Aktualności
[REPORTAŻ]: Sędziowie. Krok przed piłkarzami
Kariera sędziowska w wielu przypadkach poprzedzona jest piłkarską – tak było chociażby z sędziami Marciniakiem i Złotkiem. Takie doświadczenie jest bardzo przydatne, gdyż pozwala poznać boiskowe spojrzenie drugiej strony.
– Nie wchodziłem z sędziami w dyskusje, dostawałem mało kartek. Ogólnie byłem spokojnym zawodnikiem i takim też chyba jestem arbitrem – opowiada sędzia Mariusz Złotek. Karierę sędziowską rozpoczyna specjalny kurs, organizowany przez odpowiedni wydział sędziowski wybranego wojewódzkiego związku piłki nożnej. Może wziąć w nim udział każdy, trwa on 2-3 miesiące i jest zakończony egzaminem składającym się części sprawnościowej i teoretycznej. Jego zdanie daje kandydatowi tytuł sędziego próbnego, który następnie w roli asystenta czy też sędziego głównego musi zaliczyć minimum 20-30 spotkań na poziomie rozgrywek dziecięcych. Po otrzymaniu oceny pozytywnej za sędziowanie tych spotkań, staje się sędzią rzeczywistym. Historia Mariusza Złotka, który w wieku 44 lat zadebiutował w Ekstraklasie pokazuje, jak długa i żmudna droga prowadzi do elity.
- Na ten moment w Polsce można być sędzią do 47. roku życia. Mam jednak nadzieję, że niebawem w naszym kraju zostanie wdrożony model angielski, według którego arbiter może wykonywać pracę dopóki zdaje wszystkie bieżące testy. Ja mogę sędziować jeszcze długo, przeżywam wręcz drugą młodość – mówi z uśmiechem sędzia Złotek, który jest obecnie najstarszym z ekstraklasowych arbitrów.
Zawodowy albo Top Amator
Tak dzisiaj klasyfikowani są sędziowie Ekstraklasy. Zawodowi są związani stałą umową z PZPN, zaś reprezentanci grupy Top Amator mają najczęściej zupełnie inną pracę, a sędziowaniem zajmują się dodatkowo. Stawka dla wszystkich jest jednak taka sama: 3600zł za mecz. Arbitrzy międzynarodowi, tacy jak Szymon Marciniak czy Tomasz Musiał, mają szansę na dodatkowy zarobek przy okazji sędziowania spotkań międzypaństwowych lub też w europejskich pucharach.
– Kontrakt z PZPN nie uniemożliwia nam równoległej pracy gdzie indziej. Według mnie jednak jest to bardzo trudne do pogodzenia. Pracę niezwiązaną z sędziowaniem miałem jeszcze za czasów bycia arbitrem niezawodowym i wszystko udawało mi się sobą pogodzić tylko dlatego, że mój ówczesny szef był moim kolegą – wspomina Tomasz Musiał.
– Rzeczywiście, ciężko to pogodzić, ale dla mnie sędziowanie jest odskocznią. Mam szczęście, że żona jest tak wyrozumiała dla mojej pasji – śmieje się sędzia z grupy Top Amator, Mariusz Złotek.
Aktywność fizyczna ekstraklasowych sędziów nie ogranicza się bynajmniej do samych meczów. Nad ich kondycją czuwa trener ds. przygotowania fizycznego, były lekkoatleta, Grzegorz Krzosek. W każdy poniedziałek przesyła sędziom zestaw ćwiczeń treningowych na kolejne dni. Arbitrzy po ich wykonaniu odsyłają swoje wyniki, które on następnie analizuje. Wszystko po to, aby sprostać wymaganiom meczowym i odpowiednio dobrze wypaść na kontrolnych testach sprawnościowych, które odbywają się dwa razy w roku i świadczą o odpowiednim przygotowaniu do pracy. Nie jest tajemnicą również, że sędziowie pracują pod olbrzymią presją, to też mogą liczyć na pomoc psychologa – pani Paulina Nowak jest do dyspozycji arbitrów zarówno przez telefon, jak i osobiście w Spale. To właśnie tam dwa razy w miesiącu na dwa dni przyjeżdżają sędziowie zawodowi (grupa Top Amator nieobligatoryjnie), aby wspólnie szlifować umiejętności.
Asystent, nie liniowy
Podczas meczu sędzia główny nie jest osamotniony w swojej pracy. Wspierają go bowiem asystenci. – Określenie „liniowy” zniknęło z naszego oficjalnego języka. Sędziowie przy liniach nazywani są asystentami. Tamto określenie miało w sobie trochę negatywny wydźwięk, jakoby mieli się zajmować wyłącznie staniem na linii. Sami asystenci nie lubią być nazywani „liniowymi” – tłumaczy sędzia Musiał. Arbiter główny dla asystentów jest niczym kapitan dla drużyny. Zespoły sędziowskie są zmieniane tylko w wyjątkowych przypadkach, gdyż zgranie również jest dla nich niezwykle istotne. Na meczach mają wspólną szatnię, razem się rozgrzewają, a w czasie samego spotkania są ze sobą w dużo lepszym kontakcie, niż biegające obok nich jedenastki. Tu z pomocą przychodzi oczywiście technika w postaci nadajnika na ramieniu oraz mikrofonu z słuchawką w uchu. Poza gwizdkiem i kartkami na oporządzenie arbitra głównego składają się również monitor pracy serca na klatce piersiowej, zegarek, licznik przebiegniętych kilometrów, pas na koszyczek ze sprayem, a także biper, za pomocą którego asystenci mogą wysyłać sędziemu sygnały, jeśli chcą mu zwrócić uwagę na jakąś sytuację. W dobie słuchawek z mikrofonami te ostatnie urządzenie wychodzi jednak z użycia.
Z decyzją się nie dyskutuje, z sędzią można
Mimo braku odpowiedniej aparatury zawodnicy niejednokrotnie mają więcej do powiedzenia sędziom, niż ich asystenci. – Funkcjonuje pewne fałszywe przekonanie, że opaska kapitańska uprawnia zawodnika do kwestionowania decyzji arbitra - to złe założenie. Kapitan powinien raczej trzymać zespół w ryzach i tonować nastroje rozemocjonowanych zawodników. Chętnie odpowiem na pytanie, omówię z piłkarzem wątpliwość, ale w kulturalny sposób. Oczywiście rozumiem, że gorączka zawodów udziela się każdemu, ale nad emocjami trzeba panować. Przeprosiny od zawodników po meczu są normą – przyznaje Szymon Marciniak.
Decyzje sędziów mogą budzić kontrowersje, to też ich praca oceniana jest w ramach zasady triple checking (ang. potrójne sprawdzenie). W praktyce polega ona na obecności na trybunach obserwatora, oglądającego sędziów w akcji na żywo. Kolejny obserwator śledzi ich pracę w telewizji, zaś trzecim okiem jest… sam sędzia główny. W ramach tzw. samooceny ma on 48 godzin od zakończenia spotkania na obejrzenie sędziowanego przez siebie meczu i napisanie raportu na temat swojej postawy na boisku. Arbiter może również wejść w polemikę ze spostrzeżeniami obserwatora telewizyjnego. Ostateczna ocena jest więc wynikiem trzech różnych spojrzeń oraz tego czwartego, podsumowującego, dokonywanego przez członków zarządu Kolegium Sędziów PZPN.
Gotowi na wszystko
Ekstraklasowi sędziowie doskonale zdają sobie sprawę ze spoczywającej na nich odpowiedzialności i są świadomi wagi jednego gwizdnięcia. Tym bardziej więc starają się jak najlepiej przygotować do pracy. – W czasie meczu każda drużyna ciągnie w swoją stronę, to normalne – mówi Szymon Marciniak. - My więc musimy być krok przed piłkarzami, aby jak najszybciej dokonać właściwej oceny, zanim oni zrobią to za nas…
Marek Lepianka
(Ekstraklasa.org)