16 długich lat. Tyle przyszło czekać piłkarskiej reprezentacji Polski, aby ponownie pojechać na mistrzostwa świata. Klątwa Antoniego Piechniczka i Zbigniewa Bońka ciążyła nad biało-czerwonymi od 1986 roku. Po mundialu w Meksyku z funkcji selekcjonera zrezygnował Piechniczek. Boniek po klęsce z Brazylią 0:4 stwierdził w pomeczowym wywiadzie, że jeżeli w ciągu 12 kolejnych lat reprezentacja wywalczy dwa razy brązowy medal i wyjdzie z grupy na MŚ, to polscy kibice będą mieli powody do radości. Jak dobrze wiemy, tak się nie stało. Kolejni trenerzy nie byli w stanie awansować z biało-czerwonymi nie tylko na mundial, ale także na mistrzostwa Europy. Nie pomógł nawet powrót trenera Piechniczka. Zła passa dobiegła końca 1 września 2001 roku, kiedy to Polacy pokonali w Chorzowie Norwegię 3:0 i zapewnili sobie grę na MŚ w Korei Płd. i Japonii.
A – jak Azja. Pierwsze mistrzostwa świata w XXI wieku odbyły się w Azji, a konkretnie w Korei Południowej i Japonii. Co ciekawe, nigdy wcześniej w historii mundialu nie zorganizowały dwa kraje. MŚ 2002 były zarazem pierwszymi rozegranymi na kontynencie azjatyckim.
B – jak Busan. Lub jak kto woli Pusan. To właśnie w tej miejscowości odbył się pierwszy mecz MŚ 2002 Polska – Korea Południowa. Niestety, zakończył się porażką polskiej drużyny 0:2.
C – jak czarny koń. Grupowy rywal Polaków Korea Południowa okazała się czarnym koniem... a zarazem czarną owcą mundialu. Ekipa prowadzona przez Holendra Guusa Hiddinka została czwartą drużyną globu. Jednak więcej niż o pięknej grze Koreańczyków mówiło się o stronniczym sędziowaniu.
Selekcjoner Guus Hiddink wskazuje na Puchar Świata. To było marzenie kibiców z Półwyspu Koreańskiego, a przynajmniej tych z części południowej. Trofeum zdobyć się nie udało. Czwarte miejsce na świecie Korei Południowej było jednak potraktowane w tym kraju niczym mistrzostwo globu.
D – jak dobre nastroje. Zapanowały one w polskim obozie po losowaniu grup finałowych MŚ 2002. Po udanych eliminacjach nasza drużyna miała „wciągnąć nosem” Koreańczyków oraz Amerykanów i wraz z Portugalią awansować do kolejnej fazy. Po turnieju nastroje nie były już tak dobre.
E – jak Engel Jerzy. Jego wybór na selekcjonera mocno zaskoczył środowisko piłkarskie. Faworytami do objęcia tej zaszczytnej funkcji byli przecież topowi trenerzy w kraju: Franciszek Smuda i Henryk Kasperczak. Jak się okazało, wybór Engela okazał się strzałem w dziesiątkę. Były dyrektor sportowy Polonii Warszawa awansował z reprezentacją na mundial po 16 latach przerwy.
Jerzy Engel został selekcjonerem reprezentacji Polski 1 stycznia 2000 roku. Z drużyną narodową pracował 2,5 roku. To pierwszy szkoleniowiec od 1986 roku, który awansował z biało-czerwonymi na MŚ.
F – jak fatum. Od mundialu w Korei Płd. i Japonii nad reprezentacją Polski zawisło swoiste fatum. W XXI wieku drużyna narodowa ani razu nie wyszła z grupy na mistrzostwach świata. Mecze otwarcia, o wszystko i o honor stały się od tamtej pory niechlubną tradycją.
G – jak gotówka. W Polsce często używa się powiedzenia: „jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze”. Nie inaczej było w przypadku naszych piłkarzy. Narzekający na braki finansowe kadrowicze, obrażeni na wszystkich dookoła, postanowili poszukać dodatkowego grosza u... dziennikarzy i wydawców prasowych. Zawodnicy wpadli na pomysł, aby gazety wypłacały im profity za udzielone wywiady.
H – jak Hwang Sun-Hong. To właśnie koreański napastnik „napoczął” reprezentację Polski w pierwszym spotkaniu naszej drużyny na mundialu w 2002 roku. Polska po tym ciosie z 26. minuty nie była już w stanie się podnieść. Biało-czerwonych dobił w drugiej połowie Yoo Sang-Chul.
Brak Tomasza Iwana w 23-osobowej kadrze na MŚ 2002 był największą niespodzianką. Jak po latach przyznał Jerzy Engel, był to duży błąd. – To miało znaczenie dla samej atmosfery wewnątrz zespołu, bo Tomek był ważną częścią tego teamu. Fajny chłopak, który w trudnych chwilach umiał dbać o atmosferę. I tak jak już powiedziałem, i za każdym razem podkreślam: drugi raz tego błędu bym nie popełnił – powiedział były selekcjoner.
