Aktualności

Walka od małego: Lech – Legia, historia pewnego meczu o mistrzostwo juniorów

Specjalne01.05.2016 
Początek lata 2009 roku, dla kilkudziesięciu szesnastolatków, nie był równoznaczny z początkiem wakacji. Z nieba lał się żar, temperatura przekraczała 30 stopni Celsjusza, a cztery najlepsze drużyny z rocznika 1992, szykowały się w Dębicy do decydującej batalii o mistrzostwo Polski juniorów młodszych. W jednym z podkarpackich hoteli panował emocjonalny kocioł. Kłębiły się w nim marzenia, ambicje, sympatie i antypatie, młodych piłkarzy.

Na jednym piętrze zakwaterowana była Cracovia z kapitanem Jakubem Świerczokiem i bramkarzem reprezentacji Polski do lat 15, Karolem Napieraczem. Na drugim, Jagiellonia Białystok z Karolem Mackiewiczem, Tomaszem Porębskim czy Kamilem Zapolnikiem. Na kolejnym Lech Poznań z Marcinem Kamińskim, Bartoszem Bereszyńskim czy Mateuszem Olszakiem, który uchodził wówczas za największą gwiazdę drużyny. Piętro wyżej, warszawska Legia, która na juniorskie finały przyjechała po raz pierwszy od czterdziestu lat, a w swoim składzie miała między innymi: Jakuba Szumskiego, Rafała Wolskiego, Michała Żyro czy ówczesnego kapitana - Dominika Furmana. Łącznie mieszkało tam ponad dwudziestu piłkarzy z obecnej Ekstraklasy, I i II ligi. Na kilkuset metrach kwadratowych.

Kiedy po latach spotykam się z zawodnikami, grającymi w tamtym turnieju, każdy oglądając archiwalne materiały szeroko się uśmiecha. Analizuje składy. Zastanawia się, gdzie przepadli poszczególni zawodnicy

– Wydawało mi się, że w Lechu na pewno poziom Ekstraklasy osiągnie Mateusz Olszak, który na tych mistrzostwach był chyba największą gwiazdą w naszym zespole. Zszedł na ten turniej specjalnie z pierwszego zespołu, był już po debiucie w Pucharze Polski, gdzie strzelił gola w meczu z Arką - wspomina Bereszyński, wówczas grający w Lechu, dziś legionista. - Myślałem też, że Michał Fertikowski sobie lepiej poradzi, bo był dwa lata od nas młodszy, a piłkarsko na turnieju w Dębicy spokojnie dawał sobie radę. Fizycznie odstawał, ale umiejętności miał naprawdę duże. Nawet nie wiem, gdzie teraz gra, ale stać go było na pewno na więcej.

Czas jednak niektóre z karier brutalnie zweryfikował. Mateusz Olszak, który swego czasu był testowany przez RC Lens i Twente Enschede, trzy lata po turnieju w Dębicy, sam dzwonił do trenera Chełmianki Chełm z prośbą o wzięcie go do drużyny. Dziś wrócił na szczebel centralny i gra w rodzinnych stronach, w Wiśle Puławy, gdzie w tym sezonie strzelił 5 goli. Z kolei Fertikowski to obecnie zawodnik czwartoligowej Iskry Szydłowo. Podobnych przypadków jest zresztą więcej, a duża część uczestników tamtego turnieju, nierzadko także grających wtedy w młodzieżowej reprezentacji Polski, dała już sobie spokój z profesjonalną grą w piłkę.

– U nas taką osoba, która najlepiej się zapowiadała był chyba Przemek Mizgała. Wystarczy powiedzieć, że w wieku tych szesnastu, siedemnastu lat, byliśmy już piłkarsko w miarę ukształtowani, a jego w każdym meczu zmieniał z ławki Rafał Wolski. Myślę, że to mówi wszystko o jego potencjale i umiejętnościach. Niestety, przez kontuzje jego kariera wyhamowała, ale wierzę, że jeszcze pokaże na co go stać. Ma teraz 24 lata i przed sobą jeszcze kilkanaście lat gry - mówi bramkarz Legii, Jakub Szumski.

MECZ O TYTUŁ

Początek turnieju w Dębicy był obfity w niespodzianki. Lech Poznań przegrał na inaugurację z Cracovią 0:1, po bramce Mateusz Florka, a Legia Warszawa takim samym stosunkiem bramek, pokonała Jagiellonię Białystok po golu Bartosza Widejki. - Cracovia w meczu z nami oddała tylko jeden strzał na bramkę, który zakończył się golem. Przez cały mecz wyraźnie przeważaliśmy, ale biliśmy głową w mur. Nic nie chciało wpaść. Graliśmy jeszcze bez kontuzjowanego Wojtka Golli i Michała Jakóbowskiego, który pauzował za kartki. Kolejny mecz z Legią był już dla nas meczem „o być albo nie być” w turnieju - wspomina Jędrzej Łągiewka, boczny obrońca ówczesnego Lecha, który dziś spełnia się na Bułgarskiej w roli… trenera. Prowadzi rocznik 2005.

Stało się więc jasne, że po drugiej kolejce, medale mogą zostać już rozdzielone. Zwycięstwo dawało warszawianom mistrzostwo Polski, z kolei podopieczni trenera Rumaka, musieli wygrać, aby zachować jeszcze jakiekolwiek szanse na ten tytuł.

