Aktualności
Paula na mundialu: Dzień meczowy z życia fotoreportera
Centrum prasowe na Maracanie w Rio de Janeiro. Pod jednym z okienek na podłodze równo jeden za drugim leżą różne przedmioty: monopody, walizki, krzesełka. Pomiędzy nimi od czasu do czasu zawieruszy się kartka. Nie, to nie wystawa antyków, domowe porządki ani nawet biuro rzeczy znalezionych, a na kartkach nie ma cen ani napisu "na sprzedaż". Szyld "camera repair" nad okienkiem może mylić. Nie chodzi o naprawianie. To kolejka do wypożyczenia sprzętu fotograficznego na mecz.
Fotoreporter na takiej imprezie, jak mistrzostwa świata nie ma łatwego życia. Zmaga się z o wiele większą liczbą problemów niż dziennikarz. Dzień meczowy to, krótko mówiąc, kolejki, czekanie i trochę szczęścia. Ale od początku. Procedura jest taka: kiedy już dostaniesz ogólną akredytację na turniej, możesz przebywać w centrach prasowych na każdym stadionie. Nie oznacza to jednak jeszcze, że możesz wejść na murawę czy trybuny. Na każde spotkanie trzeba dodatkowo wysłać wniosek poprzez stronę FIFA z prośbą o bilet.
Centrum prasowe na Maracanie w Rio de Janeiro
Centra prasowe są otwarte od godziny 9:00. Nawet jeśli mecz rozpoczyna się dopiero o 17:00, przedstawiciele mediów zbierają się tam już od rana. Przede wszystkim fotoreporterzy. Pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, jest odebranie numerku. Jak w przychodni. Fotografowie na mundialu dzielą się na cztery grupy. Pierwsza to ci z krajów, które grają danego dnia. Drugą stanowią pracownicy mediów brazylijskich. Trzecią pozostali z państw zakwalifikowanych na mistrzostwa, a czwartą reszta świata. Czyli ja. Raz wrzucili mnie do grupy trzeciej. W Brasilii. Nie wiem dlaczego, ale domyślam się, że był to po prostu efekt braku tłumów. Bo najbardziej okupowane są Rio i Sao Paulo.
Po co ten podział? Chodzi o pierwszeństwo przy wyborze miejsca za bandami reklamowymi. Uważam to za sprawiedliwe. Największy popyt jest na te za bramką, jak najbliżej narożnika boiska oraz ławek rezerwowych. Każdy wie, że siedząc właśnie tam, istnieje największa szansa na dobre ujęcie zawodnika, cieszącego się z bramki. Dlatego ja zwykle siedziałam wzdłuż boiska, co wcale nie oznacza jednak gorszej sytuacji.
Tak to wygląda za bandą reklamową. Nie ma za dużo miejsca
Kiedy mam już swój numerek, czekam, aż nastąpi rozdawanie biletów na mecz i wybór miejsca dla osób z mojej grupy. Dzieje się to na około dwie-trzy godziny przed rozpoczęciem spotkania. W tak zwanym międzyczasie zajmuję sobie następną kolejkę. Do wypożyczalni. Na każdym obiekcie swoje stoiska posiadają Canon i Nikon. Tutaj obowiązuje zasada "kto pierwszy, ten lepszy". Pracownicy Nikona zaczynają wypożyczanie trzy godziny przed meczem. Jednak już cztery godziny przed spotkaniem przy okienku ustawiają się te monopody oraz krzesełka, o których pisałam na początku. I każdy tego przestrzega. Nikt nie oszukuje. Nie trzeba tam godzinę stać i pilnować. Pełna kulturka. Co można wypożyczyć? Wszystko, co dostępne. Za darmo. Należy oddać maksymalnie godzinę po zakończeniu meczu. Canon wypożycza tylko jedną rzecz na osobę. Nikon nie ma ograniczeń.
