Zawsze ktoś z nich jest pierwszy. Zwykle tylko o kilka minut, ale jednak. Ten drugi od razu ma więc powód, aby zazdrościć bratu szczęścia. Ale też motywację, by szybko nadrobić stracony czas. Nawet jeśli to było tylko kilkadziesiąt sekund. Jak wiemy, w sporcie to ocean czasu. Przekonali się o tym też Paweł i Piotr Brożkowie oraz Michał i Marcin Żewłakowowie. Te wyjątkowe w polskim futbolu bliźniacze duety obchodzą urodziny dzień po dniu w trzeciej dekadzie kwietnia.
„Tak są do siebie podobni, że własna matka nie może ich odróżnić, więc jednemu przywiązaliśmy do nogi czerwoną wstążeczkę, a drugiemu białą. Wtedy ten, co dostał białą, rozgniewał się i chciał zerwać bratu czerwoną, bo mu się, widać, bardziej podobała, a tamten nie chciał oddać. Powstał z tego powodu taki krzyk i rwetes, że nie było innej rady, tylko zdjęliśmy im tasiemki, aby nie było awantury” – tak zaczyna się powieść Kornela Makuszyńskiego „O dwóch takich, co ukradli księżyc”. Spisana blisko sto lat temu historia Jacka i Placka, dwóch łobuzów, którzy lubią się najeść do syta, ale nie chce im się pracować, a wszystko, czego dotkną, zamienia się w kamień, utrwaliła w polskim społeczeństwie pogląd o demonicznym wpływie bliźniąt na otaczającą ich rzeczywistość. Zwłaszcza że potem powstał jeszcze film, w którym wiadomo kto zagrał.
My jednak dowiedziemy w tym tekście, że bliźniaki to fajne chłopaki. Bo nie każdy Jacek i Placek awanturuje się o czerwoną wstążeczkę i nie każdy chce nam od razu coś ukraść.
„Piotrek, dlaczego nie zagrałeś mi tej piłki?!” – zdaje się krzyczeć Paweł Brożek. W braterskim duecie to on zawsze dominował, nie dziwi więc, że został napastnikiem. Bliźniak miał za zadanie podawać, a on strzelał.
Brożkowie pobiegli na pierwszy trening prosto z… kościoła. Do gry w piłkę namówił ich ksiądz Andrzej Zapała, który w kieleckiej dzielnicy Białogon założył Parafialny Klub Sportowy Polonia. Bracia służyli do mszy jako ministranci, a potem wkładali piłkarskie buty i ścigali się, kto z nich strzeli więcej bramek. Gdy na meczach juniorów zaczęli się pojawiać lokalni dziennikarze, często dochodziło do zabawnych pomyłek.
– Gratulacje! Jak to jest strzelić cztery gole w jednym meczu? – padało pytanie.
– Ale ja jestem Piotrek. Paweł już poszedł do szatni.
W tamtym czasie byli do siebie tak podobni, że rozpoznać ich można było tylko podczas gry. Paweł dużo lepiej radził sobie prawą nogą. Piotr na odwrót. I tak już zostało.
To był nieczęsty widok: bracia Żewłakowowie walczący przeciw sobie w ligowym meczu. We wrześniu 2011 roku stanęli jednak oko w oko: Michał (po lewej) w barwach warszawskiej Legii, Marcin jako zawodnik GKS-u Bełchatów. Bez taryfy ulgowej.
Żewłakowowie to chłopaki z warszawskiego Grochowa. Przyszli na świat w wojskowym szpitalu przy Szaserów, a zanim poszli na pierwszy trening, najpierw kopali piłkę z kolegami na osiedlu przy Ostrobramskiej. Lekko nie było, bo boiska były raczej przystosowane do piłki ręcznej i koszykówki. Ale wszyscy chcieli grać w nogę. Tylko jak na asfaltowej nawierzchni zrobić wślizg?
