Czy jest jakiś mecz w historii polskiego futbolu, o którym napisano i powiedziano już wszystko? Odpowiedź wydaje się oczywista – Wembley’73. Każda rocznica pomnikowego meczu z Anglią w eliminacjach MŚ to okazja do kolejnych wspomnień. Z reguły powtarzanych rok po roku. My jednak pójdziemy pod prąd i postaramy się udowodnić, że nawet w tak znanym i popularnym temacie są jeszcze historie mało znane lub… nieznane w ogóle. Warto sobie także uzmysłowić, że to, co stało się tego październikowego wieczoru na jednym z najsłynniejszych stadionów świata, miało ogromny wpływ nie tylko na losy głównych aktorów tamtego wydarzenia, ale także na rozwój futbolu w obu krajach. Prześledźmy przygotowania do tego starcia i to, co zdarzyło się po nim.
ŚRODA, 26 WRZEŚNIA 1973, CZYLI POLSKO, JESTEŚMY GOTOWI!
W dniu, w którym Polacy wygrali 3:0 z Walią na Śląskim, Anglicy grali towarzysko na Wembley z Austrią. Piłkarze znad Dunaju byli uważani za rywala o podobnej klasie co drużyna Kazimierza Górskiego. Dlatego wygrana Anglii 7:0 musiała zrobić wrażenie.
– Polsko, jesteśmy gotowi! – krzyczały tytuły angielskich gazet po rozbiciu Austriaków. „Ku pokrzepieniu serc” na okładkę programu meczowego z biało-czerwonymi umieszczono nawet zdjęcie ze spotkania, w którym Synowie Albionu deklasują Austriaków.
ŚRODA, 10 PAŹDZIERNIKA 1973, CZYLI ANGLICY NIE CHCĄ TAŚMY
Trener Górski wyszedł z założenia, że drużynę przed 17 października trzeba sprawdzić w warunkach bojowych. Z tego powodu zgodził się, by jego piłkarze tydzień przed starciem z Wyspiarzami zagrali towarzysko z Holandią. Reprezentacja Oranje to nie była jeszcze ta drużyna, która rok później zrobiła furorę na niemieckim mundialu, ale miała w składzie wielu kapitalnych piłkarzy z Johanem Cruyffem na czele. Grzechem byłoby nie skorzystać z zaproszenia do Rotterdamu. Co więcej, Górski wystawił przeciw Holendrom taki sam skład, jaki zagrał później na Wembley.
Remisowy mecz (1:1) na stadionie De Kuip oglądał selekcjoner Anglików Alf Ramsey, ale jego piłkarze nie byli zainteresowani grą Polaków. Jedna z telewizji chciała bezpłatnie udostępnić angielskiej federacji taśmę z meczu z Holandią. Ramsey zapytał swoich graczy, czy chcą oglądać występ drużyny Górskiego. Ci odmówili. – Wiemy, jak pokonać Polskę – odpowiedzieli sir Alfowi.
Ośrodek treningowy w Rembertowie. To w nim kadra Kazimierza Górskiego przygotowywała się do meczu z Anglią na Wembley.
CZWARTEK, 11 PAŹDZIERNIKA 1973, CZYLI MANEWRY W REMBERTOWIE
Po powrocie z Rotterdamu Górski nie zwalniał tempa. Na ostatnie zgrupowanie wybrał dobrze sobie znany Rembertów. To na terenach Akademii Sztabu Generalnego Polacy mieli spędzić ostatnie dni przed meczem. Treningi były zamknięte dla kibiców. Podczas nich pracowano nad szybkością, grą z pierwszej piłki, atakiem pozycyjnym i kryciem rywala. No i zgraniem defensywy. Zakładano bowiem, że hałas na Wembley będzie tak duży, że nasi piłkarze zostaną zmuszeni do porozumiewania się tylko za pomocą gestów. Sami zainteresowani wiedzieli, co ich czeka, ale byli także pewni swoich umiejętności.
– Co mnie obchodzi, że Martin Peters wart jest kilkaset tysięcy funtów, a Emlyn Hughes ma zostać najlepszym obrońcą Europy. Jak zrobię zwód w lewo, to on tam poleci, a ja pójdę wtedy w prawo – opowiadał kolegom Robert Gadocha.
PIĄTEK, 12 PAŹDZIERNIKA 1973, CZYLI NIEWIERZĄCY WIERZY W CUDA
Polacy trenowali dwa razy dziennie. Jacek Gmoch, który był asystentem Górskiego, zadbał, by zawodnicy ćwiczyli piłką firmy „Mitre”, czyli taką, jaką miano rozgrywać spotkanie na Wembley. A Górski w wolnych chwilach czytał listy od kibiców.
– To byłby prawdziwy cud, jestem niewierzący i w cuda nie wierzę, ale choć rozum odrzuca taką ewentualność, serce odzywa się cicho, a może jednak… – pisał jeden z nich.
Ostatnie chwile przed wylotem do Londynu. Na Okęciu nie mogło zabraknąć operatora Polskiej Kroniki Filmowej (pierwszy z lewej). Jerzy Gorgoń (pierwszy z prawej) oraz Kazimierz Deyna (drugi z prawej) za chwilę wejdą do samolotu.
SOBOTA, 13 PAŹDZIERNIKA 1973, CZYLI Z GOSPODARSKĄ WIZYTĄ
Napięcie rośnie. Polacy w pocie czoła trenowali w Rembertowie, ale mieli także czas dla dziennikarzy. Kazimierz Deyna udzielił wywiadu Jackowi Żemantowskiemu z tygodnika „Sportowiec”, który zapytał kapitana biało-czerwonych o… nagrody za awans.
– Za chwilę straci pan przyjaciela. To pytanie jest poniżej pasa. Ja, żeby wystąpić w środę na Wembley, sam bym dał komuś nagrodę. To samo wszyscy chłopcy. Czy pan zdaje sobie sprawę z tego, co ten mecz dla nas znaczy? – odpowiedział Deyna.
O randze spotkania na pewno nie zapomnieli działacze. Stąd wizyta w Rembertowie najważniejszych ludzi polskiego sportu: przewodniczącego Głównej Komisji Kultury Fizycznej i Sportu – Bolesława Kapitana, szefa Polskiej Federacji Sportu – Stanisława Nowosielskiego oraz prezesa PZPN – Jana Maja. Przy okazji trzej debiutanci: Zygmunt Kalinowski, Zbigniew Gut i Zdzisław Kapka złożyli ślubowanie reprezentanta kraju.
NIEDZIELA, 14 PAŹDZIERNIKA 1973, CZYLI CZY LECI Z NAMI KUCHARZ?
Przygotowania wchodzą w decydującą fazę. Także te organizacyjne. Już w niedzielę do Londynu poleciał… kucharz reprezentacji. Był nim Marian Klimczak z hotelu „Cracovia”. Górski zadbał o wszystko. Także o chwilę relaksu. Stąd obecność piłkarzy i sztabu w popularnej audycji radiowej „Podwieczorek przy mikrofonie”, prowadzonej przez Zenona Wiktorczyka (to ten sam aktor, który w kultowym filmie Stanisława Barei „Miś” powiedział słynne zdanie „wszystkie Ryśki to porządne chłopy”).
Górski był przesądny, a poprzednia wizyta piłkarzy w tej audycji odbyła się przed wygranym meczem z Bułgarią (3:0) w 1972 roku w eliminacjach igrzysk olimpijskich. Jak widać, słynny trener postanowił wyjść szczęściu naprzeciw.
Polacy przylecieli do Londynu 15 października. Zdjęcie wykonano na lotnisku Heathrow. Od lewej: Kazimierz Kmiecik, Lesław Ćmikiewicz, Romuald Chojnacki i Kazimierz Deyna. Z tej czwórki dwa dni później na Wembley zagrali tylko Ćmikiewicz i Deyna.
PONIEDZIAŁEK, 15 PAŹDZIERNIKA 1973, CZYLI ARSENAL ZAMIAST CHELSEA
Polacy po południu polecieli z warszawskiego Okęcia do Londynu. Zamieszkali w niewielkim hotelu „Queensbury Court”, położonym niedaleko słynnego Hyde Parku. Razem z ekipą przyleciał do Anglii kontuzjowany Włodzimierz Lubański. Napastnik Górnika Zabrze był najbardziej znanym i popularnym na Wyspach polskim piłkarzem. Jeszcze tego samego dnia Lubański spotkał się z miejscową Polonią w Klubie Olimpijczyka. Wieczorem nasza ekipa pojechała na stadion Chelsea, gdzie miała przeprowadzić trening. Niby wszystko było uzgodnione i zaplanowane, ale… obiekt był zamknięty na kłódkę. Po krótkiej konsternacji udało się jednak znaleźć rozwiązanie. Ostatecznie piłkarze trenowali na obiekcie Arsenalu.
