Aktualności

[PIŁKA BŁOTNA] Lepiej obrzucać się błotem na boisku, niż w życiu

Specjalne23.06.2018 

Piłka błotna to wciąż bardzo niszowa odmiana futbolu zarówno w Polsce, jak i na świecie. Niemniej jednak potrafi być bardzo widowiskowa i stale poszerza grono swoich zwolenników. - To taka reminiscencja naszego dzieciństwa, kiedy uganialiśmy się za piłką bez względu na warunki atmosferyczne, co często kończyło się właśnie grą w wodzie i błocie. Zamykasz oczy i przypominasz wszystkie najważniejsze mecze z dawnych lat – mówi Maciej Rant, jeden z głównych animatorów błotnego futbolu na Podlasiu, z którym porozmawialiśmy o początkach tej pokręconej formy najpopularniejszej drużynowej gry na świecie, a także o tym, jak błotny futbol ma się w naszym kraju, a także poza jego granicami.

Można zaryzykować stwierdzenie, że Wasza dyscyplina pojawiła się trochę przez przypadek?

Można nawet powiedzieć, że jest efektem ubocznym (śmiech).

Czego konkretnie?

Wszystko dzięki fińskim sportowcom, a konkretniej dzięki panczenistom i narciarzom biegowym, którzy gdzieś prawie na polu podbiegunowym budowali formę przed kolejnymi zawodami. Jedni biegali z oponami na plecach, inni formę szlifowali biegając po torfowiskach, żeby wzmocnić mięśnie nóg. Same bieganie w takich warunkach do najciekawszych aktywności nie należało. Wszystko zmieniło dodanie do tego jakiejś formy rywalizacji czy zabawy. Ktoś kiedyś rzucił w te błoto piłkę, po pewnym czasie wstawił bramki i się zaczęło. 

Rzucić piłkę na błoto i postawić bramki to nie problem, ale po kilkunastu latach na fińskie torfowiska zjeżdżają się fanatycy z całego świata.

Finowie dali początek piłce błotnej, posiadają też jeden z najsilniejszych ośrodków w tej dyscyplinie. Ci ludzie są znani z absurdalnego poczucia humoru i wymyślania różnych nowych dyscyplin sportu. Dlatego nie dziwi mnie, że akurat tam piłka błotna cieszy się tak dużym zainteresowaniem. Dzięki temu od idei zawodów szybko przeszli do organizacji mistrzostw.

A każdy, kto choć raz ich odwiedził, zaczynał próbować robić coś na własnym podwórku.

Dokładnie. Ludzie szybko to podłapali. Najważniejsze jednak w tym przypadku było zainteresowanie mediów. Dzięki temu zaczęły powstawać kolejne silne ośrodki piłki błotnej w Anglii czy też Rosji, w Szwecji i na Islandii.

O tym rozprzestrzenianiu się najlepiej świadczy fakt, że nie tak dawno zawitaliście tam także Wy.

Kapitalna wyprawa. Sami Finowie byli mega zajarani, że na turnieju pojawili się Polacy. Byliśmy pierwszym zespołem z naszego kraju, który u nich wystąpił. Postrzegali nas trochę jak szaleńców, głównie ze względu na odległość. Najpierw pojechaliśmy busami do Tallina, stamtąd popłynęliśmy promem do Helsinek, a następnie znów busami na koło podbiegunowe. Nie każdemu by się chciało jechać tak daleko aby potaplać się w błocie (śmiech).

Jak to wygląda w kolebce?

Przede wszystkim tam zawody organizowane są na dużo większą skalę, niż u nas. Jest ponad dwadzieścia boisk. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że rozgrywki toczą się na naturalnych torfowiskach, pomiędzy którymi przemieszczasz się na drewnianych kładkach. U nas gra się głównie, że tak powiem na „sztucznej nawierzchni”. Tam wystarczy zerwać darń i woda sama naturalnie podnosi się do góry tworząc torfowo błotną murawę, a u nas trzeba popracować odpowiednio nad błotnym boiskiem.

Jak wygląda gra na takim torfowisku?

Bywa ciekawie (śmiech). Wszystko zależy od boiska, na które trafisz. Czasem dasz nawet radę trochę podbiec. Innym razem możesz tak się zapaść, że jak nikt Cię nie wyciągnie w trakcie meczu – bywa że przeciwnik poda pomocną dłoń (śmiech), to musisz zaczekać do końca połowy lub meczu. Czasem jedynym rozwiązaniem jest poruszanie się na czworaka i przepychanie piłki głową. Wówczas wygląda to jakby grupa, naprawdę mocno pijanych ludzi usiłowała grać w piłkę ku uciesze obserwatorów.

