O nominacji słynny trener dowiedział się w dość niezwykłych okolicznościach. Trwał właśnie mecz młodzieżówki, z którą pracował już od pięciu lat, gdy siedzący obok na ławce kolega ze sztabu zaczął robić mu dziwne aluzje. „No, doczekałeś się, Kaziu”, „Idziesz w górę, jasny gwint”, „Jakby co, to ja chętnie pomogę” – takie słowa słyszał przez cały mecz z Włochami. Gdy zabrzmiał ostatni gwizdek i piłkarze zaczęli schodzić do szatni, zapytał wreszcie, o co chodzi.
– Nie udawaj, że nie wiesz – żachnął się kolega. – Już wszystkie wróble ćwierkają, że zastąpisz Faję.
– Ech, daj spokój z tym gadaniem o reprezentacji…
– Jak Boga najszczerzej kocham, sam słyszałem od prezesa – na dowód kolega walnął się pięścią w piersi. – I widziałem go jak ciebie w tej chwili, kiedy powiedział: „Pozostał nam tylko Kazio i od tej pory będziemy stawiać na niego”.
– Ładna perspektywa – odpowiedział Górski. – Kiedy zabrakło ochotników, dobry i Kazio. Ale pożyjemy, zobaczymy. Na razie nikt się do mnie nie zgłosił.
– To przesądzone – skwitował kolega. – Możesz mi wierzyć albo nie, ale decyzja zapadła. Ja zawsze mam informacje ze sprawdzonych źródeł.