Aktualności
„Świr” wpadł… do wody! I połknął bakcyla!
Całe życie poświęcił piłce. Rozegrał 70 meczów w reprezentacji Polski, często był jej kapitanem. Jeden z największych walczaków w krajowym futbolu teraz znalazł nową pasję. Wpadł… do wody. A właściwie to sam do niej wskoczył i nie chce wychodzić. Asystent Marcina Dorny w reprezentacjach do lat 20 i 21, opowiedział nam o swojej nowej pasji.
Siedzisz wygodnie w fotelu. Nagle dzwoni telefon. W słuchawce słyszysz pytanie, czy nie poskakałbyś do wody, robiąc salta? W telewizji. Co Ty na to?
Myślałem, że jestem w ukrytej kamerze! Skoki do wody? Jakiś żart! Potem włączyłem YouTube i zobaczyłem, że ten program był emitowany chyba w dwudziestu krajach na świecie. Pomyślałem, że może rzeczywiście spróbuję… Kwestią było tylko pogodzić to z moimi codziennymi obowiązkami. Nie mogłem rzucić wszystkiego z dnia na dzień. To dla mnie świetna sprawa, że podjąłem to wyzwanie. Może lekko się rozczarowałem tym programem, bo myślałem, że będzie bardziej sportowy, to znaczy, że ta walka będzie bardziej sportowa. Okazało się, że to miało być jedno wielkie show. Wygrywali ci, którzy byli po prostu słabsi…
Wygrały SMS-y.
I popularność. Ale nie wiem, gdzie większość z uczestników ją zyskała. Wokalista zespołu Weekend jest bardzo znany i co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Powinien stać w klasyfikacji końcowej bardzo wysoko. Okazało się, że słabsze osoby mają więcej SMS-ów. To dziwne. Nasuwa mi się jedno pytanie – jaka grupa ludzi oglądała ten program? Co do spraw sportowych, to był całkowicie drugi plan…
Ale byłeś jednym z lepszych.
Myślę, że umiejętnościami nie odstawałem od reszty dobrych uczestników. Nie sposób nie wyróżnić właśnie Radka Liszewskiego, Andrzeja Szczęsnego, Przemysława Salety. Dobrze skakał też Tomek Puzon czy Przemek Cypriański. My wykonywaliśmy po prostu więcej ewolucji niż cała reszta. Byliśmy bardziej ambitni.
Mimo że to tylko zabawa, w Twoim głosie da się usłyszeć rozczarowanie albo nawet złość, że tak szybko musiałeś opuścić program.
Bardziej rozczarowanie. Mam lekki żal do Otylii Jędrzejczak, która, moim zdaniem, oceniała niezbyt sprawiedliwie. Próbowała być taka kompetentna i wszechwiedząca. W moich oczach straciła bardzo dużo. Osoby startujące w tym programie pewnie myślą podobnie…
Otylia zawodowo pływała, ale nie skakała do wody, wykonując akrobacje. Po prostu się na tym nie znała?
Przyjmując ofertę do programu jako jurorka, mogła się zapoznać ze sztuką skakania do wody. Bo wpadanie do wody, to jedno. A wykonywanie przy tym akrobacji, to drugie. Ona stała na tych wieżach i na pewno zdawała sobie sprawę z tego, że skok z „dziesiątki” z wykonaniem jakiegoś salta, to wyższa szkoła jazdy. Skakanie z „trójki” i „dziesiątki”, to kolosalna różnica. Właśnie to mnie rozczarowało najbardziej. Niby prawdziwa sportsmenka, a zachowała się tak, jakby nigdy wcześniej sportu nie uprawiała.
Mogło zatem się wydawać, że po czymś takim zrazisz się do tej dyscypliny, a Ty dalej skaczesz, o czym mało kto wie. Co Ci się w tym tak spodobało?