– Pamiętam, że napinka była wtedy duża - opowiada Szumski. - W takich rozgrywkach juniorskich grają głównie chłopaki z regionu, którzy z mlekiem matki nabierają odpowiedniego nastawienia do Lecha, czy też w drugą stronę, do Legii. Temperatura meczu była na pewno dość wysoka.

– Mnie się z kolei przypomina sytuacja jeszcze z hotelu, gdzie mieszkaliśmy piętro niżej, niż Legia, a akurat na tym samym poziomie miał swój pokój nasz masażysta, Paweł Tota. Któregoś razu poszedł do niego jeden z mniejszych chłopaków od nas, chyba właśnie Michał Fertikowski, rocznik 1994, i gdzieś tam go chłopaki z Legii złapali, zaczęli z nim dyskutować, a on biedny nie za bardzo wiedział co zrobić i jak zareagować. Na szczęście, akurat paru chłopaków od nas szło zaraz za nim i wszystko rozeszło się po kościach - dodaje Bereszyński.

Na sam mecz Lecha z Legią, obaj trenerzy - Krzysztof Dębek, jak i Mariusz Rumak - zdecydowali się na kilka zmian. Składy wyglądały następująco:

LEGIA: Szumski - Breś, Lisowski, Cichocki, Widejko - Mizgała, Furman, Kopczyński, Delikat - Rozwandowicz, Efir.

LECH: Szczepankiewicz - Filipiak, Kamiński, Krawczyk, Łągiewka - Drewniak, Barabasz, Cyfert - Jakóbowski, Olszak, Bereszyński.

W pierwszej połowie przeważał Lech. Już w drugiej minucie meczu Szumski sparował piłkę na poprzeczkę, Kolejorz zdecydowanie nacierał, dłużej utrzymywał się przy piłce, a legioniści ratowali się faulami. Po jednym z nich, bramkę zdobył Radosław Barabasz, a chwilę później lechici dołożyli kolejne trafienie, jednak tym razem sędzia słusznie zauważył faul na Szumskim.

– Pamiętam, że świetnie w tamtym meczu grał Michał Jakóbowski - wspomina Marcin Kamiński. – Po prostu wsiadał na rower i jechał. Legia kompletnie nie mogła sobie z nim poradzić.

Trener Dębek, widząc co się dzieje, reagował. Wpuścił na boisko między innymi Michała Żyro i Rafała Wolskiego. Legia zaczynała łapać właściwy rytm, dochodziła do sytuacji bramkowych, a w 60 minucie, powinna jeszcze dostać rzut karny, kiedy piłkę ręką zagrał w szesnastce właśnie Kamiński.

– Jeśli Kamyk byłby uczciwy, to po latach może oddać ten złoty medal - śmieje się dzisiaj Szumski. – Ręka była ewidentna.

– Ja z boiska tę sytuację widziałem dość dobrze i mogę powiedzieć tylko, że zwycięzców się nie sądzi - dodaje Bereszyński.

„DAWAJ, LEJ PYRY”

Ostatecznie Lech wygrał tamto spotkanie 1:0. Po końcowym gwizdku doszło do przepychanek obu drużyn na środku boiska, po tym jak jeden z zawodników Kolejorza, zaintonował znaną przyśpiewkę obraźliwie traktującą o Legii. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Piłkarze obu drużyn ruszyli na siebie, a w materiale wideo, który zrealizowała telewizja nSport słychać, jak masażysta Młodych Wilków, Marcin Witkowski bojowo nawołuje do zawodników: „Dawaj, lej Pyry! Dawać pany, jedziemy na nich!”

– Spięcie faktycznie było. Głowy się zagrzały. Ale muszę powiedzieć, że Legia potem potrafiła się zachować bardzo fajnie. Nawet zrobiła nam szpaler. Każdemu podali rękę. No, prawie każdemu, poza jedną osobą, która zaczęła tę burdę - mówi Bereszyński.

W ostatniej kolejce Legia wygrała 3:2 z Cracovią, ale i Lech pokonał Jagiellonię 2:0, i to poznaniacy sięgnęli po tytuł mistrza Polski. Najlepszym piłkarzem turnieju wybrano Marcina Kamińskiego.

– I zasłużenie. Kamyk w tamtych meczach był wszędzie. Pamiętam, że się podłączał do przodu, a trener Rumak już tylko krzyczał, żeby został na obronie - mówi Łągiewka. - Marcin imponował swoimi ofensywnymi rajdami. Rzucał się w oczy. Potrafił znakomicie wprowadzić piłkę. Zresztą, trenowaliśmy odegrania do niego na tak zwaną ścianę, i on później nieraz, wchodził gdzieś pod pole karne i oddawał strzały. Był liderem - podkreśla Bereszyński.

Po turnieju w Dębicy, Marcin Kamiński został przesunięty do pierwszej drużyny Lecha Poznań, gdzie gra do dziś. Na poziome Ekstraklasy, oprócz niego, pozostał już tylko Bartosz Bereszyński i trener - Mariusz Rumak. Z kolei rocznik 1992, do dziś, pozostaje najmocniejszym w historii Akademii Legii, a tacy piłkarze jak: Żyro, Furman i Wolski, zdołali już zagrać w pierwszej reprezentacji Polski.

Jakub Polkowski

fot. legionisci.com

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności