Aktualności
Koniec z byciem wiecznym asystentem. Maciej Kalkowski rozpoczął drogę trenerską
Za wyniki Elany Kalkowski odpowiada od 26 października. W tej roli zastąpił Dariusza Grzegrzółkę. I już na początku trenerskiej drogi zmierzył się z poważnym wyzwaniem. – Dobrze zaczęliśmy, bo od zwycięstwa z Bałtykiem w Koszalinie 4:1. Potem drużyna padła ofiarą koronawirusa. Jechaliśmy do Szczecina, skąd musieliśmy wrócić, bo okazało się, że są u nas przypadki zakażenia koronawirusem. Testy wykazały dziewięć pozytywnych przypadków w zespole. Dwa tygodnie byliśmy w kwarantannie. W środę wróciliśmy do treningów, tymczasem w sobotę czekała nas potyczka z liderem w Stężycy – przegraliśmy po golu w doliczonym czasie gry. Trochę nas zgubiło to, że chcieliśmy koniecznie utrzeć im nosa za to, że nie potraktowali nas po sportowemu. Przeżyłem więc mocne zderzenie z trudną rzeczywistością. W żadnej szkole nie uczyli przecież jak radzić sobie w sytuacji pandemii. Ten początek był więc dziwny, ale swoje początki w Toruniu oceniam bardzo pozytywnie – mówi Łączy Nas Piłka Kalkowski.
Spontaniczna decyzja
W nowej roli ten 46-latek szybko przeszedł więc chrzest bojowy. – Jeszcze w żadnych książkach nie podano sposobu na reagowanie w dobie pandemii. A trzeba było jakoś funkcjonować – podkreśla.
Taki start w samodzielnej pracy z zespołem z pewnością może w przyszłości działać na korzyść Kalkowskiego. Bo im trudniej w pierwszych miesiącach, tym szansa, że będzie łatwiej w kolejnych tygodniach. A pierwsze tygodnie rundy wiosennej ustalą cele Elany na dalszą część rozgrywek.
– Decyzję o przejęciu Elany podjąłem szybko, w godzinę. Odpoczywałem od Lechii, układałem sobie w głowie pewne sprawy, myślałem, że trochę czasu minie, zanim dostanę jakąś ofertę i nagle telefon z Torunia. Powstaje tu pewien projekt, ale nie ma co wybiegać zbyt daleko. Musimy się przede wszystkim utrzymać. Ambicją klubu w przyszłości jest gra na trzecim szczeblu rozgrywkowym, teraz trzeba naprędce kilka spraw wyprostować. Elana była zespołem budowanym z myślą o awansie do pierwszej ligi, tymczasem spadła ligę niżej. Próbujemy pewne rzeczy naprawić, żeby miało to wszystko ręce i nogi i funkcjonowało na zdrowych zasadach – zaznacza nasz rozmówca.
– Zostały nam cztery mecze do podziału ligi [w III lidze grupa 2 po sezonie zasadniczym następuje podział na grupy dla drużyn z miejsc 1-8 i dla zespołów od miejsca 9 w dół – przyp. aut]. Lokata w górnej ósemce zagwarantuje nam pewne utrzymanie. Jesteśmy pełni nadziei, że uda nam się do niej załapać – podkreśla trener Elany, która z dorobkiem 27 punktów jest tuż pod graniczną „kreską” między wyższą, a niższą grupą.
Może liczyć na Kryszaka
Kalkowski dysponuje dobrym składem jak na trzecioligowe warunki. Ale potencjał to jedno, odpowiednio poukładanie klocków to osobna kwestia, tym bardziej, kiedy czas ma się mocno ograniczony czas z powodu wyników losowych. – Zawodników Elany dopiero co poznaję. Jesienią robiłem dużo zmian, żeby każdego sprawdzić. Niektórzy debiutowali w trzeciej lidze, musiałem tak postąpić, by wyrobić sobie zdanie o każdym piłkarzu. Wiem, że Sergio Camacho dysponuje niezłymi umiejętnościami, jesienią nie był jednak do końca przygotowany fizycznie. Posiada hiszpański zmysł do grania, to boiskowa „szóstka” – przyznaje.
Ważny głos w szatni ma Mariusz Kryszak. 36-latek daje też konkretne argumenty na boisku. Rozgrywa czwarty z rzędu sezon w Elanie, w trwających rozgrywkach strzelił siedem goli, z czego pięć z rzutu karnego. – Myślę, że Mariusz zapracował na wysoki statut w tym klubie. To dobry, doświadczony piłkarz, wciąż z dużą chęcią do gry. Jesienią nie grał na swojej pozycji, z przymusu wystawiliśmy go na środku obrony, ponieważ mieliśmy taką potrzebę. Docelowo jednak powinien nam pomóc w drugiej linii. Cieszę się, że w ogóle jest z nami. On słynie z dobrze wykonywanych stałych fragmentów gry. Rzadko zdarza się piłkarz z tak dobrze ułożoną nogą. Jest jednym z liderów, wokół niego można budować nową Elanę. Przed nami dwa i pół miesiąca przygotowań, może wyklaruje się inny lider? Ja takich liderów na boisku potrzebuje jedenastu – stwierdza szkoleniowiec „Elanowców”.
Z drugiego szeregu do pierwszego szeregu
W Gdańsku popularny „Kalka” długo był asystentem. Pracował u boku m.in. Piotra Stokowca, Piotra Nowaka, czy Jerzego Brzęczka. – Osiem lat spędziłem przy pierwszym zespole, do tego dwa lata w rezerwach – wylicza. – Najlepiej współpracowało mi się z trenerami Brzęczkiem i Nowakiem. Fajni, pogodni ludzie z mega podejściem do zespołu. Mieli podejście, jakim chciałbym się kierować w swojej pracy w roli pierwszego trenera. Z trenerem Brzęczkiem byliśmy blisko europejskich pucharów. W ostatniej kolejce przegraliśmy w Białymstoku 2:4 i zajęliśmy 5. miejsce. Wiele osób wie jak ta Lechia się budowała, teraz jest normalniej. Wtedy był straszny przemiał zawodników, teraz dobiera się piłkarzy potrzebnych. Trener potrzebuje czasu, a z tym w Lechii bywało różnie. W takich okolicznościach trener Brzęczek poradził sobie nieźle.
Dziesięcioletnie doświadczenie w sztabie szkoleniowym, były asystent szkoleniowców biało-zielonych uważa za wystarczającą naukę. – Miałem propozycję, żeby zostać w Lechii w innej roli. Zaproponowano mi funkcję koordynatora skautingu młodzieżowego, nie zgodziłem się. Postanowiłem pójść na swoje i tego nie żałuję. W życiu trzeba próbować. Nie spróbujesz, nie wiesz co tracisz. Lechia bezsprzecznie powinna być w pierwszej czwórce ligi, bo tak ten zespół jest budowany. Mnie na tej drodze już nie ma, bo pracuję gdzie indziej. Zobaczymy co przyszłość przyniesie. Nigdy nie mów nigdy. Nigdy nie powiedziałem, że w Lechii już nie będę pracował – wyjaśnia Kalkowski, który w przeszłości był czynnym piłkarzem. Reprezentował barwy Lechii, GKS-u Bełchatów, Arki Gdynia, Chojniczanki Chojnice, Unii Tczew. W 2004 roku znów biegał w biało-zielonej koszulce. Zawodnikiem biało-zielonych był do 2010 roku.
– Największym moim sukcesem jest to, że zaczynając treningi w Lechii w wieku dziewięciu lat, udało mi się później zadebiutować w tym zespole w ekstraklasie. To była klamra na mojej piłkarskiej karierze – puentuje.
Piotr Wiśniewski