polska - dania (21.09.1977)polska - dania (21.09.1977)
KronikiSkok dżentelmena
Skok dżentelmena
Autor: Rafał Byrski
Data dodania: 21.09.2024
FOT. PAPFOT. PAP

Napastnika rozlicza się z goli. Ale Włodzimierz Lubański zyskał uznanie i szacunek sportowego świata za to, że…. bramki nie zdobył. Co więcej, za swoją „nieskuteczność” został nawet nagrodzony. Wydarzenie miało miejsce 21 września 1977 roku w meczu Polski z Danią w eliminacjach argentyńskiego mundialu.

 

Do Chorzowa nasi rywale przyjechali jak na ścięcie. Już wcześniej stracili szansę na awans i selekcjoner Kurt Nielsen nie powołał do kadry wielu gwiazd z zagranicznych klubów: w tym błyskotliwego pomocnika Allana Simonsena (wybranego przez tygodnik „France Football” najlepszym piłkarzem Europy 1977 roku) i ostoję defensywy Mortena Olsena.

Worek z bramkami rozwiązał Bohdan Masztaler, a dziesięć minut później 80 tysięcy widzów na Stadionie Śląskim i miliony przed telewizorami byli świadkami niecodziennego wydarzenia.

2:0 G. Lato wykorzystuje błąd duńskiego bramkarza
stefan grzegorczyk

W trzydziestej siódmej minucie po silnym strzale z daleka bramkarz wypuszcza piłkę z rąk wprost na nadbiegającego Lubańskiego. Poulsen wie, kto to Lubański, więc błyskawicznie rzuca mu się pod nogi. Ryzykując kontuzją. Lubański może strzelać, ale jednocześnie może niechcący kopnąć bramkarza. Odbija się i przeskakuje nad Poulsenem, Ten gest podoba się wszystkim. Tym bardziej, że za Lubańskim jest Lato. 2:0 i pokaz, jak należy unikać ostrej gry w sytuacji, gdy można zdobyć bramkę. Brawa dla Lubańskiego! Dla Laty również!

Stefan Grzegorczyk „Mundial 78. Droga do Buenos.”, Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1978

Dalej było już lekko, łatwo i przyjemnie. Drużyna Jacka Gmocha wygrała 4:1, ale mecz przeszedł do historii głównie z powodu wyczynu Lubańskiego. Za swoje zachowanie Polak odebrał w 1978 roku w Paryżu prestiżową nagrodę Fair Play UNESCO. I był nią trochę zdziwiony. Jak wspominał po latach, w tym, co zrobił w meczu z Danią, nie widział bowiem nic szczególnego.

włodzimierz lubański

Mecz z Danią w Chorzowie, który wygraliśmy 4:1. W decydującym momencie zamiast walczyć o piłkę z duńskim bramkarzem, Pan przeskoczył nad jego głową. Nie wiem, ilu piłkarzy zrobiłoby to samo.

– To był odruch. Byłem bardzo blisko niego i uświadomiłem sobie, że mogę go wręcz znokautować. On był już właściwie pod moimi nogami.

Miał Pan w tyle głowy własną kontuzję?

– Nie. To był raczej wewnętrzny nakaz: „Nie idę do końca, bo to się może źle skończyć”. Nigdy nie wyznawałem zasady „sukces za wszelką cenę”.

Cytat pochodzi z rozmowy Bogdana Rymanowskiego z Włodzimierzem Lubańskim opublikowanej w książce „Gracze”, Wydawnictwo Zysk i s-ka, Warszawa 2016

Lubański miał dobre wzorce. Pierwszym polskim laureatem nagrody UNESCO został narciarz Andrzej Bachleda-Curuś. W 1968 roku, w trakcie zawodów Pucharu Świata w slalomie, przyznał się, że ominął jedną z bramek, choć nie dostrzegli tego sędziowie. Tym samym Polak stracił wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej. Dwa lata później do grona sportowych dżentelmenów dołączył kolarz Ryszard Szurkowski. W czasie wyścigu o mistrzostwo Polski bez wahania oddał swój sprzęt Zygmuntowi Hanusikowi, któremu zepsuł się rower. A ten na pożyczonych dwóch kółkach zdobył złoty medal! I wreszcie Lubański, który wkroczył (a właściwie wskoczył) do panteonu niezwykłych sportowców, zwykłym, według niego, zachowaniem.