Aktualności

Dekada Szymona Marciniaka w Europie

Federacja28.12.2020 
Środa, 30. marca 2011 roku. Miejscowość Carquefou, zachodnia Francja. Na Stade du Moulin Boisseau gospodarze w ostatnim meczu kwalifikacji Mistrzostw Europy do lat 17 pokonują Białoruś 9:0 i zapewniają sobie udział w turnieju finałowym. Dla Szymona Marciniaka jest to debiut w oficjalnym meczu na arenie międzynarodowej. Po zawodach wymienia uściski dłoni z przyszłymi gwiazdami futbolu. Razem z nim na murawie są m.in. Tiemoué Bakayoko czy Benjamin Mendy. Podobnie jak oni, sam jeszcze nie wie, jaki fantastyczny czas go czeka…

Zaledwie kilka miesięcy wcześniej, jesienią 2010 r., arbiter z Płocka spędził dwa tygodnie w szwajcarskim Nyonie, gdzie uczestniczył w programie UEFA CORE. To tam poznał śmietankę europejskiego arbitrażu wraz z Davidem Ellerayem na czele. Gdy na początku 2011 r. pojechał tam ponownie, do kraju wrócił już z plakietką sędziego międzynarodowego.

Zmysł Leszka Saksa

Kiedy Szymon Marciniak wyruszał do Szwajcarii uczestniczyć w programie UEFA CORE, miał ponad roczne doświadczenie w Ekstraklasie, w której zadebiutował wiosną 2009 r. Wówczas sędziował wspólnie z Pawłem Sokolnickim. ­– Inicjatorem naszej współpracy był Leszek Saks. Stwierdził on, gdy Szymon był jeszcze arbitrem III ligi, że idealnie pasujemy do siebie. Po czasie okazało się, że miał rację, bo obecnie rozumiemy się niemal bez słów – mówi Sokolnicki.

Do zespołu przed debiutanckim meczem w Ekstraklasie dołączył Tomasz Listkiewicz. Dobrze funkcjonującą od kilku lat dwójkę arbitrów znał jedynie ze zgrupowania w Spale i obozu przygotowawczego w Turcji. – Od początku złapaliśmy dobry kontakt, ale gdy Szymon otrzymał powołanie na UEFA CORE to zarządził zaawansowane przygotowania i poznaliśmy się jeszcze lepiej. Jak w każdej tworzącej się ekipie czasem były jakieś sprawy do wyjaśnienia, ale szybko osiągaliśmy porozumienie – tłumaczy Listkiewicz. W ten sposób rodził się zespół, który w przyszłości miał sprostać najbardziej wymagającym meczom w Europie i na świecie.

Wpadł w oko Collinie

Arbiter z Płocka kolejne szczeble europejskiej drabinki pokonywał bardzo szybko. Jeszcze w 2011 r. poprowadził mecze w II i III rundzie el. do Ligi Europy, a w następnym roku fazę grupową tych rozgrywek. Pierwsze seniorskie spotkanie reprezentacji sędziował we wrześniu 2012 r., gdy w el. Mś rozstrzygał w zawodach: Portugalia – Azerbejdżan. Na Estádio Municipal de Braga poznał słynnego Cristiano Ronaldo, który jako jedyny Portugalczyk dostał w tych zawodach napomnienie.

Kolejne mecze (m.in. 1/8 finału Ligi Europy) zbliżały go do wyczekiwanego debiutu w Lidze Mistrzów. 16 września 2014 r. płocczanin sędziował w starciu pomiędzy Juventusem Turyn a Malmö FF (2:0). – Ten sprawdzian w rozgrywkach Ligi Mistrzów wypadł pozytywnie. Po tych zawodach dostaliśmy dobrą informację zwrotną od Komisji Szkoleniowej UEFA, a po miesiącu pojechaliśmy na kolejne spotkanie tych elitarnych rozgrywek. W Monaco rolę obserwatora pełnił sam Pierluigi Collina – mówi Tomasz Listkiewicz. Zwieńczeniem sezonu 2014/2015 było powołanie na Mistrzostwa Europy do lat 21 w Czechach. Po tym turnieju Marciniak został arbitrem grupy UEFA Elite.

Wielkie imprezy rok po roku

Nowy rozdział kariery Marciniaka był od początku bardzo obfity w występy na europejskich arenach. Sezon 2015/2016 to aż 5 spotkań w Lidze Mistrzów oraz pierwsze spotkanie półfinałowe Ligi Europy pomiędzy Szachtarem Donieck a Sevilla FC (2:2).