Ten problem postanowił rozwiązać Jerzy Smoliński, nauczyciel z podstawówki przy Tarnowieckiej. Za jego namową zapisali się do sekcji piłkarskiej Drukarza Warszawa, mającego siedzibę w parku Skaryszewskim. Na treningi musieli niezły kawałek dojeżdżać. „Kierowcy autobusów z pętli na Ostrobramskiej znali nas tak dobrze, że mogliśmy jeździć w ich kabinach i otwierać ludziom drzwi” – wspominał Michał w rozmowie z Bartłomiejem Kubiakiem dla „Gazety Wyborczej”.
Bliźniacze gwiazdy Białej Gwiazdy. Piotr i Paweł Brożek cieszą się z gola razem z Radosławem Sobolewskim.
Po skończeniu podstawówki Paweł i Piotr wyjechali z Kielc do Zabrza, gdzie zaczęli naukę w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Stamtąd w 1998 roku przenieśli się do Krakowa. Grę w barwach Wisły zaproponował im jej ówczesny trener Adam Nawałka. Szkoleniowiec wziął bliźniaków pod swoje skrzydła i traktował niemal jak synów, ale to oznaczało, że był wobec nich równie wyrozumiały, jak surowy. A charaktery obaj mieli niełatwe. Nieraz trzeba było ich pilnować, by nie poszli w miasto.
Zdarzało się też, że potrafili pokłócić się podczas meczu. „Paweł nie wyobrażał sobie, by Piotrek do niego nie podał. Jak było inaczej, to zaczynał wymachiwać rękami. To było irytujące” – wspominał Andrzej Iwan, wtedy jeden z asystentów Nawałki, w rozmowie z Piotrem Jaworem dla Sport.pl.
W ekstraklasie pierwszy zadebiutował Paweł (w kwietniu 2001 roku), Piotr dostał szansę pięć miesięcy później. W reprezentacji pierwszy też zameldował się Paweł, i to w dość szczególnych okolicznościach. Na mecz z Meksykiem został powołany w ostatniej chwili w miejsce Tomasza Frankowskiego. I od razu strzelił gola!
Michał i Marcin też potrafili sobie zajść za skórę. Jeszcze gdy grali na podwórku, kłócili się o to, kto ma być Bońkiem, a kto Smolarkiem. W klubie czasem dochodziło między nimi do spięć. „Kiedy graliśmy na treningach przeciwko sobie, to chłopaki z drużyny często najpierw nas podburzali, a później mieli niezły ubaw. Nawet trener kilkakrotnie nie przerywał walki czy pościgu mojego za Marcinem czy Marcina za mną” – wspominali po latach.
Z Drukarza przenieśli się do Marymontu, a potem trafili na Konwiktorską. Z początku mieli pod górkę, bo trener Grzegorz Bakalarczyk stawiał na swoich wypróbowanych zawodników i przesunął bliźniaków do drużyny rezerw. Chcieli wtedy nawet zrezygnować z gry w piłkę. Do pierwszego składu przywrócił ich dopiero Stefan Majewski.
Ligowy debiut najpierw zaliczył Michał. Marcin musiał na niego poczekać jeszcze kilka miesięcy. Tak samo było z grą w narodowej kadrze. Michał zagrał w niej już w czerwcu 1999 roku w Bangkoku, gdzie biało-czerwoni zmierzyli się z Nową Zelandią (0:0). Marcin dostał szansę w lutym 2000 roku w towarzyskim spotkaniu z Francją (0:1). Jako pierwszy gola w reprezentacji też strzelił Michał, choć był szybszy od brata zaledwie o… godzinę i sześć minut. Stało się to w wygranym 4:0 meczu eliminacji mundialu 2002 z Armenią.
Z Brożkami było jak w piosence o przyjaciołach z boiska: „często się rozjeżdżali, lecz zawsze znów się schodzili”. Ich drogi pierwszy raz się rozeszły w 2004 roku, gdy jeden trafił do Górnika Zabrze, a drugi do GKS-u Katowice. Długo bez siebie nie wytrzymali i półtora roku później znów spotkali się w Wiśle. Gdy Paweł pojechał na mundial do Niemiec, Piotr oglądał jego występy w telewizji. Między innymi piękną akcję w meczu z Ekwadorem, gdy brat był o włos od zdobycia bramki.
