polska - portugalia (11.10.2006)polska - portugalia (11.10.2006)
KronikiGra z komputera
Gra z komputera
Autor: Rafał Byrski
Data dodania: 11.10.2022
FOT. EAST NEWSFOT. EAST NEWS

Portugalskie wątki w rodzinie Smolarków przewijały się od… dziecka. I to dosłownie. W końcu tata Włodzimierz nie bez powodu dał na imię Euzebiusz swojemu pierworodnemu. To na cześć słynnego portugalskiego piłkarza, gwiazdy Benfiki Lizbona i króla strzelców mistrzostw świata w 1966 roku. „Szczerze mówiąc, to ja nawet nie widziałem, jak Eusebio gra, ale mam z nim zdjęcie. Spotkałem go, gdy był w Rotterdamie z Benficą” – wspominał po latach Ebi. Z późniejszymi portugalskimi gwiazdami obaj Smolarkowie mogli się już spotkać na boisku. I mocno zapadli im w pamięć. Włodzimierz „skaleczył” reprezentację tego kraju na mundialu w Meksyku (1986), strzelając zwycięskiego gola. A Ebi jeszcze przelicytował ojca. 11 października 2006 roku na Stadionie Śląskim dwukrotnie pokonał portugalskiego bramkarza. To właśnie ten mecz zdefiniował kadrę Leo Beenhakkera. To właśnie to zwycięstwo poniosło biało-czerwonych w eliminacjach Euro 2008. 

Ale początek kwalifikacji był katastrofalny. Na dzień dobry Polacy przegrali po kiepskiej grze 1:3 z Finlandią w Bydgoszczy. Promykiem nadziei był remis (1:1) z Serbią w Warszawie. W końcu październikowa wyprawa do Kazachstanu przyniosła skromne, wymęczone zwycięstwo nad drużyną gospodarzy. Ale powodów do zachwytu nie było. Wręcz przeciwnie. W trakcie meczu z Kazachami doszło do bulwersującej sytuacji. Już po pół godzinie gry Beenhakker zdecydował się ściągnąć z boiska Mariusza Lewandowskiego. Zdenerwowany z tego powodu piłkarz szybko poszedł do szatni i ostentacyjnie nie podał ręki holenderskiemu selekcjonerowi biało-czerwonych. Tym niepotrzebnym gestem mógł właściwie zamknąć sobie drzwi do reprezentacji. Ale „Lewemu” z pomocą przyszła, używając terminologii piłkarskiej, jego… „druga połowa”.

mariusz lewandowski

Na ziemię sprowadziła mnie żona. Powiedziała mi, żebym przemyślał, co powiem trenerom i drużynie, a następnie wylał sobie kubeł zimnej wody na głowę. Moje zachowanie było niedorzeczne. Mówiła mi, że reprezentacja wygrała z Kazachstanem i powinienem dać sobie na luz, bo zaraz będzie dobrze. Na lotnisku w drodze powrotnej zwołałem całą drużynę i przeprosiłem kolegów za swoją postawę. Odbyłem także rozmowę z trenerem Leo Beenhakkerem. Od razu stwierdził, że nie ma sprawy i nic takiego się nie zdarzyło.

Wypowiedź Mariusza Lewandowskiego z książki Jacka Janczewskiego i Emila Kopańskiego „Moje najważniejsze 90 minut”; Wydawnictwo SQN, Kraków 2021

Sprawa została wyjaśniona, a nie było czasu na kłótnie i swary. Cztery dni po męczarniach w Kazachstanie Polaków czekał kluczowy mecz. Do Chorzowa przyjeżdżali wicemistrzowie Europy z 2004 roku oraz czwarty zespół niedawno zakończonych mistrzostw świata. Zespół, który był niepokonany w eliminacjach MŚ lub ME od… ośmiu lat. Do starcia na Śląskim Portugalczycy mieli kapitalny bilans kwalifikacyjnych spotkań: 23 zwycięstwa i 9 remisów. A w kadrze na Polskę były same gwiazdy. Na boisku i na ławce. Bramkarz Ricardo, stoper Ricardo Carvalho, pomocnik Deco czy napastnicy Nuno Gomes i Cristiano Ronaldo. Tym „gwiazdozbiorem” dowodził Brazylijczyk Luiz Felipe Scolari, który cztery lata wcześniej doprowadził Canarinhos do piątego tytułu mistrzów świata.

