KTO MA TAKIE CZOŁO?
Gdy Janoszka wracał do Polski, był przekonany, że w jego życiu nic ważnego już się nie wydarzy. Miał 30 lat, Ruch ciągle grał w trzeciej lidze, a on – jeśli mógł jeszcze na coś liczyć – to na spokojną emeryturę w barwach Cidrów. Niespodziewanie jednak zimą 1993 roku zgłosili się po niego działacze z Katowic. GKS szukał doświadczonego piłkarza, który byłby autorytetem dla młodych wilczków w zespole: Adamów Kucza i Ledwonia, Bartosza Karwana i Piotra Świerczewskiego. Do tego – ze względu na angielski styl gry, który wówczas preferowała GieKSa – potrzebny był jej silny napastnik, świetnie grający głową. Ecik nadawał się do tej roli znakomicie.
W ten sposób, będąc już sporo po trzydziestce, zadebiutował w ekstraklasie. Zrobił to w niezapomniany sposób, bo w doliczonym czasie spotkania z Lechem w Poznaniu strzelił gola na 2:1 dla gości. Oczywiście „z baniaka”. Podobno, gdy drużyna wytańczyła się już w szatni, ciesząc się ze zwycięstwa, on stanął przed lustrem i w absolutnej ciszy długo badawczo przyglądał się swemu odbiciu. Wreszcie pogładził się po bujnej czuprynie i cicho powiedział do siebie po śląsku:
– No, tokie coło to mo ino Pele i jo.
Drużyna parsknęła śmiechem. Ale nikt nie wziął tego za żarcik.
Ale strzelał piękne gole nie tylko głową. Trzy miesiące później, gdy GKS grał z rezerwami Ruchu Chorzów (w rzeczywistości Niebiescy wystawili wówczas pierwszy zespół) w finale Pucharu Polski, Ecik pokazał, że kapitalnie potrafi uderzyć także z woleja. A to, jak przedtem przyjął piłkę zagraną przez Krzysztofa Maciejewskiego, do dziś robi wrażenie.