Ja po prostu uwielbiam sport! To nie jest takie męczące jak się wydaje, żebym nie miał na to siły. Powiem nawet, że skoki stały się moją pasją. Nawet przeżywam czasami przed treningami, jak mam się ułożyć do skoku itd. Mam nawet czasami stracha, ale próbuję. Przełamuje pewne bariery. Do wakacji zostały mi dwa miesiące, a ja chciałbym jeszcze czegoś się nauczyć. Nie mówię tutaj o szpanowaniu, że będę skakał z mostu (śmiech). Ale ze swojej łodzi na pewno parę skoków wykonam. Dla siebie. Może jakieś salto, półtorej salta. Trenowałem dwa miesiące do programu „Celebrity splash” i szkoda byłoby ten okres zmarnować. No i dzięki skokom schudłem dziesięć kilo! Myślę, że zrobiłem duży krok do przodu i nie chcę teraz tego przerywać. Mam już jakieś podstawy, ale ciągnie mnie dalej, żeby uczyć się jeszcze więcej. Ekipa, z którą trenuję, jest bardzo sympatyczna, a trener nie ma nic przeciwko, żebym z nimi ćwiczył.
No właśnie. Ta ekipa to... dzieci.
To zupełnie inny świat! Chodzę z nimi na treningi trzy razy w tygodniu. Od lutego. Mamy dwa razy akrobatykę i raz basen. Te dzieci są jak bracia i siostry. Witają się, rozmawiają i żegnają w taki sposób, w jaki wcześniej nie widziałem. Jest pomiędzy nimi też jakaś rywalizacja. Mają skoki drużynowe i walczą przeciwko sobie. Do tego dochodzą skoki synchroniczne. Trener jest dla nich jak ojciec. Ja też się z nimi niesamowicie zżyłem. Wszyscy są bardzo fajni i pomagają mi. Owszem, jest duża różnica wieku, ale nam to w ogóle nie przeszkadza. One to robią od małego, a ja jednak pewnych barier nie przeskoczę. Już ich nie dogonię, ale liczy się mój zapał. Wykonuję proste salta, w przód czy w tył. Nawet auerbacha.
Ciągle o nim wspominasz. Ten auerbach to jakiś szczyt Twoich marzeń w tej dyscyplinie?
W programie nikt nawet do niego nie podchodził. Próbowałem ze trzy tygodnie, zanim mi się udało go wykonać. Nawet kosztem tego, że inne skoki nieco zaniedbałem i zapomniałem. Technicznie rzecz biorąc, to najtrudniejszy skok. Zanim wykonałem go poprawnie, wiele razy walnąłem w wodę. Nie jest to jakiś większy ból, który mógłby sprawić komuś krzywdę.
Nawet trener mówił, że nie da rady, żeby skoczkowi mogło stać się coś złego.
No właśnie. A jakby mi się coś stało, to przeszedłbym do historii (śmiech). Owszem, zdarzają się kontuzje czy bóle stawów, ale raczej rzadko.
Ale chyba przy zderzeniu z wodą po skoku z takiej wysokości, to jakiś ból jednak jest?
Nie. Dla mnie to jest tylko zwykłe plaśnięcie. Mówi się, że to jest uderzenie jak w beton, ale to totalna bzdura.
Pamiętasz swój pierwszy skok?
Na początku myślałem, że to jest zwykła zabawa. Ale to był skok z „jedynki” (śmiech). Aż potem zobaczyłem, że to nie jest takie łatwe. Jak weszliśmy na „trójkę”, to zacząłem mieć po prostu stracha. Niby trzy metry, ale jak się stanie na tej wysokości, to dreszczyk na plecach jest.
Miałeś taki moment, stojąc na trampolinie, że chciałeś się wycofać?
Nie. Nawet jak uderzyłem w wodę, zrobiłem coś nie tak, to nie chciałem się wycofać. Ja chciałem próbować dalej. Cały czas chciałem coś poprawiać. Jestem typem człowieka, który nie zniechęca się tak łatwo. Nie rezygnuję po porażce. Wręcz przeciwnie. To mnie motywuje do dalszej pracy. Wykonałem przecież auerbacha! Jestem z tego powodu mega szczęśliwy!
Pytaliśmy trenera, które skoki wychodziły Ci na początku najlepiej. Mówił, że to te, w których stałeś na rękach i wykonywałeś salto. Docenił Twoją siłę rąk i przede wszystkim odwagę.
Na całą sekwencję składa się każdy ruch ciała. Trzeba wykonać każdy ruch po kolei i nie można niczego pominąć. Najpierw stanie na rękach. Następnie trzeba złamać się w odpowiednim momencie w biodrach, a potem trzeba zrobić zamach rękami. Wykonując lot trzeba rozłożyć ręce i przed samą wodą je w nią włożyć. Jeżeli pominie się którąś sekwencję – klaps murowany!
Podpytaliśmy również trenera o Twoje słabe strony. Powiedział jedynie, że masz problem z nogami. Często mówiono Ci, że musza być twardsze.
Owszem, były z nimi problemy. Szczególnie w stawie skokowym. Miałem problemy z wykonaniem cechy, czyli wyciągnięciu palców stóp w dół. Takie zwyrodnienie stawu skokowego mam spowodowane od wielu kontuzji piłkarskich. Mam tam jednak ograniczony ruch. No szpilek już raczej nie ubiorę (śmiech). Na szczęście kolana mam zdrowe, więc skoki mi się w miarę udają.
Masz kontakt z pozostałymi uczestnikami programu? Czy ktoś zainteresował się skokami do wody i trenuje tak jak Ty?
No na razie to chyba jestem jedyny. Ale ja mam dużo czasu. Ćwiczę w poniedziałki, wtorki i środy. W weekendy mam obserwację zawodników, a jak są zgrupowania, to jestem na kadrze U-20 i U-21. A tak to mam naprawdę sporo czasu do wykorzystania w trakcie tygodnia.
Jaka była reakcja kolegów na wieść, że będziesz skakał do wody?
Każdy lubi co innego. Tomek Iwan bardzo lubi golfa, a ja jednak wolę sport fizyczny. Tomek widział kilka treningów. Widział cały proces skoku do wody. Skakaliśmy do tzw. basenu suchego, który był wypełniony gąbkami.
Odliczasz już dni do czerwcowego zgrupowania reprezentacji Polski U-20? Nota bene, które odbędzie się w Twoim rodzinnym Nowym Sączu. Będzie to Twoje drugie zgrupowanie. W Twoim debiucie pokonaliście Niemców.
Ja jestem tylko asystentem. Większą rolę w tym zespole odgrywa Marcin Dorna. Owszem, cieszę się, że bardzo mądrze zagraliśmy i ostatecznie pokonaliśmy Niemców. Kto oglądał ten mecz, wiedział, że Niemcy nie grali fantastycznie. Oddali tylko trzy czy cztery groźne strzały na naszą bramkę, które mogły bardziej zagrozić. Może mieli lekką przewagę w środku pola, ale nic z tego nie wynikło.
Masz swoich faworytów co do zespołu, który rozegra mistrzostwa Europy 2017?
Do mistrzostw zostały jeszcze dwa lata, więc mamy naprawdę sporo czasu. Dużo może się jeszcze wydarzyć. Według mnie to bardzo silna grupa, ale na dzień dzisiejszy takiego zdecydowanego faworyta nie ma. Mogą być lepsi, a mogą utrzymać się na tym samym poziomie.
Kadrowiczów U-21 traktujesz jako młodzież czy już seniorów?
Oni wszyscy grają w piłce seniorskiej, więc jak najbardziej trzeba ich tak nazywać. Wielu z nich miało przecież nawet debiut w pierwszej reprezentacji. Grają w ekstraklasie z dorosłymi facetami, więc dla mnie są seniorami.
Praca trenerska Cię pociąga?
Zdecydowanie! Trenerka też daje sporą adrenalinę i duże emocje. Ma się satysfakcję, jak ci faceci stają się coraz lepsi, a ty dokładasz swoją cegiełkę do ich rozwoju. Chcę być związany z piłką cały czas. Właśnie teraz to odpowiedni moment, żebym przekazał swoje doświadczenie i wiedzę młodszym zawodnikom.
Rozmawiali Paula Duda i Paweł Drażba
Fot - Paula Duda