Aktualności
[WYWIAD] Dr Zygmunt Kaliciński: Nawet zawał nie ograniczy serca kibica
Mistrzostwa świata w piłce nożnej zawsze przynoszą ogromne emocje. Futbol wciąż osiąga nowe pułapy, przekracza kolejne bariery. Nie tylko piłkarze są jednak narażeni na obciążenia z tym związane – przeżycia udzielają się także kibicom. O aspektach związanych ze zdrowiem rozmawiamy z dr. Zygmuntem Kalicińskim, kardiochirurgiem, inicjatorem powstania „Fundacji dla transplantacji. Zostaw serce na ziemi”, a także… perkusistą zespołu HLA4transplant.
Zawodowi sportowcy narażeni są na problemy z sercem? Obciążenia, którym są poddawani, mają na to wpływ?
Najważniejszym czynnikiem wpływającym na choroby serca jest to, co znajduje się w naszym materiale genetycznym. Mówimy o czynnikach metabolicznych, cholesterolu, możemy jednak z tym walczyć. Drugim aspektem jest styl życia. To, jak się zachowujemy, co jemy, jaką dietę stosujemy. Trzecią rzeczą jest natomiast stres. Gdy złożymy wszystko razem, mogą z tego wyniknąć albo dobre, albo złe następstwa. Na pytanie, czy sportowcy są bardziej lub mniej narażeni, trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Z jednej strony powinni być mniej, bo prowadzą zdrowy tryb życia. Zakładając, że sportowiec odżywia się dobrze i ma do czynienia z regularnym wysiłkiem fizycznym dostrzegamy, że spala cholesterol, ma mało tłuszczu, w związku z czym miażdżyca powinna występować u niego później. Oczywiście pod warunkiem, że w jego materiale genetycznym nie ma skłonności ku jej powstawaniu.
Sam wysiłek, czasami ekstremalny, któremu poddawani są zawodowi sportowcy, nie jest pewnym czynnikiem ryzyka?
Jeśli mówimy o stałym wysiłku, który trwa przez lata i jest właściwie stylem życia, to musimy podkreślić, że wpływa na sportowca pozytywnie. Wszelkie naczynia są wówczas drożne i cholesterol jest spalany. Jeżeli jednak pojawia się u niego jakakolwiek wada wrodzona, zwłaszcza naczyń wieńcowych, czy też miażdżyca, o której by nie wiedział, na pewno ryzyko byłoby ogromne, bo wysiłek zawodowego sportowca jest niewiarygodnie wysoki. Treningi interwałowe, budowanie wytrzymałości są ogromnym obciążeniem, do których organizm zwykłego człowieka nie jest przystosowany. Mówimy przecież o przekraczaniu pewnych barier. Znamy przypadki, w których nawet zawodowi sportowcy, trenujący przecież od lat na bardzo wysokiej intensywności, zmarli na boisku, bo ich serce tego nie wytrzymało. Warto więc badać dokładnie organizm, żeby unikać takich sytuacji. Nie mówię tutaj tylko o ludziach, którzy zajmują się sportem na co dzień, ale także o amatorach, którzy uprawiają sport dla przyjemności. Wiadomo, dokładność badań w obu tych przypadkach będzie różna – ci, którzy przekraczają kolejne bariery wytrzymałości muszą być badani o wiele skrupulatniej – ale każdy powinien wiedzieć, co dzieje się w jego organizmie.
Wiadomo, że zdecydowana większość piłkarzy w Polsce to amatorzy. Jak oni powinni dbać o siebie, by po tygodniu spędzonym w pracy w weekend wyjść na boisko z jak najmniejszym ryzykiem?
Przede wszystkim trzeba podejść do takiego wysiłku wypoczętym. Oczywiście, tydzień w pracy jest męczący dla każdego, ale mam tutaj na myśli czas bezpośrednio przed meczem. Można sobie przecież odmówić piątkowego wyskoczenia na imprezę, połączonego z alkoholem i papierosami. Jeśli chodzi o ten pierwszy czynnik, nie jest on jeszcze tak bardzo zły, oczywiście w rozsądnych ilościach, pewne badania mówią nawet, że niewielka ilość czerwonego wina może wpłynąć pozytywnie na układ krwionośny. Zbyt duża dawka jest z kolei bardzo niezdrowa. Z kolei papierosy w żadnej dawce nie są pozytywne, to najgorsza z możliwych dla sportowca używek. Potężnie obciążają organizm, podnosząc też poziom ryzyka, że serce może w końcu nie wytrzymać połączenia z wysiłkiem.
Czas mundialu jest też czasem stresu. Jak znoszą go pańscy pacjenci, będący kibicami?
Jestem kardiochirurgiem, więc raczej mam do czynienia już z pacjentami, którzy wymagają operacji, i gdy trafiają do Kliniki Kardiochirurgii CSK MSWiA w Warszawie, nie pytam, czy akurat oglądał mecz. Ale oczywiście, czas takich dużych turniejów to okres, w którym zdarza się więcej zawałów serca. Czasem się trochę martwię, bo osłabieni po zabiegach pacjenci oglądają mecze i mocno to przeżywają. Wchodzę czasami w trakcie meczu na salę chorych, gdzie każdy z leżących ma perypetie z sercem, oczywiście nie w sensie miłosnym, i widzę, jak reagują, bo za naszą drużynę i biało-czerwone barwy oddaliby wszystko. Muszę bardzo na nich wtedy uważać.
Jest pan założycielem „Fundacji dla transplantacji. Zostaw serce na ziemi”. Czym konkretnie zajmuje się ta organizacja?
Szeroko rozumianą promocją idei transplantacji. Swego czasu analizowałem, dlaczego w Polsce przeprowadza się mniej przeszczepów niż w porównywalnie zaawansowanych technologicznie krajach. Zauważyłem, że problem tkwi zwłaszcza w ludzkiej świadomości. Jako, że z zamiłowania jestem muzykiem, postanowiłem wraz z gronem znajomych stworzyć w ramach działania fundacji zespół, który będzie miał misję szerzenia idei transplantacji. Budzi ona spore obawy wynikające z niezrozumienia istoty, stąd taki pomysł. Jako nowy zespół nie mieliśmy siły przebicia, ale dzięki kilku gwiazdom polskiej sceny – takich jak Tomek Organek, Margaret, IRA czy Oddział Zamknięty – docieramy do ich publiczności. Stworzyliśmy piosenkę „Zostaw serce na ziemi”, którą supportujemy występy wspomnianych gwiazd, a przy okazji mamy możliwość rozmowy z ludźmi o tym, czym tak naprawdę są transplantacje.
Jakie było przyjęcie ze strony publiczności?
Ludzie przychodzą na koncerty czy wydarzenia sportowe, oczekując określonych emocji. Nie spodziewają się, że czeka ich coś dodatkowego. Nagle wychodzimy my i mówimy: przyszliśmy się tu bawić, tańczyć, ale chcemy zabrać wam pięć minut, by porozmawiać o bardzo ważnym temacie. Gdy wypowiadamy słowo „transplantacja”, najczęściej pojawia się wielka wrzawa, jesteśmy bardzo ciepło przyjmowani. Publiczność jest świadoma, że ten temat może dotyczyć każdego. Tłumaczymy im dokładnie, o co chodzi, że deklaracja zostania dawcą nie oznacza, że mam za chwilę umrzeć. Kluczowa jest jednak rozmowa potencjalnego dawcy z rodziną. W przypadku rozpoznania ewentualnego dawcy przychodzimy do rodziny i w tym najgorszym dla niej momencie, pełnum bólu i tragedii, chcemy pobrać narządy. To bardzo zła chwila, więc trzeba to „załatwić” wcześniej. Osoba, która chciałaby zostać dawcą, powinna porozmawiać z bliskimi wcześniej, gdy jest zdrowa. Dlatego jako Fundacja promujemy nowy typ zgody, konkretnie świadomej akceptacji całej rodziny. Możemy oczywiście nosić karteczki o chęci zostania dawcą, ale według mnie mają one zdecydowanie mniejszą skuteczność w momencie krytycznym.
Rozmawiał Emil Kopański