Beenhakker zachował jednak spokój i chłodną głowę. I tego samego oczekiwał od zawodników. Polacy mieli od pierwszych minut narzucić swój styl gry, założyć pressing i długo utrzymywać się przy piłce. Żadnego murowania bramki i czekania na kontry. Od początku atak, atak, atak! A „Don Leo” był świetnym motywatorem. Nie mówił dużo i rozwlekle, ale jego uwagi zawsze były w punkt. No i nie bał się ryzyka. Na bokach defensywy postawił na dwóch żółtodziobów: Pawła Golańskiego (czwarty mecz w kadrze) oraz Grzegorza Bronowickiego, który debiutował w meczu z Kazachstanem. A Golańskiego zapytał o to, czy chce grać przeciwko jednej z najlepszych drużyn świata, gdy obaj jechali… hotelową windą.

Plan Beenhakkera sprawdził się już po 18 minutach. Wtedy było 2:0 dla Polski. Najpierw dośrodkowanie Macieja Żurawskiego w pole karne, potem zgranie Smolarka do Lewandowskiego, który zdecydował się na strzał. Ricardo wprawdzie odbił piłkę – ale tam czekał na nią Ebi. I bez skrupułów wpakował do siatki.

1:0 E. Smolarek dobija strzał M. Lewandowskiego

Drugie trafienie to zasługa Grzegorza Rasiaka. Najpierw wywalczył piłkę przed polem karnym rywali, a później kapitalnie podał za plecy portugalskich obrońców do wbiegającego w jedenastkę Smolarka. Ebi popatrzył, czy sędzia nie odgwiżdże spalonego, a później spokojnie uderzył w górny róg. Ricardo tylko odprowadził piłkę wzrokiem.

2:0 Drugi gol E. Smolarka!

Polacy grali jak w transie. A doping 45 tysięcy fanów w śląskim Kotle Czarownic jeszcze ich uskrzydlał. „Zagrałem w reprezentacji 80 spotkań, ale ten był najlepszy. Wszystko nam wychodziło. Jak w grze komputowej” – opowiadał tuż po meczu Jacek Bąk.

Polacy mogli wygrać wyżej, ale Żurawski i Golański obili słupki portugalskiej bramki. Dopiero w doliczonym czasie Nuno Gomes zmniejszył rozmiary sensacyjnej, ale zasłużonej porażki Portugalczyków.

Po meczu goście długo nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Z powodu ich frustracji nie doszło nawet do tradycyjnej wymiany koszulek. Kierownik naszej drużyny poszedł wprawdzie do portugalskiej szatni z biało-czerwonymi trykotami, ale wrócił z niczym. A właściwie z tym samym z czym poszedł. Z portugalską szatnią związana jest również historia opowiedziana przez komentującego ten mecz dla TVP Dariusza Szpakowskiego.

Poszliśmy z Grzegorzem Mielcarskim pod szatnię Portugalczyków. Grzegorz poszedł. Wtedy znali się z Deco z ligi portugalskiej (Mielcarski grał w FC Porto w latach 1995-99 – przyp. red.). Deco pyta się Mielcarskiego: „Greg, to ten sam zespół co z Kazachstanem?”. Grzesiek mówi: „Dokładnie ten sam”. Deco mówi: „E tam, opowiadasz… To jest niemożliwe. Przecież myśmy was oglądali. Wyście tam nic nie grali, a dziś żeście nas rozbili, mogliście wygrać 3:0 lub 4:0. Byliśmy momentami bezradni”.

