Już od blisko pięciu dekad 10 września, w rocznicę zdobycia złotego medalu na igrzyskach w Monachium, obchodzimy Dzień Polskiego Piłkarza. Nie byłoby tego święta bez Kazimierza Górskiego, który właśnie od olimpijskiego triumfu zaczął podbój światowych stadionów. O Trenerze Tysiąclecia napisano już wszystko, nie będziemy więc po raz kolejny powtarzać tych historii. Mamy za to dla Państwa tekst, który dla Mistrza Futbolu ułożył Mistrz Słowa – również już nieżyjący Wojciech Młynarski. Wiersz ukazał się na początku lat 90. w tygodniku „Piłka Nożna”.
Dla Pana Kazimierza Górskiego
na 70-te urodziny
Co chcę powiedzieć Panu Górskiemu
na Jego Urodziny,
gdym tak niedawno, wiadomo czemu,
nie miał wesołej miny,
a Jego uśmiech też lic nie krasił,
śmiać się nie było z czego,
kiedy ostatnio z Finlandią nasi
tańczyli chodzonego.
A sukces Legii? Tak! Fantastyczny,
lecz stąd i wniosek główny,
że wciąż nasz futbol jest chimeryczny,
zmyłkowy i nierówny.
Więc kiedy dzisiaj nasi panowie
różnie się z piłką bawią,
taki obrazek wraca mi w głowie
sprzed lat dwudziestu prawie,
jak ten Domarski na Wembley strzelił,
Anglikom szyki poplątał,
i jaka straszna przepaść nas dzieli
od lat siedemdziesiątych.
Tę grę wspominam, szybką i piękną,
grę, co geniuszem błyska,
gdy Tomaszewski wyrzucał ręką
piłkę na pół boiska.
Pytany czemu, wyjaśnił pięknie,
ze swym uśmiechem błogim:
„Bo, proszę państwa, zdolności manualne ręki
są znacznie większe niż nogi…”
Lecz żarty na bok. Wspominam wszystkich:
Deynę i Lato Grzesia,
a nam, nam z oczu szły srebrne błyski
i krzyk przez Polskę leciał:
To my tak gramy? To my? Nie wierzę!
O Jezu, jak my gramy!
To była radość, Panie Trenerze!
Panu ją zawdzięczamy!
To była radość nie byle jaka,
dar piłkarskiego Boga,
że zesłał wreszcie naszym chłopakom
trenera – pedagoga,
co zawodników jak dzieci kochał,
nigdy nie patrzył krzywo,
a po treningu, wiem od Gadochy,
pierwszy szedł z nimi na piwo.
A oni grali. A jak? Słów szkoda!
Za każdą szansą szli w pościg,
a ja w tym wierszu chcę jeszcze dodać
dwa słowa o radości.
Bo jest w człowieku akumulator
i jak myśl głosi nienowa
można go czasem na długie lata
radością podładować.
I Pan, Pan dał nam radości tyle,
i w tak wspaniały sposób,
że nie jest w stanie zabrać jej byle
ostrzejszy zakręt losu.
Był Pan Trenerem, Papą, Kolegą,
gdy widzę Pana, wierzę,
że można zrobić coś wspaniałego,
Kochany Panie Trenerze!
Więc żyj nam sto lat! I chociaż dzisiaj
grywamy raczej blado,
mów nam swe lwowskie: wydaje mi się
i dalej służ nam radą.
I niech od Gdańska po łańcuch górski
toast w tym kraju gości:
Niech żyje Trener Kazimierz Górski
Architekt naszej radości
Warszawa, marzec 1991