Aktualności
Paula prosto z Sao Paolo: A co, jeśli... nie wygrają?
Przyuliczne bary, restauracje i kluby nocne pękają w szwach. Nie ma miejsca? Nic nie szkodzi. Świętowanie trwa dosłownie wszędzie. Najlepsza impreza rozkręca się właśnie przy... kiosku. Sprzedawca gazet nagle stał się w DJ-em. Reszta prawie jak w kawałku Myslovitz. Tyle, że kioskarz zamienił ekran na głośniki, a wyświetlanie filmu na rozświetlanie miasta. Scenariusz dla jego sąsiadów.
Z jednego z lokali wybiega atrakcyjna kobieta o blond włosach. Jest mocno wkurzona. Zaraz za nią pędzi mężczyzna, powstrzymywany przez swoich kolegów. Pokazuje im, że przecież on nic złego nie zrobił. Że przecież tylko z nią tańczył. Nic więcej. Scenka rodem z telenoweli. Brazylijskiej oczywiście. Jak widać, pisze je samo burzliwe, latynoskie, nocne życie. Kwadrans później ten sam chłopak w granatowej rozpiętej koszuli rozpływał się już w objęciach czarnoskórej dziewczyny.
Dźwięki przeróżnych melodii, dobiegających zewsząd, mieszają się. Najgłośniej gra brazylijska kapela w jednej z knajp. Słowa znają wszyscy. Nikogo nie trzeba zachęcać do zabawy na parkiecie między stołami. Panowie proszą panie. Leje się piwo. Tłuką się szklanki. Ojcowie tańczą z córkami na baranach. To zwykły bar. Jest dopiero godzina 19... Tak wyglądało Sao Paulo po zwycięstwie reprezentacji Brazylii z Kamerunem. „Canarinhos” zapewnili sobie wyjście z grupy z pierwszego miejsca w dobrym stylu. Wreszcie!
Łatwiej było trafić, że Kostaryka wyjdzie z grupy śmierci, niż znaleźć w tamtym momencie gdziekolwiek wolne krzesełko. Dobrze, że komentatorzy Telewizji Polskiej, z którymi spacerowałam, znali okolicę i zdążyli już wyrobić sobie znajomości. Znajomości to podstawa. Szczególnie tutaj. Kelner momentalnie spod ziemi wygrzebał dla nas stolik. Wyglądał, zresztą, jakby czekał specjalnie na nas. I kelner, i stolik. Mimo tłumu błyskawicznie dostaliśmy pieczone bataty z powbijanymi w nie wykałaczkami z brazylijskimi flagami.
Co tu się stanie, kiedy ekipa Scolariego 13 lipca nie wzniesie na Maracanie Pucharu Świata? Ci wszyscy poubierani w żółte koszulki, uśmiechnięci, rozochoceni miejscowymi trunkami brasileiros po prostu ucichną i schowają się w mieszkaniach? Ulice opustoszeją? Ciężko to sobie wyobrazić. – Wiesz, jak przegrają, to może zrobić się niebezpiecznie. Może przybyć protestów. Niektórzy tylko na to czekają – powiedział mi Murylo, Brazylijczyk, u którego mieszkam. Wszystko inne poza zwycięstwem w finale będzie klęską. Ale dopóki Neymar strzela gole, fiesta trwa.
Witaj Brazylio!
Specjalnie dla www.pzpn.pl prosto z mundialu Paula Duda