I – jak Iwan Tomasz. Brak tego gracza w kadrze na MŚ zaskoczył nie tylko opinię publiczną, ale także samych piłkarzy. Jak to możliwe, że na mundial nie pojechała jedna z kluczowych postaci eliminacji? Selekcjoner nigdy nie wyjawił, co było przyczyną tej decyzji. W każdym razie – jak przyznawali potem kadrowicze – popsuło to atmosferę w zespole. W miejsce Iwana pojechał Paweł Sibik z Odry Wodzisław Śląski.
J – jak jeden. Z trzech meczów grupowych na MŚ w 2002 roku Polakom udało się wygrać zaledwie jeden. Na otarcie łez w spotkaniu o honor biało-czerwoni ograli Stany Zjednoczone 3:1.
Maciej Żurawski nie miał szczęścia do mistrzowskich turniejów. Dwukrotnie pojechał z reprezentacją na mundial (2002, 2006) raz na ME (2008). Gola jednak nie strzelił. Najbliżej zdobycia bramki był w spotkaniu ze Stanami Zjednoczonymi podczas MŚ w Korei Płd. i Japonii, ale nie wykorzystał rzutu karnego.
K – jak karny. W meczu z USA niezbyt chlubnie zapisał się w historii naszej reprezentacji Maciej Żurawski. Wykonywany przez niego, a obroniony przez Brada Friedela rzut karny był trzecią z rzędu jedenastką zmarnowaną przez Polaków w finałach dużej imprezy. Wcześniej tej „sztuki” dokonali Kazimierz Deyna (z Argentyną na MŚ 1978) i Mirosław Waligóra (z Kuwejtem na IO 1992).
L – jak Lambada. I nie mamy tu wcale na myśli słynnego przeboju grupy Kaoma z końcówki lat 80. Tą wdzięczną nazwą dziennikarze ochrzcili grupę trzymającą władzę w kadrze, która oprócz treningów lubiła czasem... zabalować. Do jej rozbicia doprowadził niejako selekcjoner Engel, nie zabierając na mistrzostwa świata Tomasza Iwana. Jak podsumował to inny z „lambadowiczów” Radosław Kałużny: „To tak, jakbyś z Beatlesów wyciął McCartneya a wstawił innego faceta”.
Ł – jak łubudubu. „Niech żyje nam prezes naszego klubu! Niech żyje nam!” – tak śpiewał trener II klasy Wacław Jarząbek (grany przez Jerzego Turka), jeden z bohaterów kultowego filmu „Miś” w reżyserii Stanisława Barei. Podobnie mogli zaśpiewać kibice prezesowi... PZPN-u Michałowi Listkiewiczowi. To w końcu on postawił na Jerzego Engela, który dał naszym fanom wiele powodów do radości w zwycięskich eliminacjach MŚ.
Były prezes PZPN Michał Listkiewicz znany był z zamiłowania do cygar.
M – jak mistrzostwo świata. „Jedziemy do Korei Południowej i Japonii po mistrzostwo świata!” – buńczucznie zapowiadał Jerzy Engel przed wylotem do Azji. Skończyło się wielką klapą, a mistrzostwo świata nasza reprezentacja być może zdobyła... ale ta prowadzona przez któregoś z miłośników jednej z popularnych piłkarskich gier komputerowych.
N – jak Norwegia. Po meczu ze Skandynawami na Stadionie Śląskim w Chorzowie reprezentacja Polski wywalczyła po 16 latach awans na MŚ. Biało-czerwoni pokonali Norwegów 3:0 po golach Pawła Kryszałowicza, Emmanuela Olisadebe oraz Marcina Żewłakowa i na dwie kolejki przed końcem eliminacji zapewnili sobie grę w Korei Płd. i Japonii. Przed meczem selekcjoner zastosował niekonwencjonalną metodę mobilizacji. Aby wyzwolić w piłkarzach wolę walki o zwycięstwo, Engel wyświetlił film o historii Polski, w którym przeważały materiały z II wojny światowej. Po zakończeniu emisji trener – niczym prawdziwy dowódca – podsumował w żołnierskich słowach: „Widzę, że nie muszę wam już niczego tłumaczyć. Jesteście gotowi. Dziękuję, możecie iść”.
Serdeczne przywitanie prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego i Emmanuela Olisadebe. To właśnie dzięki decyzji głowy państwa „Oli" otrzymał polski paszport w trybie przyspieszonym.
