Powodów tej decyzji nie należy bynajmniej dopatrywać się wyłącznie w zafascynowaniu małego chłopca powietrznymi paradami czołowych polskich goalkeeperów. Przede wszystkim podziwiał przykład wyniesiony z domu. Marian Szeja miał starszego o blisko dwadzieścia lat brata Rudolfa, którego starał się we wszystkim naśladować. A tenże brat występował właśnie w bramce i spisywał się całkiem nieźle, wchodził bowiem w skład pierwszej drużyny chorzowskiego Ruchu. On też jako pierwszy zapoznawał Mariana z tajnikami bramkarskiego fachu.