Rok po powołaniu na Mistrzostwa Europy do lat 21, Szymon Marciniak został delegowany już na seniorski czempionat rozgrywany we Francji. Nad Sekwaną był rozjemcą w dwóch spotkaniach fazy grupowej: Hiszpania – Czechy (1:0), Islandia – Austria (2:1) oraz 1/8 finału Niemcy – Słowacja (3:0). Następny sezon płocczanin zakończył na Mistrzostwach Świata do lat 20 rozgrywanych w 2017 r. w Korei Południowej. Ponownie, jak w przypadku Mistrzostw Europy, juniorski turniej był wstępem do tego seniorskiego.

Pod koniec marca 2018 r. FIFA ogłosiła listę 36 sędziów, którzy pojechali na mundial do Rosji. Polak oczywiście znalazł się w tym gronie. W Rosji Szymon Marciniak sędziował dwa spotkania fazy grupowej: Argentyna - Islandia (1:1) oraz Niemcy - Szwecja (2:1). W ten sposób 39-latek zaliczył cztery najważniejsze turnieje juniorów i seniorów rok po roku.

Od zakończenia mundialu nie minęły nawet dwa miesiące, a arbiter z Płocka na A.Le Coq Arena w Tallinie poprowadził swój drugi finał podczas europejskiej kariery. W meczu o Superpuchar Europy Atlético Madryt pokonało Real Madryt (p. d. 4:2). – Tego spotkania nie wymażemy z pamięci. W Estonii były nasze rodziny i znajomi. Klasa występujących drużyn, otoczka tego spotkania i pierwszy finał seniorskich rozgrywek po meczu uwolnił w nas szczere emocje – wspomina Tomasz Listkiewicz. Od tego sierpniowego wieczoru w kolejnych dwóch edycjach europejskich rozgrywek 39-latek poprowadził: ćwierćfinał Ligi Mistrzów i półfinał Ligi Europy.

Kluczowy moment

W kwestii przełomowego momentu w karierze Szymona Marciniaka jego asystenci nie są zgodni. – Myślę, że mecz finałowy Mistrzostw Europy do lat 21 w Czechach w 2015 r. pomiędzy Szwecją a Portugalią zamknął pewien etap. Wiedzieliśmy, że dobry występ Szymona będzie oznaczał awans do grupy Elite. Na tym naszym pierwszym poważnym turnieju posędziowaliśmy także mecz otwarcia. Podczas ostatniej kolacji poczuliśmy ogromną satysfakcję z wykonanej przez nas pracy, a także duże wsparcie ze strony zadowolonego Pierluigiego Colliny – opowiada Tomasz Listkiewicz.

Natomiast Paweł Sokolnicki ma inne zdanie: – Dla mnie kluczowym turniejem były Mistrzostwa Europy w 2016 r. we Francji. Jako mało doświadczony arbiter wykazał się dojrzałością, co zaowocowało poprowadzeniem spotkania 1/8 finału. Impreza była dla nas bardzo udana, znacznie podnieśliśmy swoje umiejętności.

„Mr penalty”

W zawodzie sędziego piłkarskiego bardzo ważnym aspektem jest nieustanne samodoskonalenie. Marciniak przez dekadę na europejskiej arenie bardzo się zmienił. – Przez ten okres znacząco poprawiliśmy kwestię przygotowań do spotkań. Dzięki pracy analityków na poziomie UEFA i FIFA możemy lepiej przeanalizować styl gry drużyn i poszczególnych zawodników. Szymon, mimo że prezentuje wysoki poziom w zarządzaniu zawodnikami, dalej doskonali ten element – wyjaśnia Paweł Sokolnicki.

Tomasz Listkiewicz dodaje: – Trzeba też wspomnieć o rozwoju w „czytaniu gry”, ponieważ im wyższy poziom rozgrywek, tym bardziej potrzebny jest automatyzm zachowań. Sam styl sędziowania Szymona przez 10 lat mocno ewaluował. Z arbitra nazywanego na początku „Mr Penalty”, przez etap, w którym był dość mocno pobłażliwy, aż do obecnego połączenia tych dwóch stylów, czyli sędziego twardego, potrafiącego podejmować trudne decyzje, ale wsłuchującego się także w ducha gry, rozumiejącego intencję powstania niektórych regulacji. Zresztą to ma również odbicie w mowie ciała, a także mimice Szymona. Obecnie jest ona zupełnie inna niż np. w 2011 r. czy 2016 r.

Te przykłady pokazują również jakie cechy charakteru ma arbiter z Płocka. – Od samego początku założyliśmy sobie w zespole wysokie cele, pamiętając aby realizować je krok po kroku. Szymon ma niesamowite cechy wolicjonalne i nieustanną chęć pokonywania kolejnych barier – analizuje Paweł Sokolnicki.