O – jak Olisadebe Emmanuel. Bez wątpienia to on był ojcem sukcesu w eliminacjach. Pochodzący z Nigerii napastnik imponował skutecznością w warszawskiej Polonii. Do tego stopnia zachwycił wszystkich nad Wisłą, że postanowiono wręczyć mu polski paszport. Za takim rozwiązaniem optował bardzo Jerzy Engel, znający popularnego „Emsiego” z ekipy Czarnych Koszul. Olisadebe nie spełniał jednak jednego warunku – nie mieszkał w Polsce na stałe od 5 lat. Na szczęście dla reprezentacji, ten punkt nie okazał się problemem. Decyzję „na tak” podjął w 2000 roku prezydent RP Aleksander Kwaśniewski.
P – jak Pauleta Pedro. Kat reprezentacji Polski w koreańskim Jeonju. Portugalczyk niemiłosiernie ogrywał Tomasza Hajtę, trzykrotnie pokonując bezradnego Jerzego Dudka. Portugalia rozbiła biało-czerwonych 4:0 i zamknęła nam drogę do dalszej fazy mundialu.
R – jak reklama. Nie od dziś wiadomo, że jest dźwignią handlu. Z takiego też założenia wyszli przed mundialem nasi kadrowicze. Na zgrupowaniach zamiast skoncentrować się na treningach i jak najlepszym przygotowaniu do meczów, skupili się na grze w reklamach. Piłkarze zmienili się w aktorów, a w sparingach prezentowali się bardzo słabo. Problemu jednak nikt nie dostrzegał...
Robert Sowa – etatowy kucharz reprezentacji Polski od 1998 do 2003 roku.
S – jak Sowa Robert. W tamtym czasie etatowy kucharz reprezentacji Polski. Jak pisał „Przegląd Sportowy”, była to jedyna solidnie przygotowana osoba z naszej ekipy na MŚ. Sowa zadbał o to, aby kadrowiczom niczego nie brakowało. Jednak jeszcze przed turniejem dyskretnie zauważył, że atmosfera w zespole zupełnie siadła, bo radości nie sprawiały piłkarzom nawet bardzo urozmaicone posiłki.
Ś – jak śpiew. Podobno „śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej” – jak niegdyś na scenie opolskiego amfiteatru zadeklarował Jerzy Stuhr. Z tego samego założenia wyszła Edyta Górniak, która zaintonowała hymn Polski przed meczem z Koreą Południową. Niestety, nietypowe wykonanie „Mazurka Dąbrowskiego” przez panią Edytę przypominało bardziej kolędę niźli hymn państwowy. Część kibiców winą za późniejszą klęskę biało-czerwonych obarczyła wokalistkę, która zamiast dodać skrzydeł naszym orłom, kompletnie je im podcięła.
T – jak tak. Konkretnie futbol „na tak”. Pomysłodawcą tej koncepcji był nie kto inny, jak selekcjoner Jerzy Engel. Co konkretnie oznaczał ów zwrot? Chodziło naturalnie o ładną dla oka, ofensywną grę – a taką w eliminacjach prezentowała w tamtym czasie reprezentacja. W taki sposób miała też zagrać na MŚ. Tam jednak piłkarzom wyszedł raczej futbol... „na nie”.
U – jak utarczki. Po awansie na mundial część zawodników weszła w ostry spór z działaczami związkowymi. Chodziło o... kubki i szklanki, na których miały być umieszczone wizerunki graczy. Konflikt zdusił w zarodku ówczesny wiceprezes PZPN Zbigniew Boniek.
W – jak wyjątkowy. Mimo nieudanego startu i zawodu sprawionego kibicom, rok 2002 był wyjątkowy. Po długich 16 latach zagraliśmy przecież na mistrzostwach świata. Szkoda tylko, że nasi piłkarze nie nawiązali do najlepszych czasów w historii polskiego futbolu.
– Cel był jeden, wyjście z grupy MŚ. Nie został zrealizowany. Do tego odpadliśmy w kiepskim stylu. A kryterium weryfikującym trenera są wyniki. Tych Jerzemu Engelowi ostatnio brakowało – tak na konferencji prasowej uzasadnił decyzję o zwolnieniu selekcjonera prezes PZPN Michał Listkiewicz.
Z – jak zwolnienie. Po nieudanym mundialu nastał czas rozliczeń. Głową zapłacił selekcjoner Jerzy Engel. Sam trener nie zamierzał podawać się do dymisji. Jak zapowiadał, miał pomysł na dalszą pracę z kadrą. Sprawy w swoje ręce wziął ówczesny prezes PZPN Michał Listkiewicz, który zmuszony był zwolnić Engela.
Ż – jak Żewłakowowie. Michał i Marcin, czyli braterski duet w drużynie narodowej. Bliźniacy zaistnieli w kadrze za czasów Jerzego Engela i zapisali się na kartach historii reprezentacji. Przed nimi nie zdarzyła się sytuacja, aby dwóch braci wystąpiło w polskiej drużynie na MŚ. Marcin został zapamiętany jeszcze z innego powodu. 64 sekundy po wejściu na boisko w meczu z USA wpisał się na listę strzelców. Był to najszybciej strzelony gol przez rezerwowego zawodnika w historii mundiali.