Z dnia na dzień staliśmy się świadkami zjawiska, któremu prasa nadała tytuł „Citkomanii”, a szatnia spoglądała na to, co się dzieje, z rosnącym niedowierzaniem. Obserwowała kształtowanie się pierwszej piłkarskiej gwiazdy współczesnego formatu i niespotykanej wcześniej popularności. Za Markiem, gdziekolwiek się pojawił, ciągnął szereg ludzi. Wszyscy czegoś od niego chcieli: a to autografu, a to zdjęcia, a to pożyczki, a to wywiadu, programu w telewizji. Do tego stały wianuszek piszczących nastolatek nasuwał skojarzenie z Beatlesami – nie przesadzam.