Kolejka do wypożyczenia sprzętu
Cały dzień meczowy spędzam więc na stadionie. Centrum prasowe staje się podczas mundialu domem. Pomieszczenie jest ogromne. Mamy do dyspozycji stoliki, lampki, dostęp do Internetu, telewizory, na których można oglądać inne mecze oraz konferencje prasowe, bankomat i metalowe szafki na kłódkę – czyli wszystko, czego potrzeba. FIFA radziła korzystać z szafek, bo zdarzały się kradzieże sprzętu w biurze prasowym. Największy minus? Temperatura. Brazylijczycy szaleją z klimatyzacją, nie tylko na stadionie. Zimno postrzegają jako luksus, na który nie każdy może sobie pozwolić. Rozkręcają więc na maksa. Często w środku siedzę w bluzie i kurtce, podczas gdy na zewnątrz jest prawie trzydzieści stopni. To samo jest w sklepach i autobusach. Nic tylko chorować.
Wiele osób pytało mnie, czy dostałam jakieś gadżety. Czasem organizator tego typu imprez jest na tyle miły, że sprezentuje plecak z logiem albo jakiś breloczek. Podobno podczas EURO 2012 prasa otrzymywała słodycze. Tutaj nie było niczego takiego. Jedyne, co mamy za darmo, to woda mineralna i powerade. W czasie meczu wolontariusze chodzą za bandami reklamowymi i dystrybuują płyny. Nierzadko ratuje to życie, kiedy słońce mocno dogrzewa, a w ferworze walki wcześniej nie zabrało się zapasów. Jedzenia zresztą na stadion wnosić nie wolno. Z wodą bywa różnie. Raz kazali mi wyrzucić, innym razem nie, a za trzecim podejściem ochroniarz zerwał jedynie z butelki etykietę. W centrum prasowym znajduje się kawiarenka, w której, oprócz czipsów, hot-dogów i bułek z serem, można zjeść obiad. Za około 45 zł dostajemy voucher na bufet i bierzemy, co chcemy i ile chcemy. Zawsze są do wyboru dwa lub trzy rodzaje mięsa, makaron, ryż, frytki, standardowa brazylijska fasolka oraz barek sałatkowy. Przewidzieli także coś słodkiego i owoce. Nie jest źle, chociaż poza stadionem zjemy o wiele taniej.
A tu na innym stadionie – w Brasilii przed meczem Argentyna – Belgia
Jak jest w czasie samego meczu? Za bandami reklamowymi mamy gniazdka oraz kable, za pomocą których możemy wysłać zdjęcia w trakcie meczu bezpośrednio z aparatu. Każdy ma swoje oznakowane krzesełko. Stoją one jednak tak blisko siebie, że aby opuścić stanowisko, trzeba wyjść razem z krzesłem. Wyobraźcie to sobie – każdy ma walizkę bądź torbę, po dwa lub trzy aparaty i komputer. Wszyscy musimy się jakoś pomieścić. A spróbujcie podczas meczu robić zdjęcia w innym kierunku niż zawodnik z piłką. Koledzy po fachu zwrócą uwagę, że zasłaniacie.
Na wielkiej imprezie nie jest łatwo o dobre zdjęcie. Gdzieś tam jestem. Fot. Leandro Ferreira
Jeszcze większe niedogodności towarzyszą fotoreporterowi przy wyjściu piłkarzy na murawę. Piętnaście minut przed pierwszym gwizdkiem jesteśmy wprowadzani na środek przed ławki rezerwowe. Każdy walczy o miejsce przy sznurze, trzymanym przez wolontariuszy. Idziemy i stoimy jak sardynki w puszce. Trzeba wybrać – zdjęcie grupowe jednej czy drugiej drużyny, a może skupić się na trenerach? Czasem nie da się mieć wszystkiego, ale nie narzekam. Organizacja jest bardzo dobra, a koordynujący wszystko przedstawiciele FIFY są niezwykle mili i pomocni. Tylko to zimno...