Aktualności
[ANALIZA] Jak Dawid Kownacki „wyprzedza czas”
- Jest fenomenem. Dopiero obchodził dwudzieste urodziny, a ma już za sobą poważny kryzys. Nawet latem poprzedniego roku mówiło się o możliwym wypożyczeniu dla odbudowy jego formy. Pamiętam wiele dyskusji, gdy rozmawialiśmy o najlepszej dla niego pozycji. Oczywiście napastnik, a może też „dziesiątka”? Czy poradziłby sobie na skrzydle? Ale przyszedł Nenad Bjelica i Dawid zaczął strzelać. A teraz aż miło się na jego grę patrzy – mówi Rafał Ulatowski, szef szkolenia w Akademii Lecha Poznań. Kownacki jest jej wychowankiem, na ścianach w budynkach klubowych przeznaczonych dla młodzieży są jego zdjęcia obok innych zawodników, którzy dotarli do pierwszego zespołu.
O kryzysie Kownackiego napisano już sporo: że wiele rzeczy przyszło za wcześnie, że on sam na chwilę zszedł z dokładnie ułożonej ścieżki kariery. Niewiele osób dziś pamięta, że rundę wiosenną poprzedniego sezonu też zaczął dobrze, na przełomie lutego i marca strzelił w lidze cztery gole. A potem się zaciął na ponad pół roku, musiał zejść do rezerw Lecha do trzeciej ligi, ale nawet tam gdy już trafił, to z rzutu karnego, nie z akcji. – Czułem się jakbym debiutował – mówił w październiku, gdy w ekstraklasie i już u Nenada Bjelicy dostał szansę gry w podstawowej jedenastce. Po dziewięciu minutach wybiegł na pozycję, dostał prostopadłe podanie i wykończył akcję tak, jakby robił to regularnie w ostatnich miesiącach. Gola strzelił Wiśle Płock – drużynie do której mógł latem trafić na wypożyczenie.
Napastnik „Elite”
- Gdzie jest napastnik? – krzyczeli kibice Lecha dwa miesiące wcześniej na meczu z Piastem Gliwicem. „Kolejorz” wygrał m.in. po golu Macieja Gajosa. Wtedy trybuny skandowały: „To jest pomocnik!”. Dziś nikt o tym nie pamięta, choć do klubu nie trafił żaden nowy snajper. Nicki Bille Nielsen wciąż wraca po kontuzji, ale Marcin Robak i Dawid Kownacki na zmianę strzelają aż miło. Pierwszy z nich ma już trzynaście goli w ekstraklasie, drugi na wiosnę nie trafił tylko w jednym meczu z Lechią Gdańsk (1:0), gdy zagrał ostatnich osiem minut. A Bjelica już w grudniu mówił, że ma „najlepszych napastników w lidze” – i wszyscy w Poznaniu mu wierzą.
- Mam do niego słabość, zresztą lubimy powymieniać się uwagami – mówi Zbigniew Boniek, prezes PZPN. – To chłopak, który ma dużo talentu, choć to coś, co czasem może przeszkodzić. Bo oprócz tego trzeba dołożyć dużo pracy i determinacji, a także cierpliwości. Dawid miał moment obsesji, że wszystko powinno zdarzyć mu się tu i teraz, łącznie z transferem za granicę. Na to musiał poczekać, ale Kownaś i tak wyprzedza czas.
To prawda – w ekstraklasie debiutował jako szesnastolatek, pierwszą bramkę zdobył miesiąc przed 17. urodzinami i jest najmłodszym strzelcem w historii Lecha. Nawet zgarniając nagrodę dla najlepszego piłkarza lutego w lidze stał się najmłodszym z dotychczas wyróżnionych. Należy też do najskuteczniejszych nastolatków ekstraklasy, wyprzedzają go jedynie legendy sprzed lat: Artur Woźniak, Ernest Wilimowski i Włodzimierz Lubański. Do reprezentacji był powoływany od czternastego roku życia, najskuteczniejszy był w kadrze do lat 17, gdy w rundzie „Elite” eliminacji mistrzostw Europy należał do najlepszych napastników. W decydującym o awansie meczu z Turcją grał świetnie, był obecny w niemal każdej akcji, walczył z obrońcami rywali, atakował z lewego i prawego skrzydła. Wykorzystał też swoją jedenastkę w serii rzutów karnych, ale biało-czerwoni ostatecznie przegrali i do turnieju nie awansowali.
Było to w marcu 2014 roku, a czternaście miesięcy później cieszył się nie tylko z mistrzostwa Polski, lecz także powołania do reprezentacji Adama Nawałki. Zresztą selekcjoner wyróżniał go nawet wcześniej, myśląc o nim w kontekście poprzedzających eliminacje Euro 2016 spotkań towarzyskich. - Brakuje nowych polskich piłkarzy, którzy mogliby pomóc reprezentacji. Wiosną błysnął tylko 17-letni Dawid Kownacki z Lecha, taki talent zdarza się raz na dekadę – mówił wtedy selekcjoner.
Życie w ścisku
Przyjeżdżając na swoje pierwsze zgrupowanie dorosłej kadry przed meczami z Gruzją i Grecją wielkich szans na grę nie miał. Przede wszystkim hierarchia w ataku reprezentacji była jasno ustalona, dodatkowo młody napastnik był po rundzie finałowej przemęczony. - Przez ten sezon zobaczyłem, jaka naprawdę jest rola piłkarza, jakie życie jest przewrotne, dlatego za dziesięć lat... mogę być w Realu Madryt, a mogę też nie grać w piłkę. Zawsze sobie powtarzałem, że muszę żyć tym, co jest teraz, skupiać się, by robić to najlepiej, żeby potem nie żałować za kilka lat. A jeśli będę robił to sumiennie, to wierzę, że w przyszłości będę jeszcze lepszy i w jeszcze lepszym klubie – opowiadał wtedy dojrzale i nie ukrywał, że dla niego to był idealny moment, by poobserwować i porozmawiać z Robertem Lewandowskim.
Ale najpierw musiał przekonać się, że kryzys może przyjść zawsze. I sukcesy z poprzedniego sezonu mogą odbić się negatywnie. W kolejnych rozgrywkach dołował jak cały Lech, ciągle doskwierały mu kontuzje, w 34 występach trafił do bramki tylko siedem razy, wtedy rozpoczęła się jego półroczna seria bez gola. A zakończył ją tak naprawdę nie w klubie, tylko jeszcze w reprezentacji Marcina Dorny – strzelając w sparingu z Czarnogórą w Gdyni (6:0).
W kolejnych miesiącach widać było jego rozwój. – Jest szybki, bardzo ruchliwy. Przypomina mi Łukasza Piszczka z czasów, gdy ten grał jako napastnik. I kto wie, może w przyszłości Dawid też przypisze się do prawej strony? – zastanawia się Boniek. – To nietuzinkowy napastnik. Ma bardzo płynne ruchy, przypomina mi pod kilkoma względami Dawida Nowaka, ale jest od niego wyższy i silniejszy – porównuje Ulatowski.
Produkt nieskończony
Pomogła mu zmiana stylu gry Lecha, więcej gry z kontry, bezpośredniej i bazującej na szybkości, a nie czekaniu aż skrzydłowi zdołają wygrać pojedynek, by zagrać dokładnie w pole karne. Wcześniej Kownacki-napastnik musiał żyć w ścisku, teraz cieszy się przestrzenią. I coraz skuteczniej ją wykorzystuje, co było widać w meczach z Pogonią Szczecin, Arką Gdynia i Koroną Kielce. W pierwszej akcji lepiej od obrońców kontrolował sytuację, w odpowiednim momencie wbiegł w ich linię na podanie od Radosława Majewskiego. W drugim wykorzystał szybkość i długie zagranie od Macieja Wilusza na wolne pole. W trzecim również dalekie podanie otworzyło mu miejsce na przyjęcie, zwód i mocny strzał pod poprzeczkę.
O ile w pierwszych dwóch sezonach gole Kownackiego można było sprowadzić w większości do wykończenia akcji w pobliżu bramki, o tyle w ostatnim półroczu trudno o konkretny schemat. Ma to swoje dobre strony – napastnik Lecha strzela z lewej, z prawej nogi, po dryblingu lub z pierwszej piłki. Po atakach pozycyjnych oraz kontrach. Ze stałych fragmentów, głową, ale też najszybciej reagując przy strzałach kolegów.
Z czołowych napastników ekstraklasy ma najmniej rozegranych minut (827), tylko Grzegorz Kuświk oddał mniej strzałów. Ma za to najwyższą średnią dokładnych kluczowych podań, więcej pojedynków na mecz od Nemanji Nikolicia, Adama Frączczaka, Marco Paixao, Jarosława Niezgody, a nawet Marcina Robaka. Aż 14 z tych 26 starć to pojedynki główkowe. W ostatnim meczu z Arką Gdynia oprócz gola zaliczył trzy kluczowe podania oraz trzy dryblingi. Potrafi prowadzić pressing, nie traci koncentracji i chce być aktywny. Z okresu czekania na tę jedną doskonałą szansę przeszedł na robienie wszystkiego, by być zagrożeniem jak najczęściej.
Przez długi czas i kibice, i sam Kownacki mieli identyczny problem – zbyt szybko chcieli widzieć w nim produkt skończony. Tymczasem 20-letniego napastnika czeka jeszcze wiele zmian, od gry na boku (tak występuje w reprezentacji U-21), do przeskoku na wyższy poziom i wreszcie minut bez strzelonego gola. Dziś już niewiele osób pamięta, że po transferze z Lecha do Borussii Dortmund pierwszy sezon Lewandowskiego w Niemczech przebiegał mało optymistycznie. Ustawiany był za napastnikiem, w większości spotkań wchodził z ławki, strzelił ledwie osiem goli. Ale nawet w tamtym okresie – w wieku 22-23 lat – Lewandowski się uczył, by odpalić w kolejnym sezonie i do tej pory trzymać się szczytu. Kownacki powinien być tego świadom, zresztą na pierwszym zgrupowaniu mówił: „patrzę na przykład Roberta i chciałbym być chociaż taki jak on”.
Michał Zachodny