DAJCIE MI KONIAKU!
Co ciekawe, Rylski jest bodaj jedynym przedstawicielem środowiska sportowego w Polsce, który znalazł się we władzach federacji europejskiej zanim pełnił jakąś ważną funkcję w kraju. Członkiem Komitetu Wykonawczego UEFA został bowiem w 1956 roku, a dopiero trzy lata później wybrano go na sekretarza generalnego PZPN. Pełnił tę funkcję do 1972 roku, a więc do czasu zdobycia przez biało-czerwonych złotego medalu na igrzyskach w Monachium. Zastąpił go Adam Konieczny.
Podobno przez te trzynaście lat zrobił w związku porządek, jakiego wcześniej nikt tam nie widział. Przejrzał i skatalogował tysiące dokumentów, korespondencji, biuletynów FIFA i UEFA, które przez ponad pół wieku poprzednicy Rylskiego dość chaotycznie gromadzili w szafach i szufladach. Wszystko to z myślą, aby w przyszłości wydać książkę, która szczegółowo opisze dzieje futbolu w Polsce. Niestety, jeden z jego następców robiąc porządki w biurze dużą część tych bezcennych archiwów kazał wywieźć… do punktu skupu makulatury. Tak przepadła pamięć o wielu przedwojennych piłkarzach znad Wisły.
Na szczęście dorobek Rylskiego, wynikający z jego działalności w instytucjach europejskich, okazał się bardziej trwały. Z nawiązanych przez niego relacji – a poznał wszystkich możnych piłkarskiego świata, łącznie z Henrim Delaunayem, którego imię nosi puchar, o jaki walczą uczestnicy Euro – polski futbol korzystał przez lata. Zresztą idea rozgrywek o miano najlepszej drużyny na Starym Kontynencie też jest po części jego zasługą. Wspominał o tym w rozmowie z Jerzym Filipiukiem z „Dziennika Polskiego”,