Ważne jest również, aby zespół dobrze funkcjonował nie tylko podczas zawodów, ale także pomiędzy nimi. – Tutaj istotne jest zbudowanie obszarów poza futbolem, które są odskocznią. Mimo dobrej odporności na stres, każdy układ nerwowy potrzebuje regeneracji – podkreśla Tomasz Listkiewicz.

W ruch… maszynka do golenia

Każdy arbiter grupy UEFA Elite mnóstwo czasu spędza w podróży. Podczas częstych i długich wyjazdów warto odpowiednio zaplanować ten czas. – Szymon jest kinomaniakiem. Bardzo lubi oglądać filmy, ale także czytać książki. Przed meczami stara się dzwonić do żony – mówi Paweł Sokolnicki. Temat uzupełnia Tomasz Listkiewicz: – Głowa Szymona przed meczem musi być idealnie ogolona. Jeśli Szymon nie zdąży tego zrobić przed wylotem, to w hotelu jeden z członków zespołu wciela się w rolę operatora maszynki do golenia.

– Playlista przed meczami w szatni jest długa, a utwory się mieszają. Zawsze puszczamy chociaż jedną piosenkę szwedzkiej grupy Roxette, co wiąże się z tekstem Pawła Kapusty, który opisując wczesny etap kariery Szymona zatytułował swój artykuł „Do Elity w rytmie Roxette”. Gdy Szymon awansował do UEFA Elite ten zespół na stałe wpisał się w nasz rytuał przedmeczowy. Joyride czy Dressed For Success to doskonałe tytuły motywacyjne. Po meczu Szymon zwykle pilnuje, aby skorzystać z masażu regeneracyjnego. W rozgrywkach UEFA do dyspozycji sędziów jest zatrudniony masażysta lub fizjoterapeuta – opowiada Tomasz Listkiewicz.

Kartoszki na kolację

Dziesiątki międzynarodowych spotkań to też niezliczona ilość przygód i historii z nimi związanych. Spośród tak wielu, ciężko przytoczyć tę jedną, najlepszą. Było tego zbyt wiele. – Przypomina mi się jeden z pierwszych meczów Szymona w Europie, po którym mieliśmy pojechać na egzaminy sędziowskie do Spały. My lecieliśmy przez Warszawę, a techniczny na tym meczu – Robert Małek, przez Katowice. Tak zagadaliśmy się na lotnisku, że nie zauważyliśmy ostatecznego wezwania na odprawę. Nie zapomnę z jakim zdziwieniem Robert oglądał naszą walkę o to, aby dostać się na pokład samolotu. Na szczęście pani odpowiadająca za tę procedurę okazała się wyrozumiała i wróciliśmy do Polski w planowanym terminie – wspomina Paweł Sokolnicki.

Tomasz Listkiewicz opowiada historię z przedmeczowej kolacji w jednym ze wschodnioeuropejskich państw. – Na kolacji byliśmy my – jako zespół sędziowski – a także obserwator i delegat UEFA. Ten drugi zamówił rybę, ale kilkukrotnie odmówił kelnerowi jej przyjęcia tłumacząc, że zamawiał co innego. Sytuacja robiła się niezręczna. Szymon pokazał mi, abym to ja przyjął to danie, bo też zamówiłem rybę, licząc, że delegat zechce zjeść moją porcję, którą mieliśmy dostać chwilę później. Niestety, tym razem wysłannik europejskiej federacji również odmówił, narzekając że jest głodny i zmęczony. Wówczas obserwator podpowiedział mu, żeby zamówił kartoszki (ziemniaki ze śmietaną), ponieważ to danie zostanie przygotowane w kilka minut. Zgodził się, ale gdy zobaczył posiłek… podziękował dość oschle za kolację i poszedł do pokoju. Przez cały wieczór śmialiśmy się z tej sytuacji, chociaż osoba opiekująca się delegatem z ramienia klubu myślała, że celowo zjadłem potrawę delegata i naraziłem miejscowych na nieprzychylny raport.

Pozostaje trzymać kciuki za Szymona Marciniaka i jego zespół sędziowski w kolejnych meczach międzynarodowych. Miejmy nadzieję, że za kolejne 10 lat do tej historii dopiszemy przynajmniej równie ciekawe wspomnienia. Choć jesteśmy przekonani, że najlepsze jeszcze przed Szymonem Marciniakiem.

Adam Faliszewski

Szymon Marciniak: Jestem sędziowskim pracoholikiem

Czy 10 lat z plakietką FIFA to dla ciebie długi czas, czy przeciwnie, minęło to bardzo szybko?