Wypowiedź Dariusza Szpakowskiego z programu TVP Sport „Biało-czerwone jedenastki”, 2012 r.

Portugalscy piłkarze się nie popisali, ale Scolari próbował zachować klasę.Polacy pokazali świetne przygotowanie fizyczne, wykazali wielką chęć do gry. Biegali jak szaleni jeszcze w 90. minucie, byli pełni entuzjazmu” – opowiadał smutny Brazylijczyk na konferencji prasowej.

Sensacyjna wygrana z Portugalią była tematem numer jeden. W pracy, w domu, w autobusach i tramwajach. No i także w mediach. Ebi został bohaterem narodowym, ale koncertowo zagrali wszyscy piłkarze. Potwierdziły to noty w „Przeglądzie Sportowym” (w skali od 1 do 10). Tego dnia naprawdę nie mieliśmy słabych punktów: Kowalewski 8 – Goliński 7, Bąk 8, Radomski 7, Bronowicki 9 – Błaszczykowski 7 (65 Krzynówek 7), Lewandowski 9, Sobolewski 6, Smolarek 10 – Żurawski 8, Rasiak 8 (74 Matusiak 7).

Ten mecz dał drużynie niesamowitą energię i kopa na całe trudne eliminacje. A rok później, po wygranej z Belgią 2:0, kadra Beenhakkera świętowała pierwszy polski awans na mistrzostwa Europy. Ebi Smolarek zakończył kwalifikacje z 9 golami i tytułem Piłkarza Roku, a Beenhakker otrzymał z rąk Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Ale nie byłoby tych zaszczytów, gdyby nie victoria nad Portugalią. Zdaje sobie z tego sprawę także sam Beenhakker, który dwanaście lat po chorzowskim triumfie spotkał się z dziennikarzem TVP Sport Jackiem Kurowskim.

leo beenhakker

Wtedy widziałem, jak moi piłkarze rosną. Chodzili tacy wyprostowani. Te treningi, rozmowy dopiero wtedy nabrały sensu. To był punkt zwrotny dla tej drużyny. Piłkarze zdali sobie sprawę, że są wystarczająco dobrzy, by wykonać zadanie. Byliśmy gotowi i udowodniliśmy to. Kiedy grasz przeciwko tak wielkiej drużynie jak Portugalia, która ma w swoich szeregach tak wspaniałych piłkarzy, i strzelasz pierwszy gola, to rośniesz w oczach. A kiedy strzelasz drugiego, to niesie cię tłum. Ci wszyscy ludzie dookoła. I już wiesz, że zaczyna się dziać coś wyjątkowego. Czujesz to w sercu i głowie. Dociera do ciebie, masz tę pewność, że niezależnie co się wydarzy wygrasz ten mecz. To jest czysto ludzka reakcja. Wspaniała chwila. I ta atmosfera na trybunach. Fantastyczna. Polska, Polska! Miłe wspomnienia.

Leo Beenhakker w rozmowie z Jackiem Kurowskim dla TVP Sport, 2018 r.

Niestety to, co dla tej drużyny mogło stać się regułą, czyli wygrywanie z najlepszymi, zostało tylko jednorazowym wyczynem. Na Euro 2008 nie wyszliśmy z grupy, a w kolejnych eliminacjach – tym razem mundialu w RPA – od początku mieliśmy pod górkę. Mimo że trafiliśmy na znacznie słabszych rywali niż w eliminacjach Euro. Ze stawki Czechy, Słowacja, Słowenia, Irlandia Północna i San Marino wyprzedziliśmy tylko tych ostatnich. Ale Beenhakker i tak tego nie doczekał, bo prezes PZPN Grzegorz Lato zwolnił go na dwie kolejki przed zakończeniem kwalifikacji. Okazało się, że droga Beenhakkera i piłkarzy zaczęła się rozchodzić już po nieudanym Euro. A z następcą Michała Listkiewicza w roli sternika związku Holendrowi tak naprawdę nigdy nie było po drodze.