6 lutego 2020 roku po długiej i ciężkiej chorobie zmarł Jan Liberda – filar reprezentacji Polski w pierwszej połowie lat 60. XX wieku. Dwukrotny mistrz kraju i dwukrotny król strzelców ekstraklasy przez niemal całą karierę grał w barwach bytomskiej Polonii.
Na świat przyszedł 26 listopada 1936 roku w Bytomiu, ale niewiele brakowało, by zrobił karierę jako piłkarz klubu innego ze śląskich miast. Gdy po wojnie zaczęły na nowo powstawać sportowe stowarzyszenia, 12-letni Liberda zapisał się do Ogniwa (taką nazwę nosiła wówczas Polonia), jednak tam nie poznano się na jego talencie, więc po roku zaczął jeździć do Chorzowa na treningi Budowlanych (wcześniej AKS-u). Gdy doszło do konfrontacji obu drużyn na szczeblu juniorów, działacze z Bytomia zrozumieli swój błąd i namówili chłopaka, aby wrócił do rodzinnego miasta. Tak się stało i przez dziewiętnaście kolejnych lat niewysoki lewy łącznik grał dla swojej ukochanej Polonii.
Jan Liberda (z prawej) i jego największy przyjaciel Ryszard Grzegorczyk. Razem grali w bytomskiej Polonii i reprezentacji, mieszkali w tej samej dzielnicy Bytomia. Przyjaźń przetrwała próbę czasu – gdy Jan zaczął mieć kłopoty ze zdrowiem, Ryszard przez długie lata wspierał go ze wszystkich sił, będąc częstym gościem w domu Liberdów.
W lidze zadebiutował w 1954 roku w meczu z Ogniwem Kraków (Cracovią). Miał wtedy 18 lat. Kibice od razu zwrócili uwagę na jego nieszablonowe zwody, atomowy strzał i odwagę, z jaką podejmował walkę z silniejszymi i wyższymi od siebie rywalami. W tym samym roku został mistrzem Polski. Na debiut w reprezentacji czekał jednak aż do 1959 roku. Miał pecha, bo na jego pozycji grały wówczas takie tuzy, jak Gerard Cieślik, Ernest Pohl czy Zbigniew Szarzyński. Dostał szansę, bo w tamtym sezonie pierwszy raz sięgnął po koronę króla ligowych strzelców.
W tak szczęśliwym dla Jana Liberdy (drugi od lewej) roku 1962 biało-czerwoni zmierzyli się w towarzyskim meczu z ówczesnymi wicemistrzami świata. Przegrali z Czechosłowakami w Bratysławie po wyrównanej grze 1:2. Obok piłkarza bytomskiej Polonii od lewej: Henryk Szczepański, Edward Szymkowiak i Jan Kowalski.
Najpiękniejszy w jego karierze był rok 1962. Świętował wtedy drugie z Polonią mistrzostwo, a także zwycięstwo w plebiscycie katowickiego „Sportu” na najlepszego ligowca sezonu. Przez szesnaście lat gry w ekstraklasie zdobył w sumie 146 bramek, co do dziś daje mu miejsce w pierwszej dziesiątce najskuteczniejszych zawodników ligi. W kadrze narodowej nie szło mu już tak dobrze. W 35 meczach strzelił osiem goli. Co ciekawe, miał wyjątkową umiejętność pokonywania latynoskich bramkarzy. W 1966 roku podczas pierwszego w historii tournée reprezentacji po Ameryce Południowej Liberda był jedynym polskim piłkarzem, który trafiał do siatki w każdym meczu: w obu z Brazylią i w tym z Argentyną. Po meczu w Buenos Aires zachwycili się nim tamtejsi dziennikarze, nadając mu przydomek „Biały Pelé”.
Liberda miał wielką smykałkę nie tylko do piłki, ale też do interesów. W jednym z wywiadów opowiedział taką oto historię.
W 1965 roku Polonia Bytom została zaproszona do Stanów Zjednoczonych na turniej International Soccer League. Wygrała te rozgrywki, a na koniec starła się jeszcze o Puchar Ameryki z broniącą tytułu Duklą Praga i sięgnęła po kolejne trofeum. Na zdjęciu Jan Liberda (z prawej) i Edward Szymkowiak.
Jego wyjątkowa przedsiębiorczość była zresztą przyczyną przedwczesnego rozstania z reprezentacją. Pod koniec lipca 1967 roku nasz zespół zmierzył się z ZSRR w eliminacjach olimpijskich. Mecz odbył się we Wrocławiu, a po nim kadra pojechała do Warszawy, skąd miała wylecieć na rewanż do Moskwy. Liberda umówił się z trenerem, że dołączy do zespołu dwa dni później, bo na granicy z NRD miał odebrać swoje wymarzone auto – perełkę zachodniej myśli motoryzacyjnej forda taunusa. Formalności się jednak przeciągnęły. Gdy piłkarz zadzwonił do hotelu, by poinformować selekcjonera, że dotrze do stolicy w ostatniej chwili, nikt nie chciał z nim rozmawiać. Skończyło się na tym, że do Warszawy nie pojechał wcale.
Jan Liberda (z prawej) i Kazimierz Górski podczas uroczystości pięćdziesięciolecia reaktywacji bytomskiej Polonii. Drogi obu panów skrzyżowały się już w 1955 roku. Przyszły Trener Tysiąclecia prowadził wówczas reprezentację juniorów i zabrał utalentowanego łącznika na turniej FIFA do włoskiego Montecatini.
Liberdę zdyskwalifikowano na dwa miesiące, ale w reprezentacji już nie zagrał. Pozwolono mu za to wyjechać za granicę. Najpierw krótko grał w Orłach Chicago, a potem przez dwa sezony w holenderskim AZ Alkmaar. Wrócił do Polski w 1971 roku i został trenerem. Prowadził Zagłębie Sosnowiec i bytomską Polonię, pracował też w RFN z piłkarzami Oldenburga i TuS Schloß Neuhaus. Z życia zawodowego wycofał się na początku lat 90. Po siedemdziesiątce zaczął chorować na Alzheimera. Zmarł w wieku 83 lat.