Aktualności

Dwa miesiące Franka w Japonii

Specjalne14.01.2015 
„Co kraj, to obyczaj”! – to nowy cykl Łączy Nas Piłka, w którym reprezentanci Polski opowiadają o swoich zagranicznych klubach. Tym razem na pierwszy ogień idzie Tomasz Frankowski. Nie wszyscy pamiętają, że znany polski napastnik występował niegdyś w Japonii, a jego trenerem był Arsene Wenger!. Specjalnie dla Łączy Nas Piłka, „Franek” opowiedział o swoim pobycie w Nagoya Grampus Eight.

Jak Pan właściwie trafił do Japonii?

Występowałem w RC Strasbourg i na początku maja była szansa na przejście do Japonii. Arsene Wenger znał mojego klubowego trenera i spytał o mnie. Okazało się, że potrzebował środkowego napastnika, ponieważ Nagoya miała potężne kłopoty z atakiem. A ja jako młody chłopak chciałem wykorzystać szansę i zdecydowałem się na wyjazd. We Francji i tak nic nie traciłem, bo głównie grzałem ławę. 

Fajnie być sprowadzonym przez Wengera, ale za długo to Pan tam nie pograł…

No nie pograłem, ale zawsze mogę powiedzieć, że Wenger mnie chciał! (śmiech) Już wtedy był znanym trenerem w Europie, przecież w 1992 roku z AS Monaco zdobył Puchar Zdobywców Pucharów. Wracając do Japonii… Widać było, że jest tam bardzo szanowany, ale też pamiętam, że i sami Japończycy chcieli się od niego uczyć. Efekty przyszyły. Nie wiem jednak, czy ktoś się spodziewał, że Wenger zostanie potem żywą legendą Arsenalu…

Nagoya Grampus Eight to siedem meczów i tylko jedno trafienie. Nie był to Pana „sezon” życia…

Bo nie mógł być. W Japonii spędziłem tylko dwa miesiące. W tym okresie rozgrywa się mniej więcej 8-9 spotkań, więc teoretycznie dostałem szansę pokazania się. Dragan Stojkovic (były reprezentant Serbii, ale też były trener Nagoya – przyp. red.) od razu mi powiedział, że nie mam wielkich szans na sukces, bo jak sam wspominał, jego aklimatyzacja w kraju trwała ponad pół roku. Faktycznie trudno się odnaleźć w nowym miejscu mając na to dwa miesiące, ale nie mogłem narzekać. Chciałem wyjechać, potrenować w innym otoczeniu.

Nie zdążył Pan pokazać w pełni swoich umiejętności, ale co Pan zapamięta z Japonii?

Szczerze, to szansę miałem, ale jej nie wykorzystałem. Co zapamiętałem? Imponujący poziom organizacji i wielką chęć do nauki. To były początki ligi japońskiej, więc każdy chłonął od zagranicznych trenerów ile mógł. Poza tym ci Japończycy nie byli tacy źli, prezentowali fajny poziom techniczny, a już siatkonoga z nimi, to była niezła męczarnia.  

W 1996 roku Nagoya Grampus zdobyła Puchar Japonii, Superpuchar Japonii i wicemistrzostwo ligi. Jaka to była drużyna?

Przede wszystkim złożona z krajowych zawodników, bo funkcjonował limit obcokrajowców. Pamiętam, że ściągali do Japonii utytułowanych piłkarzy, w szczególności Brazylijczyków. W lidze grali tacy znani piłkarze, jak wspomniany Stojković, czy też mistrz świata z 1994 roku Brazylijczyk Zinho. Generalnie Nagoya to była ciekawa historia, ale nie jestem przekonany, czy wniosła ona coś do mojej piłkarskiej kariery…

Rozmawiał Cezary Jeżowski

TAGI: Tomasz Frankowski, Co kraj to obyczaj,

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności