Rok 2020, Warszawa, stadion Polonii – finał. Dwa lata wcześniej, Łódź, stadion ŁKS-u – finał. Tak wyglądała historia pucharowych zmagań Górnika z Czarnymi w drugiej dekadzie XXI wieku. Na początku trzeciej oba kluby ponownie na siebie trafiły, ale tym razem już w półfinale. I o ile dwie poprzednie konfrontacje zakończyły się wygraną ekipy z Łęcznej (1:0, 3:1), to teraz ze zwycięstwa cieszyły się sosnowiczanki. Losy spotkania rozstrzygnęły się już do przerwy. Gospodynie najpierw dały się zaskoczyć Patrícii Fischerovej, potem zdołały wyrównać, ale szybko straciły kolejne bramki po strzałach Martyny Wiankowskiej i Agnieszki Jędrzejewicz. W finale na drużynę z Zagłębia czekały już piłkarki UKS SMS Łódź.
► Uwaga: rywalem Górnika w 1/8 finału była drużyna rezerw Stomilanek Olsztyn; mecz Czarnych ze Spartą Daleszyce nie odbył się, sosnowiczankom przyznano walkower, a ich spotkanie w 1/8 finału z AZS UJ Kraków zakończyło się zwycięstwem 3:2 w serii rzutów karnych.
77
M. Osińska
7
K. Lefeld
3
M. Kazanowska
20
J. Głąb
16
W. Kaczor
4
A. Horváthová
7
P. Fischerová
Powitanie kapitanek obu drużyn, Nataszy Górnickiej i Anny Szymańskiej. Między nimi Michalina Diakow, która rok wcześniej sędziowała mecz Górnika z Czarnymi w finale Pucharu Polski.
Sosnowiczanki zapracowały na pierwszą bramkę w 14. minucie, kiedy po rzucie rożnym do siatki trafiła Patrícia Fischerová. Po stracie gola zawodniczki Górnika rzuciły się do odrabiania strat. W 25. minucie na 1:1 strzeliła Roksana Ratajczyk, która dobiła uderzenie Eweliny Kamczyk z rzutu wolnego. Radość zawodniczek z Łęcznej nie trwała długo. Ledwie pięć minut później Czarne ponownie wyszły na prowadzenie, a na listę strzelczyń wpisała się Martyna Wiankowska.
„Krokodylek” nie pomógł. Alicja Materek położyła się pod nogami koleżanek tworzących mur, ale Ewelina Kamczyk posłała piłkę z rzutu wolnego nie dołem, tylko ponad głowami rywalek. Anna Szymańska obroniła ten strzał, jednak przy dobitce Roksany Ratajczyk była już bezradna. Tak padł wyrównujący gol dla Górnika.
W ostatnim czasie mieliśmy dużo problemów zdrowotnych. Wiele dziewczyn dopiero weszło w trening po różnych kontuzjach albo po przechorowaniu COVID-u. Próbowaliśmy odbudować je fizycznie, ale nie da się tego zrobić z dnia na dzień. W drugiej połowie widać było, że brakuje nam sił. Na szczęście przed przerwą drużyna zagrała na tyle skutecznie, by wypracować sobie bezpieczną przewagę. To wystarczyło do awansu.
Dama w żelaznej masce. Marcjanna Zawadzka wyszła na murawę w specjalnym przykryciu twarzy, które miało chronić jej kontuzjowany nos. Wyglądała w nim jak bohaterka powieści płaszcza i szpady.
Gola na 1:3, który ustalił wynik meczu, na dwie minuty przed przerwą strzeliła Agnieszka Jędrzejewicz po akcji bardzo aktywnej w tym spotkaniu Weroniki Zawistowskiej. W drugiej połowie zmasowane ataki gości nieco osłabły, „Górniczki” próbowały zawiązywać akcje ofensywne, ale nie były w stanie stworzyć sobie żadnej stuprocentowej sytuacji bramkowej. Bezbłędnie spisywała się defensywa drużyny z Sosnowca.
Po tym strzale Agnieszki Jędrzejewicz piłkarki z Łęcznej już się nie podniosły. Napastniczka Czarnych ustaliła wynik na 3:1 dla sosnowiczanek.
Założenie było takie, że zagramy ofensywnie, a w obronie zastosujemy wysoki pressing, żeby nie pozwolić Czarnym na rozwinięcie skrzydeł. Ale ten scenariusz posypał się już po kwadransie, kiedy gola strzeliła Patrícia Fischerová. Trzeba było przejść do ataku pozycyjnego, który nie jest naszą specjalnością. No cóż, w tym sezonie przegraliśmy z Sosnowcem dwa mecze w lidze. Teraz doszła do tego porażka w pucharze. Mam nadzieję, że wkrótce uda nam się zrewanżować.
To jej trafienie z 25. minuty przywróciło łęczniankom nadzieję na dobry wynik w tym meczu. Pomocniczka Górnika najszybciej dobiegła do piłki odbitej przez Annę Szymańską i silnym strzałem zdobyła wyrównującą bramkę. Udział przy tym golu miała Ewelina Kamczyk, która posłała prawdziwą bombę z rzutu wolnego. W ten sposób swoją obecność na murawie zaznaczyły dwie najbardziej rozrywkowe zawodniczki w ekipie zielono-czarnych. „Kamyk” to bowiem klubowy DJ – właśnie ona była odpowiedzialna za dobór piosenek puszczanych w szatni przed meczami. Ratajczyk to z kolei najbardziej rozśpiewana piłkarka w drużynie. Jej popisowy numer to „Ciebie będę mieć” grupy Defis. O tym, jak brawurowo interpretuje ten discopolowy przebój, można się przekonać przeglądając media społecznościowe.
„Wszyscy nam mówili, że wciąż się potykamy i lokomotywa jedzie na słabym oleju, ale widać, że paliwo jest dobre i mamy go więcej niż każda inna drużyna. Wiedziałyśmy, że ten mecz będzie ciężki, ale bardzo starannie szykowałyśmy się do niego przez cały tydzień. Szukałyśmy czułych punktów u rywalek i właśnie w nie uderzyłyśmy. Zdobyłyśmy trzy bramki i po dobrze wykonanej robocie możemy wrócić do Sosnowca” – mówiła po meczu. Szymańska nie miała w tym spotkaniu zbyt wiele pracy, ale po ostatnim gwizdku mogła poczuć dumę. Awans do finału Pucharu Polski wywalczyła bowiem po raz… czternasty z rzędu, śrubując rekord, którego nikt już chyba jej nie odbierze.