krzysztof barankrzysztof baran
KronikiBiała strzała z Polski
Biała strzała z Polski
Autor: Rafał Byrski
Data dodania: 16.02.2024
FOT. EAST NEWSFOT. EAST NEWS

- Dzień dobry. Przed chwilą zjadłem obiad i nie mam już żadnych planów - tak Krzysztof Baran (na zdjęciu w środku) rozpoczął wywiad z dziennikarzem TVP Sport Sebastianem Piątkowskim. Były reprezentant Polski żyje niemal w kompletnym zapomnieniu. Niewielu pamięta o bohaterze z legendarnego stadionu Centenario w Montevideo. A przecież 16 lutego 1986 roku odbył się mecz, który dla błyskotliwego napastnika powinien być punktem zwrotnym, przełomem i trampoliną do lepszego klubu oraz wielkiej kariery. Ale nie był. Krzysztof Baran został „jedniodniowym milionerem”. Mógł być kadrowiczem na lata, a został na chwilę. Taką, która wystarczyła, by 38 lat temu strzelić dwa gole Urugwajowi.

 

SZEŚĆ KILOGRAMÓW OBYWATELA MNIEJ

Premierowe starcie z dwukrotnymi mistrzami świata, i to w „jaskini lwa”, było zwieńczeniem blisko miesięcznego tournée kadry Antoniego Piechniczka po Włoszech i Ameryce Południowej. W tym czasie piłkarze rozegrali dziewięć spotkań, w tym pamiętne starcie z River Plate.  Na stadionie w Mar del Plata biało-czerwoni prowadzili 4:2, ale stracili trzy bramki i przegrali wydawało się „wygrany mecz”.  Gdy kibice River fetowali fenomenalnego gola Enzo Francescolego strzelonego tzw. „chileną” już w doliczonym czasie, Baran długo dochodził w szatni do siebie. Gra w ponad 30 stopniowym upale i przy olbrzymiej wilgotności zrobiła swoje. Jak się okazało harujący od szesnastki do szesnastki napastnik stracił w trakcie meczu aż sześć kilogramów!  Ale nic w tym dziwnego. Tuż przed rozpoczęciem zgrupowania Baran chorował na zapalenie płuc i organizm nie był optymalnie przygotowany do tak dużego wysiłku.    

MAZUREK MARYNARZY

Ale do najważniejszego meczu tego tournée piłkarze przygotowali się znakomicie. Także pod względem PR-u, choć wtedy niewiele osób w Polsce znało znaczenie tego słowa. Kadra Piechniczka wbiegła na murawę stadionu w Montevideo z... urugwajską flagą. To musiało się spotkać z entuzjazmem miejscowych kibiców. A naszym graczom zrobiło się jeszcze raźniej gdy usłyszeli z trybun „Mazurka Dąbrowskiego”. Hymn gromko zaśpiewała grupa około 400 polskich marynarzy, których statki zawinęły do stolicy Urugwaju. Biało-czerwoni szybko odwdzięczyli się za wsparcie. Już w 7. minucie Baran wykorzystał dośrodkowanie Włodzimierza Smolarka. Na trybunach konsternacja. Urugwajczycy zagrali wprawdzie bez piłkarzy występująych w zagranicznych klubach (w tym bez Francescolego), ale i tak byli faworytami. Co z tego skoro na przerwę, to goście schodzili do szatni z jednobramkowym prowadzeniem.  

0:1 Gol K. Barana, asysta W. Smolarka

PORANNA WIADOMOŚĆ 

W drugiej połowie poszliśmy z dwukrotnymi mistrzami świata na wymianę ciosów. I opłaciło się. Na gola Miguela Bossio błyskawicznie odpowiedział Krzysztof Baran. Tym razem asystował Dariusz Dziekanowski, a tygodnik „Sportowiec” bardzo „plastycznie” opisał historię drugiego gola strzelonego przez biało-czerwonych. Niestety, to co zyskaliśmy dzięki Krzysztofowi Baranowi, straciliśmy przez Józefa Wandzika. To po błędzie polskiego bramkarza przy obronie niezbyt groźnego strzału z rzutu wolnego gospodarze doprowadzili do remisu. Do Polski wiadomość o starciu z Urugwajem nadeszła wczesnym rankiem. Wtedy wydawało się, że Krzysztof Baran strzelił gole w debiutanckim meczu w reprezentacji. Dopiero po latach PZPN dokonał rewizji wszystkich spotkań kadry i za oficjalne uznał cztery mecze młodzieżówki z Japonią w 1981 roku. Z tego powodu dla bohatera z Montevideo był to już piąty występ w reprezentacji. Trochę szkoda, bo jak debiutować to z przytupem, a dwa gole z Urugwajem świetnie się do tego nadają.   

Nie chciał nawet marzyć, że tego samego dnia los się do niego uśmiechnie. Czy rzeczywiście był to prezent losu? Wierzył, że Darek Dziekanowski dostrzeże go, gdy przedzierał się wśród obrońców. Podanie było idealne. Piłka uderzona w tempo, jak na szkoleniowym filmie. Teraz trzeba było jeszcze przebiec kilkanaście metrów i zrobić coś z piłką. Bramkarz zasłania pole rażenia. Uderza prawą nogą, podcina piłkę. Wychodzi cudownie, precyzyjnie, z dokładnością do kilku centymetrów. Jest drugi gol w tym meczu! 

Tygodnik „Sportowiec”, 18 lutego 1986
1:2 Gol K. Barana, asysta D. Dziekanowskiego

NA MUNDIAL W ROLI TURYSTY

Jak wyważa się kopniakiem drzwi do reprezentacji, to wyjazd na mundial ma się właściwie w pakiecie. Ale do Meksyku Baran pojechał tylko w roli turysty. Razem z Waldemarem Prusikiem mógł jedynie dopingować kolegów z trybun i brać udział w treningach w ośrodku Bahia Escondida.  Ale to stanowczo za mało jak na aspirację 26-letniego piłkarza, którego kilka miesięcy wcześniej urugwajacy dziennikarze nazwali „Białą strzałą z Polski”.  Czego zabrakło, by pomóc kolegom w trakcie Mexico’86? Umiejętności, szczęścia, siły przebicia? To jedna z tajemnic mundialu, ale do dziś Baran nie może pogodzić się z decyzją selekcjonera Antoniego Piechniczka. Na pocieszenie zostały mu coraz bardziej wyblakłe wspomnienia z Estadio Centenario w Montevideo. 

ZOBACZ STRONĘ MECZU URUGWAJ – POLSKA (1986)