Kibice śmiali się, że jak się nosi takie nazwisko i gra w piłkę za komuny, to nie ma bata – trzeba zrobić karierę. On jednak nie trafił do reprezentacji Polski z polecenia partyjnych dygnitarzy. Na sukces pracował sam, mozolnie idąc drogą, która doprowadziła go na olimpijskie podium i do tytułu wicemistrza Francji. 31 sierpnia 80. urodziny świętuje Joachim Marx – znakomity napastnik, legenda chorzowskiego Ruchu i jeden z Orłów trenera Górskiego.
Gdy wrócił z igrzysk w Monachium, udzielił kilku dość zaskakujących wywiadów. Nieco rozżalony, że dostał szansę tylko w dwóch meczach, z Ghaną (4:0) i Danią (1:1), w obu grając zaledwie przez 45 minut, tak oto przekomarzał się z dziennikarzami.
– Na boisku bywa pan często impulsywny – zagadywał reporter.
– Sądzę, że gdy zagram jako stoper, będę spokojniejszy…
– Słucham?
– Od dawna o tym marzę! Kilkakrotnie próbowałem już sił w tej roli nawet w meczu ligowym z sosnowieckim Zagłębiem. Zapowiadam w przyszłości powrót na swą pierwszą w piłkarskiej karierze pozycję.
– Kiedy to nastąpi?
– Jak tylko zajdzie potrzeba. W Ruchu para stoperów Ostafiński i Wyrobek radzi sobie jak dotąd doskonale. Muszę więc cierpliwie czekać na swą szansę.
– A więc koniec ze zdobywaniem bramek?
– Jeżeli wrócę na własne pole karne, będę unikał goli… samobójczych*.
To były oczywiście żarty. Marx już do końca kariery pełnił rolę napastnika i zawsze trafiał do tej bramki co trzeba. Faktem jest jednak, że jako obrońca też dałby sobie radę, nawet w drużynie Trenera Tysiąclecia. Ten świetny snajper przygodę z futbolem zaczął bowiem od gry w defensywie.
Dwaj przyjaciele z boiska. Joachim Marx (z prawej) i Włodzimierz Lubański poznali się w drużynie trampkarzy GKS-u Gliwice. Potem ich drogi się rozeszły, ale po latach spotkali się znów, tym razem w kadrze narodowej.
Na świat przyszedł w dzielnicy Gliwic, Sośnicy, i tam stawiał pierwsze kroki jako piłkarz. W drużynie trampkarzy GKS-u (klubu, który potem został wchłonięty przez Piasta) miał znakomite towarzystwo, bo razem z nim trenowali Włodzimierz Lubański, Henryk Apostel i Jerzy Musiałek. Był najwyższy w zespole, dlatego najpierw ustawiano go tuż przed bramkarzem. „Szkoda było drągala w ataku, występowałem więc jako stoper. Ale wkrótce potem w drużynie juniorów pojawił się Rainer Kuchta, jeszcze wyższy, i zepchnął mnie na pozycję prawego obrońcy” – wspominał po latach.
Snajperem został trochę przez przypadek. Przed jednym ze spotkań drużyny młodzieżowej GKS-u kontuzji doznało dwóch napastników i trener musiał wystawić w ataku kogoś z innej formacji. Wybór padł na mierzącego 180 cm Marxa. To był strzał w dziesiątkę. Defensor sprawdził się w nowej roli rewelacyjnie i od tej pory grał już tylko w pierwszej linii. Jako napastnik zadebiutował w 1961 roku w reprezentacji Polski juniorów, a dwa lata później przeprowadził się ze Śląska do stolicy. Marzył o grze w ekstraklasie, a czuł, że ciężko będzie mu się przebić do pierwszego składu Górnika Zabrze lub Ruchu. Przyjął więc ofertę z warszawskiej Gwardii.
Joachim Marx (w środku) i jego dwaj koledzy z warszawskiej Gwardii: Ryszard Szymczak (po lewej) i Zbigniew Szarzyński. Zdjęcie wykonano w 1965 roku.
W drużynie Harpagonów, która wówczas balansowała między I a II ligą, grał przez sześć lat, zdobywając bramki niemal w każdym meczu. Niestety, jego wyczyny nie wzbudzały wielkiego zainteresowania. „Występowaliśmy na Stadionie Dziesięciolecia, gdzie oglądała nas garstka najwierniejszych kibiców z Mokotowa. Zabawne, ale mimo że zjawiało się czasami kilkanaście tysięcy widzów, ogromny stadion wydawał się pusty” – wspominał potem. W tamtym okresie zdarzyło mu się też zagrać raz w barwach… Wisły Kraków. Działacze Gwardii wypożyczyli go kolegom z innego milicyjnego klubu na towarzyski mecz z MTK Budapeszt.
Pół roku później pierwszy raz włożył koszulkę z orłem na piersi. Trener Michał Matyas wpuścił go na drugą połowę towarzyskiego spotkania z Izraelem (0:0) w miejsce Jerzego Sadka. Na kolejne powołanie musiał jednak czekać prawie trzy lata.