Trzeba przyznać, że 10 lat to długi okres. Nie myślisz o tym jeżdżąc po Europie i świecie. Dopiero kiedy człowiek stanie na moment i zrobi sobie podsumowanie, to docenia co ma, co już przeżył i może planować kolejne wydarzenia. Przez te 10 lat przeżyłem wspaniałe chwile, ale miałem także słabsze momenty. Od kilku lat jeżdżę ze swoim zespołem na topowe mecze w Europie. Jest znacznie więcej trudnych decyzji do podjęcia. Te 10 lat to wspaniała historia. Byliśmy w wielu miejscach, poznaliśmy fantastycznych ludzi, ale nie ma co patrzeć za siebie. To już za nami, w styczniu będzie czas, żeby wypić symboliczną lampkę szampana, ale historia trwa dalej. Czuję, że przede mną jeszcze dużo dobrych momentów.

Nad jakim elementem warsztatu musiałeś przez te lata pracować najmocniej?

Dobrze pamiętam, gdy w styczniu 2011 r. pojechałem na obóz na Cypr, a pod swoje skrzydła wziął mnie Howard Webb. Jednak otrzymując plakietkę, byłem już ukształtowanym sędzią. To wyróżnienie dostaje się mając już spore doświadczenie. Miałem dużo meczów za sobą. Bardzo ważne słowa powiedział mi kiedyś Pierlugi Collina: „W Polsce piłkarze cię znają, ale w Europie masz czystą kartkę. Musisz teraz pracować na to samo, co masz u siebie w kraju”. Ja zacząłem mozolną pracę. Autorytet sędziowski buduje się też drobniejszymi decyzjami. Im więcej jest tych dobrych, tym masz większą szansę, żeby być sędziowską marką. Kluczowe jest, żeby piłkarze cię szanowali. Mnie i całemu zespołowi udało się ten szacunek zdobyć. Będąc na sędziowskim topie nie ma znaczenia skąd jesteś. Liczy się przygotowanie fizyczne i teoretyczne, a także umiejętność radzenia sobie z presją. Albo to masz, albo nie… Mam już ponad 30 meczów w Lidze Mistrzów. Do tego spotkania na Mistrzostwach Świata i Mistrzostwach Europy. Mimo to uważam, że zawodnicy są czasem trudni do rozgryzienia. Żeby wygrać mecz, są w stanie zrobić wszystko. Życie pisze różne scenariusze. W erze COVID na boisku słychać każde słowo. Sędziego obowiązuje pewien kodeks. Gdy piłkarzom nie idzie, to zdarza się, że szukają alibi właśnie w postawie arbitra, a ten nigdy nie ma szans się obronić. Reasumując, cały czas kształcę swoje zarządzanie. Choć jest na odpowiednio wysokim poziomie, to wciąż nad tym pracuję i to ulepszam. Piłkarze w Europie już mnie znają, ale mimo to, zawszę trzeba wejść na wyżyny w zarządzaniu.

Który moment w twojej karierze był przełomowy?

Było ich kilka. Pierwszym był mój drugi mecz w Lidze Mistrzów: AS Monaco – Benfica. Obserwatorem był Pierlugi Collina, który po raz pierwszy widział mnie z bliska. Dobrze się przed nim pokazałem. On sam dał mi kilka cennych wskazówek. To dodało mi dużo pewności siebie. Kolejne duże doświadczenia to Mistrzostwa Świata i Mistrzostwa Europy. Te dwie imprezy dają wejście do pewnej grupy arbitrów. Stajesz się sędzią przez duże „S”. Na ME 2016 z sędziowskiej młodzieży zostaliśmy na imprezie najdłużej. MŚ to też super przeżycie, choć niektórzy chcieli ukraść nam radość. Sędziowaliśmy tam mistrzom i wicemistrzom z 2014 r. Życzę tego każdemu. Później przyszedł mecz o Superpuchar Europy, czyli derby Madrytu. To wszystko odcisnęło na mnie piętno. Dało mi duży ładunek emocjonalny.

Jakie plany masz na przyszłość?

Sędziowanie nauczyło mnie nie robić zbyt dalekich planów. Mimo dużej pewności siebie, mocno stąpam po ziemi. Sędziowanie na najwyższym poziomie nauczyło mnie pokory. Chcę ładować baterie, od stycznia zacząć pracować nad formą na pierwszą część roku. Jestem sędziowskim pracoholikiem. Jeśli będzie zdrowie, mogę dużo zdziałać. Chcę sędziować tak jak lubię, być blisko akcji. Bazuję na fizyczności. W styczniu 2021 r. mamy zgrupowanie sędziów. Zamierzam dobrze wypaść, żeby dostać mecze w play-off LM i LE. Pary w tych rozgrywkach są bardzo ciekawe. W marcu ruszą eliminacje mistrzostw świata. Przez COVID mamy dużo meczów, trzeba mądrze rozkładać siły. Chcę się znaleźć na liście sędziów na EURO. Jeśli się uda, to będę pisać kolejne marzenia.

Rozmawiał Jakub Jankowski



 

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności