych przestrzeniach, analiza sytuacji na boisku. Nie boi się grać plecami do przeciwnika, co z kolei jest podstawą w piłce. Gdy w młodym wieku dysponujesz takim zmysłem, to z czasem jeszcze bardziej na tym zyskasz. Gra plecami do przeciwnika jest podstawą. Wielu młodych wyjeżdża i szybko wraca. Szymon zaryzykował, został w Rzymie, przetrwał gorsze chwile. Uważam, że to, w jaki sposób gra, jego wrodzona skromność i odwaga, pomogą mu w grze na wysokim poziomie, na który się wspiął, debiutując w Lidze Mistrzów – podkreśla Djurdjević, dodając do listy atutów zawodnika także odpowiedni mental.

Nie ograniczali jego potencjału ofensywnego

Trenerzy zawodnika z SI Arka widzieli w nim materiał na dobrego pomocnika, jednak żaden z nich nie przypuszczał, iż prowadzą przyszłego uczestnika Champions League. – Szymon dojeżdżał na treningi z Władysławowa. Mówię o tym dlatego, że zajęcia treningowe zaczynały się w niedzielę o 7:30. To wymagało niezłej logistyki, przecież do Gdyni to kilkadziesiąt kilometrów. Rozmawiałem o tej sytuacji z tatą Szymona. Powiedział: „Jak mógłbym zrobić to Szymonowi i nie zawozić go, skoro on w sobotę wieczorem kładł się spać w stroju piłkarskim. Rano przychodził mnie budzić o piątej rano, żebyśmy się nie spóźnili”. Szymon przejawiał predyspozycje do tego, by coś w przyszłości osiągnąć w piłce. Pochodzi ze sportowej rodziny – jego tata jest trenerem, sędzią piłkarskim. Mama jest trenerem pływania. Tradycje sportowe przejął więc po rodzicach – tłumaczy Łukasz Radzimiński. I kontynuuje: – Niedawno wróciłem do swoich zapisków z przeszłości. Sprawdziłem wyniki testów. Szymon w każdych wypadał niemal najlepiej. Czy to w tych dotyczących szybkości, czy sprawdzających ogólną sprawność. Wyznacznikiem talentu są: szybkość lokomocyjna – w dzisiejszej piłce bardzo ważny czynnik – oraz zdolność uczenia się. Pamiętam jak pokazywałem chłopakom konkretny zwód. Byli tacy, którzy potrzebowali kilku tygodni na opanowanie techniki, byli też tacy, którzy zrobili raz, drugi i już wiedzieli, co i jak. Tak było w przypadku Szymona.



Marek Leszczyński uzupełnia tę wypowiedź o konkretne przykłady, przy okazji wskazuje na ważny przymiot wychowanka SI Arki, taki jak kreatywność. – Od początku był piłkarzem wyróżniającym się. Braliśmy udział w mocno obsadzonym turnieju w Gniewinie z udziałem Sportingu Lizbona, Evertonu czy Slavii Praga. Szymon zwrócił na siebie uwagę organizatorów turnieju, został jednym z wyróżnionych piłkarzy. Dla niego to nie była żadna nowość, bo w lokalnych turniejach też przykuwał uwagę organizatorów. Przez to m.in. trafił do mojej kadry Pomorza, gdzie należał do wiodących postaci. W swoim roczniku miał dużą konkurencję. Kilku jego rówieśników gra dziś na szczeblu centralnym z seniorami – zaznacza Leszczyński. – Ustawialiśmy go na skrzydle, czyli na pozycji numer siedem lub jedenaście. Występował też w środku pola jako „ósemka” lub „dziesiątka”. Nie chcieliśmy ograniczać jego ofensywnego potencjału – dodaje.

Tata-kierowca

Wspomniany potencjał dostrzegł w Czyżu właśnie trener Radzimiński. – W niedzielę na zajęcia mógł przyjść każdy. Później odbywała się selekcja, wybieraliśmy z tej dużej grupy mniejszą grupę szkoleniową, w której znalazł się Szymon – wyjaśnia trener.

I tu sprawy w swoje ręce wziął Adam Czyż. –  Szymon jest najstarszy z trójki braci. Są jeszcze Igor (rocznik 2004) oraz Tymoteusz (rocznik 2006). Cała trójka trenowała w strukturach SI. To też wymagało dobrej organizacji od rodziców, żeby pogodzili treningi rodzeństwa. Nie dość, że były to różne godziny, to w dodatku różne lokalizacje – podkreśla Radzimiński. – Z początku na treningi z Władysławowa dojeżdżało kilku chłopców. Wymienialiśmy się więc między sobą zadaniem dowozu dzieciaków na zajęcia. Później zostałem sam. To żaden wyczyn. Dowoziłem i nadal dowożę dwóch synów. Wciąż więc pracuję na pół etatu jako kierowca swoich dzieci. O tyle dobrze, że mają treningi po południu – śmieje się pan Adam.


O początkach piłkarskich syna opowiada: – Syn koleżanki z pracy był nadpobudliwy. Jako że lepiej znam się na piłce, żyję sportem, zwróciła się do mnie: „Adam słuchaj, gdzie najlepiej zapisać syna na treningi?”. Odpowiadam: „Jak mamy gdzieś synów zapisać, to nie w okolicy, muszą jechać do Trójmiasta. Poświęcimy się, dla takiej sprawy warto”.

Czas pokazał jak warto było. Mieliśmy tego wyraz w postaci debiutu 19-latka na boiskach Champions League. Mało który zawodnik rozpoczyna przygodę z seniorami od pierwszego spotkania w tych prestiżowych rozgrywkach.

Zapatrzony w Alberto

Wypada jeszcze wspomnieć, w jaki sposób Czyż piął się w hierarchii Lazio. – Zacząłem od Primavery 2. To zespół do lat 19, ale może grać w nim kilku starszych zawodników. W pierwszym roku grałem z chłopakami z rocznika 1999 i 2000. Zagrałem we wszystkich meczach. Drugi sezon zacząłem dobrze, w kilku pierwszych spotkaniach wystąpiłem od początku, potem trafiłem na ławkę, wchodziłem na końcówki. Następnie przyszła pandemia, zawieszono rozgrywki, od marca do sierpnia siedziałem w domu we Władysławowie. Obecny sezon zacząłem w Primaverze 1, z czasem zostałem przesunięty do seniorów. Teraz schodzę do Primavery, żeby łapać minuty – wyjaśnia Czyż, który nie może nachwalić się umiejętności największych gwiazd rzymskiej drużyny.



– Luis Alberto jest niesamowity. Gra na mojej pozycji (ofensywny pomocnik – przyp. red). Zawsze wie, co zrobić z piłką. Trudno to racjonalnie wytłumaczyć, ale ogląda się go świetnie. To samo mógłbym powiedzieć o Ciro Immobile. Niesamowite wrażenie robi też Milinković-Savić. Ma świetne warunki fizyczne, do tego znakomita technika. W szatni jest wielu uznanych piłkarzy, mam się od kogo uczyć. Najwięcej rzeczy podpatruję jednak od Alberto i Milinkovicia-Savicia. Simone Inzaghi? To trener, który bardzo żyje z zespołem. Trening? Wiadomo, taktyka, jak wszędzie we Włoszech. Nauka włoskiego idzie mi coraz lepiej. Po pół roku już większość rozumiałem, po roku byłem w stanie swobodnie porozmawiać z Włochem. Całego słownika nie znam, ale nie mam większych problemów z włoskim w codziennym życiu – zaznacza 19-latek, który dostał powołanie na zgrupowanie reprezentacji Polski do lat 21. Za sobą ma zaś grę w kilku młodszych rocznikach kadr narodowych.

Ambasador miasta

Adam Czyż: – W pierwszym roku w Lazio Szymon był bardzo chwalony. Zespół młodzieżowy opierał swoją grę na nim. W drugim roku miał trudniej. Nie pomagało to, gdy widział, że chłopcy, którzy rocznikowo kończyli wiek Primavery, nie przebijali się do pierwszej drużyny. W trakcie przerwy pandemicznej trenował w domu z trenerem. Stwierdził, że nie ma co się poddawać. Że powalczy o swoje. Wrócił do klubu w takiej formie, że trenerzy pierwszego Lazio stwierdzili, że jeśli na kogoś z Primavery postawią, to właśnie na Szymona. I postawili.

Trudno prognozować, co stałoby się z Czyżem, gdyby skupił się na treningach w swoim mieście. –Władysławo bardziej znane jest kitesurfingu, windsurfingu niż piłki nożnej. Przez to, że nie trenował we Władysławowie, nie jest tu rozpoznawalny. Inaczej byłby szał w mieście – kończy pan Adam.

Piotr Wiśniewski

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności