Aktualności

O skutecznej dyplomacji, budowaniu atmosfery i „dziadku” Borucu dla ŁNP Czesław Michniewicz

Specjalne16.12.2014 
- W przeszłości terminarz meczów eliminacyjnych nie był dla nas tak korzystny. Było na opak - decydujące mecze na koniec graliśmy na wyjazdach. Nie wiem, czy to szczęście, czy skuteczna dyplomacja - mówi w specjalnej rozmowie dla Łączy Nas Piłka Czesław Michiewicz, były trener m.in. Lecha Poznań, Zagłębia Lubin i Jagiellonii Białystok.

Czy w końcu po latach posuchy doczekaliśmy się reprezentacji na miarę naszych oczekiwań? Wyniki jesienią pokazały, że są ku temu podstawy.

- To czego teraz doświadczamy jest efektem sumiennej pracy Adama Nawałki. To proces, w którym każdy szczegół jest skrupulatnie zaplanowany. Nie ma w tym przypadku. Reprezentacja działa jak sprawna organizacja. W sposobie jej funkcjonowania dostrzegam charakter Adama, którego dobrze znam. W tym wszystkim potrzebne jest jednak szczęście. A Adam je ma. Dlatego jesteśmy w tym miejscu. Od razu zaznaczę - za wcześniej jest mówić, że mamy już wielką reprezentację, bo za chwilę może przyjść rozczarowanie. Wiosną czekają nas ciężkie mecze na wyjeździe - ze Szkocją, Irlandią i Niemcami. Owszem, zaczęło tworzyć się coś dobrego, lecz nie możemy za bardzo chwalić aby niczego nie zepsuć.

Jest pan zaskoczony wynikami reprezentacji w eliminacjach? 10 punktów w czterech meczach i zwycięstwo z Niemcami.

- Spodziewałem się, że możemy zdobyć tyle punktów. Zakładałem jednak, iż wygramy ze Szkocją, a zremisujemy z Niemcami. Punkty to zawsze punkty. Choć nie wiem czy nie lepiej dla nas byłoby gdybyśmy wygrali ze Szkotami. Wiem, że każdy trener i piłkarz marzy o pokonaniu mistrzów świata. To zwycięstwo aż tak bardzo mnie nie dziwi. Trafiliśmy na ich zły moment. I potrafiliśmy to wykorzystać. Rzadko zdarza się, aby wszyscy piłkarze z podstawowej „11” reprezentacji Polski grali w podstawowych składach swoich drużyn.

Przykład pierwszy z brzegu - Arkadiusz Milik. Pamiętamy jak prezentował się na tle amatorów z Gibrlataru, a jak grał z Niemcami, gdy zaczął stawiać na niego trener Ajaksu.

Czyli można powiedzieć, że trener Nawałka jest szczęśliwym trenerem?

- Tak. Wszystko zgrało mu się w dobrym momencie. Adam na początku swojej pracy był często krytykowany, a on sumiennie dokonywał selekcji. Wypominano mu wyrwanie z reprezentacji młodzieżowej Milka, bo przecież zespół Dorny miał szansę awansu do ME. Nawałka był konsekwentny w tym co robił. Co nie znaczy, że jest uparty. Ma swoje przekonania, idee według których postępuje. Uważam, że na obecne czasy jest idealnym trenerem dla reprezentacji.

 

Dużo mówi się o dobrej atmosferze wokół reprezentacji. To też zasługa Adama Nawałki?

- Wokół naszej drużyny panuje doby klimat. Ale to wyniki sprawiają, że w kadrze i poza nią panuje taka atmosfera. Pierwsze tego oznaki dostrzegłem przed i po meczu z Litwą w Gdańsku. Wcześniej kadrowicze przyjeżdżali na zgrupowania do Grodziska. Nawałka posłuchał głosu piłkarzy, organizując zgrupowanie w Gdańsku. Przybrało one ciekawą formę. Był rejs pontonami po zatoce, wejście do maszyny ciśnieniowej i inne atrakcje. Tutaj chwała Tomkowi Iwanowi. Tomka znam właśnie z tej strony, jako dobrego organizatora. Po meczu z Litwą było także nieformalne spotkanie kadrowiczów w Sopocie. To także forma integracji drużyny. Efekty tego widać teraz. W kadrze panuje sielanka. Mówiąc szczerze to nie za bardzo mi się to podoba. W tym wszystkim jest za dużo lukru - trenerzy się kochają, piłkarze lubią. Zobaczymy jak będzie w słabszym okresie. Mam jednak nadzieję, że ten szybko nie nadejdzie.

Kto jest liderem tej reprezentacji?

- Lidera jako takiego chyba nie ma. Wychowywałem się w czasie końcówki kariery Bońka, Deyny, potem Smolarka. I to byli liderzy. Moim zdaniem nieformalnym liderem reprezentacji jest Kamil Glik. To piłkarz z charakterem, który w momentach krytycznych mobilizuje kolegów. Glik w swoich interwencjach ma też sporo szczęścia, co tylko dodaje mu powagi i pewności siebie. Na Lewandowskiego ludzie patrzą przez pryzmat gry w Bayernie Monachium. Wobec niego oczekiwania są dużo większe. Pewnie, że można go chwalić za to co robi dla reprezentacji, chciałbym jednak, aby zdobywał bramki. Słychać głosy, że w reprezentacji trudno mu zdobywać gole, bo jest kryty, rywale otaczają go opieką, ale przecież w Bayernie też tak jest, a mimo to strzela. Od piłkarz tej klasy należy oczekiwać bramek.

Czyli media i kibice za bardzo dmuchają i chuchają na Lewandowskiego?

- Nie, to nie tak. Są po prostu piłkarze, którym trudniej gra się w reprezentacji. W klubach mają bowiem wokół siebie wielu znakomitych piłkarzy. Są przecież napastnicy, którzy jak Zlatan Ibrahimović czy Mario Mandżukić, grają w słabszych reprezentacjach i strzelają gole. Uważam, że przyjdzie także pora na „Lewego”. Bo nie sądzę, żeby dobrze czuł się w takiej sytuacji.

 

Z drugiej strony z jego mrówczej pracy na boisku korzystają inni - Milik, Mila.

- Nie do końca. Poza tym mrówczą robotę w dzisiejszych czasach musi wykonywać każdy napastnik. Ważne, że „Lewy” ma sytuacje. W Bayernie i Borussii je wykorzystuje, tylko w reprezentacji nie chce wpaść. Kwestia fartu. Czekam na taki moment, kiedy wszystko Lewandowskiemu będzie wchodzić. Bo teraz albo zablokuje go obrońca, albo szczęśliwie odbije bramkarza. Nawet z Niemcami Lewandowski wypracował sobie okazje.

Jaki będzie klucz do dobrych wyników reprezentacji wiosną, aby podtrzymać dobrą serię?

- Przede wszystkim wszyscy piłkarze powinni grać w podstawowych składach swoich drużyn klubowych. Jeśli utrzymają swoją pozycję w klubach, będzie to znak, że są w dobrej formie. A niczego tak nie potrzebuje trener jak formy zawodników. Nawałka jeździ na mecze swoich piłkarzy, rozmawia z nimi, stymuluje ich formę, tłumaczy, że tylko ciężką pracą można zasłużyć na powołanie. Problem pojawi się gdy dany piłkarz straci miejsce w składzie. Będzie to niekorzystne i dla niego samego, i dla reprezentacji.

Choć piłkarskie gwiazdy rodzą się w klubach, to reprezentacja Polski wykreowała kilku liderów. Prawda?

- Piłkarze grający na zachodzie, występujący w europejskich pucharach są bardzo rozpoznawalni. Jak choćby Glik czy Milik. Gorzej z zawodnikami krajowymi. Tacy potrzebują wielkiego meczu. Gdy pokonujesz mistrzów świata zostajesz bohaterem. Potem, po chłodnej analizie, gdy czas na wnioski dostrzega się, że ten mecz wcale nie był taki znakomity. Piłkarz uświadamia sobie, że jednak popełnił sporo błędów. Wie natomiast, że nie zabrakło walki, że szczęście było po polskiej stronie.

 

A zatem w tej beczce miodu jest trochę dziegciu?

- Dokładnie. Dlatego cieszy mnie postawa trenera Nawałki. Nie podpala się za bardzo wynikami, tonuje nastroje. Nie podziela tego całego hurraoptymizmu. Wie na czym jego praca polega. Grubość słupka nie może decydować o tym czy jesteś dobry czy zły. Gdy Boniek strzelał trzy bramki Belgom grał w Juventusie Turyn. Po tym meczu za granicę wyjechali inni kadrowicze. W Polsce, gdy nasze drużyny szybko odpadają z pucharów, to właśnie reprezentacja kreuje gwiazdy.

Emocje tonuje nie tylko trener Nawłaka. W podobny ton uderza też Zbigniew Boniek.

- Wykorzystaliśmy bardzo dobry kalendarz gier. W przeszłości terminarz meczów eliminacyjnych nie był dla nas tak korzystny. Było na opak - decydujące mecze na koniec graliśmy na wyjazdach. Nie wiem czy to szczęście czy skuteczna dyplomacja (śmiech). Jakoś nie chcę mi się wierzyć, że przez przypadek trafiliśmy tak szybko na Niemców. Ale to nic złego. Jak ma się taką szansę, to trzeba ją wykorzystać. W poprzednich eliminacjach dwa najważniejsze spotkania - z Ukrainą i Anglią graliśmy u nich. Ciężko w takiej sytuacji skutecznie walczyć o awans. A teraz ostatnie spotkanie gramy z Irlandią u siebie. W ogóle mamy dobry układ, bo po ciężkim meczu z Niemcami, podejmujemy Gibraltar. Nie zapominajmy jednak, że kalendarz nie gra. Prezes Boniek ma świadomość, że jesteśmy dopiero w połowie drogi. I tak naprawdę teraz będzie jeszcze większa presja. Na początku eliminacji nikt na nas nie liczył, wszyscy stawiali na Niemców, mówili „Niemcy uber alles - ponad wszystko”, a eliminacje pokazały, że i z nimi można wygrać.

Mimo wszystko to Niemcy nadal pozostają faworytem grupy.

- Jakby nie było to przecież mistrzowie świata. Wprawdzie przeszli sporą przebudowę, z Polską nie zagrało bodajże pięciu, sześciu zawodników z finału z Argentyną, jednak to nie jest żadne wytłumaczenie. Niech sami się martwią. Jeśli będziemy w stanie zagrać dobre mecze na wyjeździe z Irlandią i Szkocją, to z Niemcami też nie jesteśmy bez szans. Podstawa to odpowiednie nastawienie psychiczne.

 

Pana jako byłego bramkarza z pewnością cieszy klasa trójki naszych bramkarzy. Artur Boruc, Wojciech Szczęsny, Łukasz Fabiański to europejski top.

- Akurat bramkarzy zawsze mieliśmy dobrych. Kiedyś Jan Tomaszewski uznawany był za jednego z najlepszych bramkarzy na świecie. Bardzo wysoki poziom prezentowali też Józef Młynarczyk, Jacek Kazimierski, Piotrek Mowlik. Sztuka polega na pogodzeniu trójki Brouc, Szczęsny, Fabiański i określeniu jasnej hierarchii. Na dziś numerem jeden jest młody i perspektywiczny Szczęsny. Szczęściem Nawałki jest to, że wszyscy oni grają w swoich zespołach. I w przypadku kontuzji Wojtka sa następcy. Wcześniej zdarzały się sytuacje, że na reprezentacją przyjeżdżali piłkarze z trybun i ich dyspozycja była wielką zagadką. Boruc może jeszcze pomóc reprezentacji i na boisku i poza nim.

Mamy dobrych bramkarzy, ale też charakternych. To może być siła reprezentacji?

- Boruc ma prawo czuć się w drużynie narodowej jak dziadek. Z reprezentacją przeżył dwie wielkie imprezy. Mało który z obecnych zawodników kadry tego doświadczył. Artur jest weteranem i kimś takim, kto bardzo się Nawałce przyda. To ważne mieć w zespole piłkarzy, który poczuł atmosferę piłkarskiego święta, dotknął tego wszystkiego z bliska. 


Rozmawiał Piotr Wiśniewski TAGI: Czesław Michniewicz, wywiad, reprezentacja, Lewandowski, Milik, Mila, Boruc, Nawałka,

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności