Trudno znaleźć kraj, który w ostatnich latach byłby bliższy Polakom. Szacunek i podziw wzbudza przede wszystkim nieugięta i bohaterska walka Ukraińców z rosyjskim najeźdźcą. Pomagamy naszym sąsiadom w wielu dziedzinach życia, także w sporcie. Ale mecz biało-czerwonych z Ukrainą na PGE Narodowym, mimo że towarzyski, jest ważny dla obu zespołów. To w końcu jeden z ostatnich sprawdzianów przed Euro 2024. Polacy i Ukraińcy awansowali do niemieckiego turnieju dopiero po barażach, ale to przecież nie przekreśla ich szans w tegorocznej imprezie.
W dziewięciu dotychczasowych meczach z Ukrainą nie brakowało interesujących wydarzeń (także pozasportowych), zwrotów akcji oraz niespodziewanych rozstrzygnięć. I z reguły wygrywała nie ta drużyna, która była uznawana za faworyta. Lista polsko-ukraińskich paradoksów jest zresztą znacznie dłuższa.
PARADOKS NUMER 1: BEZ TRANSMISJI
Pierwszy oficjalny mecz reprezentacji obu krajów aż prosił się o odpowiednią oprawę. Ale tak nie było. Towarzyskiego starcia w Kijowie nie transmitowała bowiem żadna z polskich telewizji. A to, jak łatwo się domyślić, nie spotkało się z entuzjazmem kibiców. Nikt z nich nie zobaczył, jak kadra wygrywa po golach Mirosława Trzeciaka i Sylwestra Czereszewskiego. Żaden z polskich kibiców nie mógł ocenić, czy Tomasz Kłos słusznie dostał czerwoną kartkę. A debiut w kadrze m. in. Andrzej Jaskota przeszedł zupełnie niezauważony. To był zresztą jedyny mecz zawodnika drugoligowego Aluminium Konin w drużynie narodowej.
PARADOKS NUMER 2: WBREW LOGICE
Tego naprawdę nikt się nie spodziewał. Może z wyjątkiem selekcjonera Jerzego Engela i jego piłkarzy. Polacy z przytupem rozpoczęli eliminacje do azjatyckiego mundialu, choć wcześniejsze mecze towarzyskie nie dawały powodów do optymizmu. Nie chodziło nawet o zwycięstwa. Biało-czerwoni mieli problemy ze…. zdobyciem bramki. Gol Pawła Kryszałowicza w czerwcowym meczu z Holandią (1:3) był pierwszym od prawie roku. „Lekiem na całe zło” miał być Emmanuel Olisadebe. W lipcu Nigeryjczyk odebrał polski paszport, w sierpniu zadebiutował w reprezentacji i wbił gola Rumunom (1:1), a we wrześniu zagrał kapitalną partię z Ukrainą. Tempo zawrotne. W Kijowie „Emsi” zupełnie przyćmił ukraińskie gwiazdy: Andrija Szewczenkę i Serhija Rebrowa. Polacy nie tylko strzelali, ale także fantastycznie bronili. Kto nie pamięta niesamowitej interwencji Tomasza Kłosa, wybijającego piłkę z linii bramkowej? Polacy mogli wygrać wyżej, ale Andrzej Juskowiak nie wykorzystał karnego. Wygrana 3:1 dała jednak kadrze Engela solidnego „kopa” przed kolejnymi meczami o mundial.
PARADOKS NUMER 3: WSZYSCY ZADOWOLENI
Do rewanżu doszło rok później. Już na zakończenie tak udanych dla kadry Engela eliminacji. Awans na mistrzostwa świata, po szesnastu latach przerwy, biało-czerwoni świętowali już wcześniej, po wygranej z Norwegią (3:0). Później nastąpiła jednak wyjazdowa wpadka z Białorusią (1:4). Aż prosiło się o rehabilitację w oczach kibiców. I udało się. Choć spotkanie na Stadionie Śląskim nie miało większej stawki, to nikt się nie nudził. Zadowoleni byli wszyscy, także największe gwiazdy obu drużyn: Olisadebe i Szewczenko zgodnie strzelili po golu. Dla Ukraińca było to trzecie z rzędu trafienie w starciu z biało-czerwonymi.
PARADOKS NUMER 4: W TRAKCIE IGRZYSK
To było tylko towarzyskie granie. Na dodatek w tym samym czasie odbywały się igrzyska olimpijskie. Wydawało się, że kadrze Leo Beenhakkera ciężko będzie przebić się przez newsy z Pekinu. Ale nie doceniliśmy polskich piłkarzy. Po nieudanym Euro 2008 Beenhakker szykował kadrę na eliminacji mundialu w RPA. We Lwowie Polacy przegrali minimalnie, ale zasłużenie.
PARADOKS NUMER 5: POWTÓRKA Z ROZRYWKI
Polacy i Ukraińcy szykowali formę na mistrzostwa Europy, które oba kraje miały wspólnie zorganizować w 2012 roku. Nasze przygotowania szły jak po grudzie. Zniecierpliwieni kibice znowu liczyli mecze bez zwycięstwa i minuty bez strzelonego gola. Dokładnie tak jak dziesięć lat wcześniej za kadencji Jerzego Engela. Na stadionie Widzewa kadrze Franciszka Smudy udało się zrealizować tylko połowę planu. Gola strzelił wprawdzie Ireneusz Jeleń, ale goście wyrównali w doliczonym czasie. Biało-czerwoni nie potrafili wygrać w piątym meczu z rzędu.
PARADOKS NUMER 6: SZOK NA NARODOWYM
„Mundial daleko, coraz dalej…” – napisał po meczu „Przegląd Sportowy”. Pierwsza porażka na Narodowym była dotkliwa, bolesna i… niespodziewana. W naszym gnieździe nie daliśmy się przecież wcześniej Portugalczykom, Rosjanom czy Anglikom. A przed starciem z Ukraińcami to drużyna Waldemara Fornalika była uważana za faworyta. Nie tylko z racji miejsca rozegrania spotkania. Ale już po siedmiu minutach goście prowadzili 2:0. To był szok dla kibiców na Narodowym oraz tych przed telewizorami. Dla piłkarzy również. Co z tego, że później Łukasz Piszczek wykorzystał podanie rozgrywającego 60. mecz w kadrze Kuby Błaszczykowskiego. Tuż przed przerwą Ukraińcy znowu odskoczyli na dwa gole. I tak już zostało. Niestety, w zimny marcowy wieczór polscy piłkarze swoją grą nikogo nie rozgrzali.
PARADOKS NUMER 7: LEPIEJ NIŻ W WARSZAWIE, ALE CO Z TEGO?
Dla nas karnawał w Rio zakończył się w… Charkowie. To właśnie tam kadra Fornalika definitywnie pożegnała się z marzeniami o brazylijskim mundialu. Polacy grali odważnie, często atakowali i strzelali, na pewno nie byli gorsi od gospodarzy. Lekcji skuteczności udzielił im jednak Andrij Jarmołenko. W 64. minucie wykorzystał błąd Grzegorza Wojtkowiaka i pokonał Artura Boruca. Polacy zagrali z Ukraińcami znacznie lepiej niż kilka miesięcy wcześniej w Warszawie. Ale co z tego?
PARADOKS NUMER 8: BRAWA DLA POKONANYCH
Na Stade Vélodrome w Marsylii Ukraińcy zagrali najlepszy mecz na Euro 2016, a Polacy… najgorszy. Ale dla obu drużyn nie miało to większego znaczenia. Nasi sąsiedzi po dwóch wcześniejszych porażkach w grupie stracili szanse na awans. Z kolei zespół Adama Nawałki także wcześniej zapewnił sobie promocję do kolejnej fazy turnieju. Z tego powodu selekcjoner wystawił kilku dublerów: Thiago Cionka, Tomasza Jodłowca i Piotra Zielińskiego. Za tego ostatniego wszedł po przerwie Kuba Błaszczykowski. I była to dobra zmiana. To jego kapitalne uderzenie rozstrzygnęło o wyniku.
PARADOKS NUMER 9: MILCZĄCY STADION
Pandemia koronawirusa zmieniła świat. Restrykcyjne zakazy miały także wpływ na towarzyskie starcie z Ukrainą. Mecz w dniu naszego narodowego święta został rozegrany bez udziału publiczności. Szkoda bo tak uroczysty dzień, wymagał uroczystej oprawy. A puste trybuny Stadionu Śląskiego robiły przygnębiające wrażenie. Optyczną przewagę mieli goście, ale gole strzelali biało-czerwoni: Krzysztof Piątek i Jakub Moder. Ten drugi już w 29 sekundzie po wejściu na boisko. Żaden rezerwowy w historii reprezentacji Polski nie dokonał tego w tak ekspresowym tempie.
BILANS 9 MECZÓW Z UKRAINĄ: 4 ZWYCIĘSTWA POLSKI – 2 REMISY – 3 PORAŻKI, BRAMKI: 11-9.