Dziennikarstwo to pasja, wiedza, rzetelność, odwaga i uczciwość. Także w stosunku do samego siebie. Te wszystkie cechy miał Leszek Jarosz: historyk sportu (a w szczególności piłki nożnej), dziennikarz TVP Sport i autor monumentalnego dzieła „Historia Mundiali”, w którym w nowatorski sposób opisał fenomen najważniejszej imprezy piłkarskiej na świecie. Leszek Jarosz zmarł 24 lutego w wieku 56 lat.
- Witam Panie Leszku, super, że w końcu mogliśmy się spotkać!
- Ja też się cieszę, ale mówmy sobie na ty. W końcu mamy wspólnych znajomych, jesteśmy z tego samego środowiska, no i będziemy współpracować.
Taka była moja pierwsza rozmowa z Leszkiem. Spotkaliśmy się wtedy w związku ze wspólnym przedsięwzięciem PZPN oraz Ministerstwa Edukacji i Nauki „Poznaj Polskę na Sportowo". W tym projekcie dzieciaki i młodzież z całej Polski brały udział w konkursach wiedzy o piłce nożnej. Najpierw w szkołach, a później w finałach wojewódzkich. A decydująca rozgrywka miała odbyć się w studiu Telewizji Polskiej. Redakcje Biblioteki PZPN i TVP Sport miały wspólnie przygotować pytania do quizu wiedzy o futbolu. Tak na siebie trafiliśmy.
Przed tym spotkaniem wiele słyszałem o Leszku. Trudno było o nim nie słyszeć jeśli dzieje piłki nożnej, polskiego futbolu, czy mundiali są twoją pasją. To przecież Leszek założył i prowadził na Facebooku genialną stronę „Historia mundiali". To Leszek opublikował w wydawnictwie „Kopalnia" kapitalny artykuł o meczu Polska - Brazylia (5:6) w MŚ 1938, w którym poddawał w wątpliwość, czy Ernest Wilimowski strzelił w tym spotkaniu rzeczywiście 4 gole. Leszek znalazł ważne dowody, że „Ezi" „tylko" 3-krotnie pokonał brazylijskiego bramkarza. Zainteresowanych odsyłam do tego tekstu. W końcu to Leszek lada dzień miał wydać monumentalne dzieło „Historia mundiali", w którym mogliśmy spodziewać się „fajerwerków" związanych z nowym ujęciem dziejów jednej z najważniejszych globalnych imprez. Nie tylko sportowych.
Czekałem na spotkanie z człowiekiem pewnym siebie i swojej niesamowitej wiedzy, nawet lekko nawiedzonym, przekonanym o tym, że swoją książką „rzuci świat na kolana". A tu pełne zaskoczenie. Leszek okazał się zupełnie normalnym gościem. Szalenie inteligentnym, ale pełnym pokory do materii, którą się zajmował.
Nasza współpraca przy dwóch edycjach „Poznaj Polskę na Sportowo" układała się wzorowo, a moje kontakty z Leszkiem, ze służbowych zmieniły się w koleżeńskie. Pewnego razu zaskoczył mnie pytaniem, kto w PZPN-ie zgłosił naszą reprezentację Polski do eliminacji mundialu w Katarze? Innym razem prosił o ustalenie daty śmierci trenera Wiesława Motoczyńskiego. Pomagałem jak umiałem, bo Leszkowi trudno było odmówić.
Gdy w końcu wyszło na świat jego „ukochane dziecko" - książka „Historia Mundiali" od razu stała się lekturą obowiązkową. Pamiętam jak zamęczałem Go pytaniami, kiedy będzie drugi tom, czy nie myśli o wydaniu albumowym tego dzieła, czy pracuje nad historią piłkarskich mistrzostw Europy itd.? On cierpliwie wyjaśniał i tłumaczył. A ja czytałem jego książkę z wypiekami na twarzy, bo Leszek opowiedział historię mundiali nie tylko w kontekście sportowym, ale także politycznym, społecznym i kulturowym. Na tym polegało unikalne podejście do tego tematu. Ale także wiele mówiła o wiedzy, erudycji oraz inteligencji Leszka. Żal ściska serce, że piszę o Nim w czasie przeszłym.
Pamiętam jak w „Historii Mundiali” znalazłem pewną nieścisłość. Nic w tym zresztą dziwnego, bo przy takiej liczbie faktów, szczegółów i ciekawostek jakie Leszek zawarł w dwóch opasłych tomach, nie trudno o to. Napisałem Mu o tym.
- Rafale, dzięki! Błędy odnotowane, poprawię w drugim wydaniu! - to jeden z ostatnich SMS-ów jaki od Niego dostałem.
- Leszku, to ja dziękuję. Za wszystko. Niestety tego SMS-a już nie zdążyłem Mu wysłać.