Na jego przylot czekał na Okęciu tłum dziennikarzy, fotoreporterów i kibiców. Kilka miesięcy wcześniej na tym samym lotnisku lądowała słynna szwedzka grupa ABBA. Teraz oczekiwany gość nie był gwiazdą muzyki pop. Był kimś znacznie ważniejszym – zbawcą polskiej piłki. Takie nastroje wzbudzał w sierpniu 1976 roku nowy selekcjoner Jacek Gmoch.
Inżynier budowy dróg i mostów, absolwent Politechniki Warszawskiej miał zbudować drużynę na eliminacje mistrzostw świata. Czasu miał bardzo mało. Już 16 października wyjazdowym meczem z Portugalią zaczynał walkę o argentyński mundial. Przejmował kadrę po Kazimierzu Górskim, ale atmosfera wokół reprezentacji była fatalna. Srebrny medal na igrzyskach w Montrealu potraktowano jako klęskę narodową. To była gruba przesada, ale faktycznie wielu piłkarzy dalekich było od dyspozycji z mistrzostw świata w Niemczech. Trzeba było szukać następców. Gmoch zdawał sobie z tego sprawę, choć nie było go w kraju dwa lata. W 1974 roku na niemieckim mundialu pełnił funkcję asystenta Górskiego i szefa tak zwanego banku informacji, który był odpowiedzialny za rozpracowanie kolejnych rywali. Po mistrzostwach wyjechał do Stanów Zjednoczonych na zaproszenie amerykańskiego biznesmena polskiego pochodzenia. Pracował, uczył się języka, a w wolnych chwilach prowadził polonijną drużynę z Filadelfii. Teraz został „zbawcą polskiego futbolu”. Przynajmniej tak nazwali go zawsze skłonni do przesady dziennikarze.
Zygmunt Kukla ze Stali Mielec wyróżniał się w meczach ekstraklasy i to na niego postawił nowy selekcjoner w swoim debiucie.
Z mobilizacją drużyny Gmoch nie miał problemów. Ułatwili mu to sami… Portugalczycy. Dzień przed meczem w Porto nie pozwolili Polakom trenować na głównej płycie boiska. Nie wpuścili ich na murawę także na rozgrzewkę. Na dodatek tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego Polacy zostali zamknięci w stadionowym tunelu na 20 minut. Nie mogli ani wyjść na boisko, ani wrócić do szatni.
Gmoch dużo wcześniej przewidział „brudną grę” gospodarzy i uprzedził o tym piłkarzy. A oni nie tylko nie spanikowali, ale od początku z pasją ruszyli na Portugalczyków. Mecz nie był pięknym widowiskiem, jednak na błotnistym boisku, w potężnej ulewie trudno o techniczne fajerwerki. Polacy mieli przewagę, ale potwierdzili ją dopiero w drugiej połowie po golach Laty. Drugą bramkę król strzelców mundialu w RFN zdobył po akcji kolejnego „młodego wilka” Zbigniewa Bońka, który kwadrans przed końcem zmienił Terleckiego.
Jacek Gmoch – teraz trener, a wcześniej obrońca warszawskiej Legii – czynnie uczestniczył w treningach. Tym razem nie zdążył zablokować strzału Stanisława Terleckiego.
Polska wygrała, triumfował także Jacek Gmoch. Bez kompleksów zastąpił Górskiego i pokazał, że nie boi się ryzyka. W krótkim czasie zrealizował wiele autorskich pomysłów w przygotowaniu drużyny, zestawieniu składu i wizji gry. Większość z tych pomysłów wypaliła już w Porto.