W reprezentacji pierwszy – i jedyny – raz mieli okazję zagrać razem dopiero za kadencji Leo Beenhakkera. W 2008 roku w towarzyskim meczu z Finlandią (1:0) Paweł znalazł się w podstawowym składzie, Piotr pojawił się na boisku po przerwie. Obaj byli wówczas piłkarzami Białej Gwiazdy. Potem los rzucał ich w różne części świata. Przez dwa lata razem grali w tureckim Trabzonsporze, później Paweł walczył w barwach Celtiku Glasgow i Recreativo Huelva, a Piotr przywdziewał koszulkę gdańskiej Lechii i gliwickiego Piasta.
Obaj Żewłakowowie znaleźli się w kadrze na mistrzostwa świata w Korei Południowej i Japonii, ale każdy z nich ma z tej imprezy inne wspomnienia. Michał, podobnie jak jego koledzy z defensywy, grał fatalnie. Gdy był na murawie, biało-czerwoni stracili cztery gole. Marcin miał swoją chwilę chwały w spotkaniu o honor z USA. Wpisał się na listę strzelców zaledwie minutę i cztery sekundy po wejściu na boisko.
To była najszybsza bramka na mistrzostwach świata zdobyta przez rezerwowego. I ostatnia w jego karierze z orzełkiem na piersi. Marcin zakończył bowiem reprezentacyjną karierę już 2004 roku meczem z Grecją (1:0). Michał kontynuował ją przez kolejne lata, zaliczając po drodze udział na mundialu 2006 i Euro 2008.
W Krakowie bracia Brożkowie ostatni raz spotkali się w sezonie 2013/14. To był zresztą też czas, gdy ostatecznie zakończyła się historia tego duetu w reprezentacji. Piotr zagrał w niej po raz ostatni w 2010 roku w spotkaniu z Singapurem (6:1), a Paweł w styczniu 2014 roku z Mołdawią (1:0). Co ciekawe, obaj pożegnalne występy okrasili golem.
Piotr zawiesił piłkarskie buty na kołku w 2015 roku i założył firmę zajmującą się obróbką drewna. Paweł biegał za piłką do 18 lipca 2020 roku. Wtedy po raz ostatni zagrał w ligowym meczu Wisły Kraków. Na liście najlepszych snajperów w historii ekstraklasy jest ósmy, za Kazimierzem Kmiecikiem i Włodzimierzem Lubańskim.
Michał Żewłakow pożegnał się z kadrą narodową w 2011 roku w Pireusie, na stadionie Olympiakosu – klubu, którego barw bronił przez prawie pięć lat. Mecz z Grecją (0:0) był 102. w jego reprezentacyjnej karierze. „Trudno oswoić się z myślą, że to już koniec” – przyznał po ostatnim gwizdku. Prezes PZPN Grzegorz Lato wręczył mu kwiaty i pamiątkową paterę.
W piłkę grał jeszcze dwa lata Legii, wieńcząc piękną karierę zdobyciem tytułu mistrza Polski. Potem w warszawskim klubie zajął się skautingiem pełniąc funkcję dyrektora sportowego. Później w podobnej roli pracował w Zagłebiu Lubin i Motorze Lublin. Marcin skończył z kopaniem piłki mniej więcej w tym samym czasie jako zawodnik kieleckiej Korony. Na pewno obaj bracia sprawdzili się w roli telewizyjnych ekspertów. Często można ich teraz zobaczyć i usłyszeć właśnie w tej roli.
Bliźniacy B. i Ż. spotykali się czasem, choć nie w komplecie, podczas zgrupowań reprezentacji. Na zdjęciu Franciszek Smuda oraz Michał Żewłakow i Piotr Brożek.
Żewłakowowie przyszli na świat 22 kwietnia 1976 roku. Michał był podobno o pięć minut szybszy od Marcina i potem w ich sportowym życiu tak już zostało. Brożkowie urodzili się 21 kwietnia siedem lat później. Najpierw do świata uśmiechnął się Piotr, a dopiero po nim Paweł, który później tak starał się nadgonić stracony czas (też rzekomo całe pięć minut!), że jako piłkarz osiągnął o wiele więcej od brata.
Najlepszy dowód, że nie zawsze kto pierwszy, ten lepszy. Warto o tym pamiętać – nie tylko jak ma się bliźniaka.