WTOREK, 16 PAŹDZIERNIKA 1973, CZYLI WOJNA PSYCHOLOGICZNA
Rano kadra zwiedziła Londyn, było także spotkanie w polskiej ambasadzie. Górski i piłkarze nie unikali kontaktów z Polonusami. A ci chętnie tłumaczyli zawodnikom, co pisze o nich miejscowa prasa i o czym dyskutują telewizyjni eksperci. To parę z takich opinii.
Bran Clough (trener Derby County): – Tomaszewski to klown, w polskiej drużynie ośmiu graczy to osły, tam mało kto potrafi kopnąć w piłkę
Dziennikarz Jack Rollin (wydawca prestiżowego rocznika piłkarskiego): – Z Polaków jako tako prezentują się na boisku tylko Gorgoń, Deyna i Lato.
Brian Glanville (dziennikarz): – Wygrana Anglii będzie korzystna dla futbolu, bo to Anglików, a nie Polaków, chcieliby widzieć na mundialu Europa i świat.
„Daily Mirror”: - Gole czy szubienica? Gole! Dużo goli!!!.
Wieczorem Polacy wreszcie zobaczyli Wembley. Gorzej było z… treningiem. Okazało się, że na murawę nie można było wejść w butach piłkarskich (tzw. korkach). A nie wszyscy zawodnicy mieli trampki czy tenisówki. Udało się jednak załatwić potrzebne obuwie.
ŚRODA, 17 PAŹDZIERNIKA 1973, CZYLI DOKUCZLIWY POLONUS
Polacy wyjechali na stadion dwie i pół godziny przed meczem. W autobusie piłkarze nie mieli jednak chwili spokoju. Do Deyny dosiadł się jeden z Polonusów.
Samego spotkania nie ma sensu opisywać. Można je zobaczyć w całości lub we fragmentach w Bibliotece Piłkarstwa Polskiego. Ale ciekawie było także po meczu.
„Naszym dziś się finał marzy, Polska lepsza od Wyspiarzy". Jeśli wygrywa się rywalizację z Anglią i Walią, to taki transparent, jaki wywiesili kibice 24 października 1973 roku w czasie uroczystego powitania drużyny Górskiego na stadionie Legii, jest w pełni uzasadniony.
CZWARTEK, 18 PAŹDZIERNIKA, ŚRODA, 24 PAŹDZIERNIKA 1973, CZYLI FETOWANIE SUKCESU
Po spotkaniu Górski dał piłkarzom czas wolny, a ci poszli z Polonusami w miasto i wrócili do hotelu dopiero następnego dnia rano. Jedynie kontuzjowany Jan Tomaszewski został w swoim pokoju z bolącą ręką. Prosto z Londynu biało-czerwoni polecieli do… Dublina. W stolicy Irlandii zostali przejęci jak bohaterowie – w końcu utarli nosa wyjątkowo nielubianym przez gospodarzy Anglikom.
21 października Polacy przegrali w towarzyskim meczu z Irlandczykami 0:1, a w drużynie narodowej zadebiutował m.in. Władysław Żmuda. Nasi piłkarze wrócili do kraju dopiero trzy dni później. Na stadionie Legii odbyło się uroczyste powitanie drużyny Górskiego, na które przyszło 15 tysięcy kibiców. Zawodnicy weszli na murawę przy dźwiękach orkiestry wojskowej. Bolesław Kapitan wręczył im medale Za Wybitne Osiągnięcia Sportowe. Piłkarzom podziękował także przewodniczący zarządu stołecznego Związku Młodzieży Socjalistycznej Piotr Nurowski.
– Wróciliście do kraju w chwale, życzymy sukcesu w finale – to treść jednego z transparentów. I był proroczy. A wspaniały ciąg dalszy nastąpił. Za rok. Na mundialu w Niemczech.