Studenci mówią o takich egzaminach: „trzy zet”: zakuć, zaliczyć, zapomnieć. Dla polskich piłkarzy, rozpoczynających eliminacje mistrzostw świata España 82, podobnym egzaminem miał być wyjazd na Maltę. Rywal słaby, trzeba więc łatwo wygrać i myśleć już o następnych spotkaniach. Za to należy pamiętać o przedmeczowym spacerze po egzotycznej wyspie położonej na Morzu Śródziemnym i… o prezentach dla najbliższych.
Pierwszy w historii wyjazd reprezentacji na Maltę kusił egzotyką i możliwością wyrwania się choć na chwilę z PRL-owskiej siermiężności. Nikt nie spodziewał się, że ten mecz, a właściwie to, co wydarzyło się przed nim i po nim, będzie miało taki wpływ na historię polskiego futbolu. Spotkanie zaplanowano na 7 grudnia 1980 roku. Ekstraklasa zakończyła rundę jesienną 23 listopada, ale PZPN zadbał o to, by kadra Ryszarda Kuleszy nie nudziła się przez te dwa tygodnie. Piłkarze mieli polecieć na zgrupowanie do Włoch, a tam rozegrać m.in. sparing z Cagliari.
Selekcjoner powołał 17 zawodników. Dzień przed wylotem (28 listopada) piłkarze mieli stawić się w stołecznym hotelu „Vera”. Zbiórki i porannego wyjazdu na lotnisko pilnował drugi trener kadry Bernard Blaut. Kulesza nocował w swoim warszawskim mieszkaniu. A gdy nie ma kota, myszy harcują… Kilku piłkarzy poszło „w miasto”. Józef Młynarczyk wybrał wieczór w renomowanej restauracji „Adria”. Tam reprezentacyjny bramkarz spotkał znanego komentatora sportowego TVP Wojciecha Zielińskiego. Obaj panowie przypadli sobie do gustu, a w trakcie wspólnej biesiady pili nie tylko sok pomarańczowy.
Selekcjoner reprezentacji Ryszard Kulesza (z lewej) i drugi trener kadry Bernard Blaut. Po „aferze na Okęciu” Kulesza pożegnał się ze stanowiskiem i na mundial w Hiszpanii już nie pojechał. Zastąpił go Antoni Piechniczek. Blaut był na mistrzostwach świata, ale cztery lata później. W Meksyku był asystentem... Piechniczka.
Gdy nadszedł czas porannego wyjazdu, okazało się, że Młynarczyk jest w takim stanie, iż zamiast jechać na lotnisko, powinien wrócić do hotelowego łóżka. Blaut i kierownik drużyny Zbigniew Należyty wydali mu polecenie pozostania w kraju, ale… od czego ma się kolegów. Bramkarz pojechał na Okęcie. Wprawdzie nie autokarem kadry, a ładą Stanisława Terleckiego. Na lotnisku piłkarze zaczęli wywierać presję na Kuleszę, by ten zabrał Młynarczyka do Rzymu. Najbardziej aktywni w obronie kolegi byli: Zbigniew Boniek, kapitan drużyny Władysław Żmuda i Terlecki.
Negocjacje piłkarzy z kierownictwem ekipy obserwowali m.in. dziennikarze TVP i Polskiego Radia: Jacek Gucwa i Bogdan Chruścicki. Dyskusje i rozmowy trwały w najlepsze, ale zbliżała się godzina odlotu. Ostateczną decyzję miał podjąć Kulesza. Selekcjoner wziął Młynarczyka na pokład samolotu i… tym samym podpisał na siebie wyrok. W kraju rozpętało się medialne piekło, które było na rękę komunistycznej władzy. Pamiętajmy, że trwał kryzys. Rządzącym zależało na tym, by odwrócić uwagę społeczeństwa od zapaści gospodarczej, pustych sklepowych półek oraz nasilających się strajków i protestów.
Kadra poleciała do Rzymu, a w ślad za nią prezes PZPN, generał Marian Ryba, i sekretarz generalny związku Zbigniew Kaliński. To ci dżentelmeni mieli sprowadzić buntowników do kraju. Młynarczyk, Żmuda, Boniek i Terlecki jeszcze zdążyli razem z drużyną spotkać się na audiencji z papieżem Janem Pawłem II, ale później karnie wrócili do Polski. Tylko w telewizji mogli zobaczyć, jak ich koledzy poradzili sobie z Maltą. Na klepisku w Gżirze (bo tylko tak można nazwać murawę) biało-czerwoni wygrali 2:0. Spotkanie przerwano w 75. minucie – po tym, jak miejscowi kibice zaczęli obrzucać piłkarzy kamieniami.
„Afera na Okęciu” była końcem reprezentacyjnej kariery dla Stanisława Terleckiego. W drużynie narodowej błyskotliwy skrzydłowy rozegrał 29 meczów, w których strzelił 7 goli.
Medialnemu ukamieniowaniu zostali poddani także bohaterowie „afery na Okęciu”. W obecności telewizyjnych kamer i radiowych mikrofonów odbyły się ich przesłuchania przed Wydziałem Dyscypliny PZPN. Wydarzenie rozdmuchano do absurdalnych rozmiarów i kary także były absurdalnie surowe. Terleckiego i Bońka zdyskwalifikowano na rok, Młynarczyka i Żmudę na osiem miesięcy. Później część z tych kar skrócono, bo piłkarze byli potrzebni na trudne spotkania w eliminacjach mistrzostw świata. Żmuda zagrał już 2 maja 1981 roku w chorzowskim starciu z NRD (1:0). Młynarczyk i Boniek dołączyli do niego na październikowy rewanż w Lipsku (3:2), gdzie biało-czerwoni świętowali awans na mundial.
Rok później Młynarczyk, Żmuda i Boniek byli filarami zespołu, który w Hiszpanii zajął trzecie miejsce na świecie. Jedynym z „bandy czworga”, który odbył całą karę, był Terlecki. On do reprezentacji już nie wrócił. W czasie dyskwalifikacji wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie grał m.in. w słynnym nowojorskim Cosmosie. Najbardziej poszkodowanym okazał się Kulesza, który musiał ustąpić ze stanowiska selekcjonera. Zastąpił go Antoni Piechniczek. Kuleszy została jedynie niewielka satysfakcja, że miał udział w mundialowym medalu biało-czerwonych.