Aktualności
Oddanie Mili było złożeniem broni
W Śląsku Wrocław grał Pan w latach 1968-1972. Z Wrocławia przeniósł się Pan do Legii, w której spędził Pan kolejnych 5 lat. Jest Pan związany z oboma dzisiejszymi rywalami. Do którego jednak Panu bliżej?
Zdecydowanie Legii. W Śląsku znalazłem się właściwie dlatego, że na początku nie udało mi się dostać do Legii. Po maturze byłem w śląskim okręgu wojskowym, więc najpierw trafiłem do Ruchu Chorzów, a potem zwrócił się po mnie WKS. Oczywiście, że nadal mam stamtąd bardzo miłe wspomnienia, ale to jednak Legia od zawsze była w moim sercu. Kibicowałem jej od małego.
W tamtych czasach Legia „podbierała” najlepszych piłkarzy innym klubom. Tak samo było w Pana przypadku przed sezonem 1972/1973.
Oj, kibice Śląska nie byli z tego zadowoleni (śmiech). Z klubu najpierw odszedł Zygfryd Blaut, potem Jan Tomaszewski, Leszek Ćmikiewicz, a na końcu ja. Jadąc przez Wrocław, bardzo często można było zauważyć wiele niezbyt pochlebnych napisów na murach. Przecież dzisiaj Legia również kupuje najlepszych zawodników z ekstraklasy, ale już nie odbywa się w taki sposób, jak kiedyś. Teraz piłkarze po prostu chcą grać w Warszawie, rozwijać się i walczyć o tytuły.
Ostatnie mecze Legii i Śląska były bardzo zacięte. Najlepszym przykładem może być wrześniowe spotkanie przy Łazienkowskiej, które legioniści wygrali 4:3.
Nie inaczej będzie i tym razem. Mam nadzieję, że zobaczymy pasjonujące widowisko. Niedługo po meczu pucharowym Legia znów zagra we Wrocławiu, tym razem w lidze. Z niecierpliwością czekam na oba spotkania, bo na ten moment są to chyba najlepiej grające zespoły w Polsce.
Dwa lata temu obie drużyny spotkały się w finale Pucharu Polski. W pierwszym meczu we Wrocławiu to Legia okazała się lepsza. Myśli Pan, że znów pozbawi wrocławian szans na trofeum?
Wydaje mi się, że pierwszy mecz okaże się kluczowy dla tej rywalizacji. Ciekawe, czy piłkarze Henninga Berga będą w stanie odzwyczaić się od klimatu, w jakim trenowali przez ostatnie tygodnie, wrócić do zimnej Polski i zaprezentować się z dobrej strony. W ostatnich latach Śląsk potrafił znaleźć receptę na Legię, szczególnie w meczach wyjazdowych. Z drugiej strony Legia też dobrze radziła sobie we Wrocławiu. Ciężko znaleźć na to dobre wytłumaczenie… Może presja ze strony kibiców na Łazienkowskiej jest tak duża, że gospodarze sobie z nią nie radzą? Albo właśnie doping „na Legii” bardziej motywuje przeciwnika, który wspina się na wyżyny umiejętności?
Jak ocenia Pan obecne kadry Śląska i Legii? W zimowym oknie transferowym z Wrocławia do Gdańska przeniósł się Sebastian Mila, natomiast Legia dokonała – wydawałoby się – dwóch poważnych wzmocnień. Sprowadziła Michała Masłowskiego z Zawiszy Bydgoszcz i Arkadiusza Malarza z GKS-u Bełchatów.
Legia gra w tej chwili na trzech frontach, więc musiała jeszcze się wzmocnić. Śląsk pozbywa się swoich najlepszych zawodników, a Legia… wykupuje najlepszych z innych klubów. Myślę, że oba transfery Berga będą strzałami w dziesiątkę. Masłowski już niejednokrotnie pokazał, że ma ogromny talent i zasługuje na grę w czołowym, polskim klubie. Z kolei Malarz da Legii pewność, że w meczach, w których będzie zastępował Kuciaka, nie zawiedzie.
Jak dużym osłabieniem będzie dla Śląska brak Sebastiana Mili?
W pewnym stopniu jest to złożenie broni. Bez gracza, który organizował całą grę w ofensywie, raczej nie będą w stanie utrzymać formy z rundy jesiennej ekstraklasy. Mila był nie tylko najlepszym zawodnikiem klubu z Wrocławia, ale przede wszystkim jego kapitanem, dobrym duchem. Bez niego Śląsk jest nadal jedną z najlepszych drużyn w Polsce, ale Legia wydaje się być poza jego zasięgiem. Odejście Mili może oznaczać dla Śląska koniec szans na jakiekolwiek trofeum w tym sezonie.
W 2013 roku, gdy Legia wygrywała mistrzostwo i Puchar Polski, jej gwiazdą i liderem był Danijel Ljuboja. Kogo widzi Pan, jako jego następcę w dzisiejszej ekipie mistrza Polski?
Jestem pewien, że młodzi zawodnicy bardzo wiele nauczyli się od Ljuboli przez dwa lata, które spędził w Legii. Na jego obecności bardzo skorzystali Miroslav Radović, Michał Kucharczyk czy Michał Żyro. Teraz jednak najbardziej podoba mi się Ondrej Duda. Szkoda tylko, że odniósł kontuzję podczas obozu przygotowawczego i raczej długo nie zobaczymy go na boisku. Nie ulega wątpliwości, że Legia mocno odczuje jego nieobecność.
Podobno uraz nie jest tak poważny, jak się początkowo wydawało i możliwe, że Słowak wróci do składu na mecz z Ajaksem.
Byłaby to świetna informacja dla Legii. Duda ma nieprzeciętne umiejętności. Bardzo lubię obserwować jego grę. Boję się, że przez kontuzję będzie brakowało mu ogrania i rytmu meczowego. W formie, w jakiej był podczas rundy jesiennej, Duda niesamowicie przydałby się Legii w meczu ze Śląskiem.
Wydaje się, że dla zwycięzcy tego dwumeczu droga do finału będzie otwarta. Następny przystanek – Gliwice lub Bielsko Biała.
Nie sądzę, żeby Piast albo Podbeskidzie były w stanie awansować do finału, w którym najprawdopodobniej będzie już czekał Lech Poznań. Marzy mi się finał Legii z Lechem na Stadionie Narodowym. Pojedynek polskich gigantów, dzięki któremu prestiż Pucharu Polski bardzo się podniesie. Niesamowita atmosfera, stadion wypełniony po brzegi. Pamiętam z czasów występów w Legii, jak z Poznania do Warszawy przyjeżdżało po paręnaście tysięcy kibiców. Teraz byłoby tak samo.
Rozmawiał Aleksander Solnica (@OlekSolnica)
TAGI: Stefan Białas, Ondrej Duda, Puchar Polski, Legia Warszawa, Śląsk Wrocław,