W dzieciństwie marzył o karierze sportowca, choć wcale nie chciał zostać piłkarzem. Jego tata był działaczem sosnowieckiego Zagłębia i szykował syna na przyszłą gwiazdę… żużla. Nic z tego nie wyszło. Dziewięcioletni Janek najpierw spadł z wozu z sianem podczas wakacji w Tymbarku i zerwał ścięgno w prawej nodze. Potem zdarzył mu się wypadek na motocyklu. Lekarze straszyli, że resztę życia spędzi na wózku. Przeszedł cztery operacje i po długiej rehabilitacji znowu mógł chodzić. Dzięki protezie, bo prawą nogę miał już o 12 centymetrów krótszą. O jeździe po torze zawsze w lewo musiał zapomnieć. Została mu rola kibica i… spikera.
Za mikrofonem – na razie tym ustawionym w stadionowej budce – zaczął pracować jako 20-latek. Już wtedy ludzie go pokochali, bo zamiast wygłaszania lakonicznych komunikatów serwował im anegdoty i ciekawostki o wszystkich uczestnikach zawodów. Kapitalnie potrafił też podkręcać emocje, gdy gospodarze odnosili zwycięstwa, i pocieszać, kiedy zdarzały im się porażki. Talent młodego spikera dostrzegł dziennikarz Tadeusz Janik, który namówił go, by wysłał taśmę z próbką głosu do radia w Katowicach. Gdy Ciszewskiego usłyszał najsłynniejszy wówczas polski sprawozdawca sportowy Witold Dobrowolski, nie wahał się ani chwili i od razu zaproponował mu współpracę. Tak w 1952 roku 22-letni chłopak, który nie skończył nawet szkoły średniej, został dziennikarzem.