Aktualności
„Silny cios, poprawka i nokaut”. Jacek Bąk wspomina mecz z Portugalią
– Z blisko stu spotkań, które rozegrałem w kadrze, zdecydowanie najlepiej wspominam konfrontację z ówczesnymi wicemistrzami Europy, reprezentacją Portugalii w Chorzowie 11 października 2006 roku.
– Eliminacje do mistrzostw Europy 2008 rozpoczęliśmy wręcz fatalnie. Na samym starcie, po katastrofalnej grze, ulegliśmy Finlandii w Bydgoszczy 1:3. Nie było łatwo podnieść się po czymś takim. Media wylały na nas kubeł zimnej wody. Rzeczywiście, nasza gra, to była jedna wielka katastrofa.
– Następnie podejmowaliśmy w Warszawie wysoko notowaną reprezentację Serbii. W tym spotkaniu zaprezentowaliśmy się o wiele lepiej niż w poprzednim meczu, jednak zremisowaliśmy tylko 1:1. Na wyjeździe z Kazachstanem wymęczyliśmy zwycięstwo 1:0, także po słabej grze. W trzech meczach eliminacyjnych zgromadziliśmy tylko cztery punkty...
– Wreszcie przyszedł przełom, mecz z Portugalią na Stadionie Śląskim. Byliśmy do tego spotkania przygotowani przez Leo Beenhakkera pod każdym względem. Panowała mega mobilizacja, ale też nasza wiedza o Portugalczykach stała na bardzo wysokim poziomie.
– Wiedzieliśmy doskonale przeciw komu staniemy do walki. Przecież to reprezentacja Portugalii, naszpikowana takimi gwiazdami jak Cristiano Ronaldo, Deco, Ricardo Carvalho czy Maniche! No i na ławce trenerskiej Luis Felipe Scolari, który z reprezentacją Brazylii w 2002 roku zdobył tytuł mistrza świata, a w mistrzostwach Europy 2004 srebrny medal z reprezentacją Portugalii. Leo kazał nam jednak wyjść na boisko bez strachu, nie patrzeć na nazwiska, po prostu robić swoje. Uwierzyliśmy w swoją siłę, można powiedzieć, że bezdyskusyjne argumenty piłkarskie reprezentacji Portugalii przestały być dla nas groźne.
– Początku meczu nie mogliśmy sobie lepiej wymarzyć. Dośrodkowanie Maćka Żurawskiego w pole karne, zgranie Ebiego Smolarka do Mariusza Lewandowskiego, ten z szesnastki strzela. Ricardo odbija piłkę i dobitka Ebiego. Prowadzimy 1:0! Wrzawa na Stadionie Śląskim nie do opisania. Ryk radości kibiców i biało czerwone barwy wznoszące się ku górze. Po tej bramce nabraliśmy jeszcze większego wiatru w żagle. Portugalczycy gubią się w obronie. Zgranie Grześka Rasiaka do Ebiego. Ten tylko zerka na liniowego czy nie jest na pozycji spalonej i mocnym uderzeniem w prawe okienko podwyższa rezultat na 2:0. Portugalia na deskach, bo ten mecz można by porównać do walki bokserskiej. Silny cios i przeciwnik się słania, poprawka i jest nokaut! Portugalczycy tak naprawdę nie wiedzieli co się dzieje. Przecież to oni mieli nami kręcić!
– W drugiej połowie troszkę się otrząsnęli i próbowali dochodzić do głosu, jednak nasza formacja defensywna nie pozwalała im na zbyt wiele. Dopiero w końcówce Portugalczycy złapali drugi oddech, uzyskali przewagę i zdołali zdobyć bramkę kontaktową. Na kolejną było już za późno...
– W pełni zgadzam się z opiniami, że mecz przebiegał pod nasze dyktando. Wszyscy się spodziewali, że Portugalia rzuci się na nas od pierwszej minuty, jednak to my przeważaliśmy, narzuciliśmy im swój styl gry i nie pozwalaliśmy na zbyt wiele. Myślę, że nie było u nas żadnych słabych punktów. Cała drużyna zagrała tak, jak powinna. Weszliśmy bardzo dobrze w ten mecz, a rywale nie mogli za nami nadążyć. Nigdy nie zapomnę tego, jak Grzegorz Bronowicki co chwila wyłączał z gry Cristiano Ronaldo – jak chciał i kiedy chciał. Brał też udział w grze ofensywnej, zapuszczając się w pole karne rywali. Ba, nawet dryblował i kręcił obroną ekipy Scolariego! To była jego „życiówka”, podobnie jak Pawła Golańskiego. To spotkanie ich wypromowało i umożliwiło wyjazd za granicę.
– Tym meczem wszyscy udowodniliśmy sobie, że możemy wygrać nie tylko z lepszymi od siebie, ale i grać lepiej od nich. Duża w tym zasługa Leo, który wierzył w nas na każdym kroku. Ta drużyna miała charakter i potencjał, który holenderski szkoleniowiec z nas wydobył.
– Leo zapamiętałem, jako trenera niezbyt wylewnego. On jeśli coś mówił, to dosadnie i do rzeczy. Przeważnie były to trzy albo cztery konkretne zdania. Nam to w zupełności wystarczało.
– Po latach, kiedy wspominam ten mecz, to sądzę, że niewiele takich Polska reprezentacja rozegrała. Do dziś przechodzą mnie dreszcze, kiedy przypominam sobie ryk zwycięstwa chorzowskiej publiczności.
Wysłuchał Jacek Janczewski