Ten duet doskonale ze sobą współpracował w chorzowskim Ruchu i drużynie narodowej. Bronisław Bula (po prawej) dogrywał znakomite piłki, a Joachim Marx pakował je do siatki głową albo nogą.
W 1969 roku Marx wrócił na Śląsk i został piłkarzem Ruchu. Wówczas na dłużej zadomowił się w reprezentacji. Selekcjoner Ryszard Koncewicz dał mu szansę w ośmiu meczach, w tym eliminacyjnych mistrzostw świata z Bułgarią (1:4) i Holandią (2:1) oraz Europy z Albanią (3:0). Snajper Niebieskich trafiał do siatki jednak tylko w spotkaniach towarzyskich. W jednym z nich popisał się hat-trickiem.
Gdy z posadą selekcjonera pożegnał się „Faja”, trener Górski o nim nie zapomniał. Marx od razu został rzucony na głęboką wodę. W prestiżowym meczu z RFN w Hamburgu (0:0) w eliminacjach Euro 1972 wyszedł w podstawowym składzie. Zobaczył wtedy jedyną w reprezentacyjnej karierze żółtą kartkę, ale miał też szansę strzelić gola.
Potem zagrał w dwóch słynnych spotkaniach z Bułgarią w kwalifikacjach do igrzysk w Monachium. W Starej Zagorze (1:3) nie trafił do siatki, ale w rewanżu (3:0) – choć znów zaczął mecz na ławce – popisał się kapitalną główką, ustalając wynik.
Gdy wyjeżdżał na olimpiadę, liczył, że przebije się do pierwszej jedenastki. Trener Górski postawił jednak na Kazimierza Kmiecika. Marx zagrał tylko w dwóch spotkaniach i to w niepełnym wymiarze. Mimo to mógł cieszyć się z olimpijskiego złota.
Reprezentacja Polski na igrzyska olimpijskie w Monachium. W górnym rzędzie od lewej: asystent trenera Jacek Gmoch, trener Kazimierz Górski, Hubert Kostka, Jerzy Gorgoń, Marian Ostafiński, Zygmunt Anczok, Marian Szeja, Włodzimierz Lubański, Antoni Szymanowski, Jerzy Kraska, Joachim Marx, Zbigniew Gut. W dolnym rzędzie: Kazimierz Deyna, Zygfryd Szołtysik, Grzegorz Lato, Kazimierz Kmiecik, Ryszard Szymczak, Andrzej Jarosik, Lesław Ćmikiewicz, Robert Gadocha, Zygmunt Maszczyk.
Po turnieju zmagał się z kłopotami zdrowotnymi. Ominął go przez nie turniej życia, czyli pamiętne mistrzostwa świata w RFN. Do kadry wrócił po dwóch latach, ale grał już głównie w spotkaniach towarzyskich. Ostatni mecz Marxa w reprezentacji był jednak o punkty. W Warszawie biało-czerwoni zmierzyli się z Włochami (0:0) w eliminacjach Euro 1976.
Pod koniec 1975 roku dostał zgodę na zagraniczny transfer i wyjechał do Francji. Przez cztery lata grał w RC Lens, zdobywając tytuł wicemistrza kraju. Kopał piłkę prawie do czterdziestki, a karierę zakończył w prowincjonalnym US Nœux-les-Mines. Potem próbował sił jako trener: w Lens, La Roche i LB Châteauroux. Na początku lat 90. zrezygnował z pracy w klubach i założył szkółkę piłkarską w Liévin.
Joachim Marx (stoi trzeci z lewej) w barwach RC Lens. Pierwszy z prawej w dolnym rzędzie Didier Six, który kilka lat później zagrał przeciwko biało-czerwonym w meczu o trzecie miejsce na mundialu w Hiszpanii.
We Francji mieszka do dziś, ale chętnie wraca w rodzinne strony. W kwietniu 2020 roku miał przyjechać do Chorzowa na obchody stulecia Ruchu, ale te plany zniweczyła pandemia. Co gorsza, były piłkarz Niebieskich sam zakaził się koronawirusem i ciężko go przechorował. „Jednego dnia miałem temperaturę 41,2. Wtedy do domu przyszedł lekarz, zrobił analizę krwi i trafiłem do szpitala. Przez dwa tygodnie leżałem i nie mogłem otworzyć oczu. Dziesięć, piętnaście sekund spojrzenia na sufit i… powieki opadały. Szczęśliwie jest już coraz lepiej” – opowiadał w rozmowie z Piotrem Kamienieckim z TVP Sport.
Na 80. urodziny życzymy Panu Achimowi przede wszystkim dużo zdrowia.
* Fragment wywiadu pochodzi z książki „Wielki finał”; praca zbiorowa; Wydawnictwo Sport i Turystyka, Warszawa 1974