Jak pod tym względem jest u nas?

Pełnowymiarowe boiska mają 60 metrów długości, więc gdy gra pięciu zawodników i bramkarz, to niekiedy przetransportowanie piłki spod jednej bramki do drugiej może trwać niemal połowę meczu, co też jest trochę szalone. W Polsce, Białorusi, Niemczech czy Szwecji gra się jednak na mniejszych boiskach przez co robi się większe widowisko. Wówczas publika ma większy ubaw bo pada więcej bramek oraz jest więcej podbramkowych spięć.

Jak to się stało, że piłka błotna trafiła do Polski?

Pierwszy raz na taki pomysł wpadła ekipa z Krakowa, która postanowiła w 2011 roku pojechać na mistrzostwa świata do Anglii. Są u nas spory, kto był pierwszy, ale to chyba oni byli takimi prekursorami. Później pojawiła się też ekipa błotnych  zapaleńców w Krasnobrodzie, która zaczęła organizować Mistrzostwa Polski. Następnie zaczęto organizować w Błotnowoli Puchar Polski itd. Po drodze pojawiły się międzynarodowe sukcesy – srebrny medal Mistrzostw Europy drużyn mieszanych w Belgii oraz nasze Mistrzostwo Świata.  Wydawało się że wszystko idzie dobrym torem ale w pewnym momencie zaczęło to trochę przygasać, ale z tym problemem zmaga się każda niszowa dyscyplina. Obecnie robimy wszystko aby ponownie ładnie się rozpędzić (śmiech).

Kiedy postanowiliście w to mocniej wejść i zorganizować pierwsze zawody?

Na Podlasiu początek piłki błotnej to Puchar Podlasia, który odbył się w Surażu. Zawody okazał się dużym sukcesem oraz udowodniły, że na Podlasiu jest świetny klimat do piłki błotnej. Ludzie są otwarci i gościnni. To unikalne na światową skalę spotkanie pierwotnej natury i pięknej tradycji z nowoczesnym spojrzeniem na człowieka i jego potrzeby (śmiech). To brzmi prawie jak z folderu ale tak jest! Zanim jednak postanowiliśmy animować tą odmianę futbolu u siebie, to pojawiliśmy się z sukcesami na mistrzostwach Polski w Krasnobrodzie oraz w Blachowni (dwa mistrzostwa oraz brązowy medal). Rywalizowaliśmy też w błotnym pucharze Polski w Błotnowoli, którego jednak nigdy nie udało nam się wygrać. Wszystkie obserwacje sprawiły, że raz, że chcieliśmy zorganizować coś u siebie, dwa pojawił się pomysł, żeby wypłynąć na „szerszy przestwór oceanu” i ruszyć na turniej zagraniczny, żeby złapać szerszy kontekst i podejrzeć jak robi się to w innych miejscach na świecie.

Trudno jest znaleźć przeciwnika do gry w błocie?

W Polsce zespołów nie ma tak wiele, ale na szczęście na Podlasiu spokojnie można zebrać z 8 ekip które od kilku lat grają w piłkę błotną. Bardzo silny ośrodek to również południe Polski. Sama dyscyplina jest na tyle interesująca, że uznaliśmy iż warto rozwinąć ją na kolejny poziom. Od początku marzył nam się międzynarodowy wymiar spotkania na błocie i tak doszliśmy do mistrzostw świata, na które pojechaliśmy do Turcji, choć początkowo zgłoszenia zbierane były na rozgrywki w Szkocji (śmiech). Później też, jak już wspominałem, trafiliśmy do Finlandii oraz wymyśliliśmy rozgrywki Błotnej Ligi Mistrzów.

W Turcji zostaliście też mistrzami świata.

Polacy mistrzami świata w piłce nożnej… to znaczy błotnej! Brzmi dumnie! Wówczas postanowiliśmy to mocniej animować. Dało nam to jeszcze większego kopa. W piłce błotnej nie ma profesjonalnych zawodników, ani drużyn, przez co zespoły często się rozpadają. My staramy się cały czas motywować i szukać nowych wyzwań. W tym roku planujemy pojechać na mistrzostwa Niemiec, myślimy też o występie w turnieju organizowanym po drugiej stronie Kanału Augustowskiego. Z esztą Białorusini zagraj też u nas podczas Swampions Soccer League 2018 w Korycinie. Takie wyjazdy w nieznane to olbrzymia przyjemność - nigdy nie wiesz na jakiej błotnej murawie zagrasz, czy błoto będzie po kostki, czy po kolano, czy przeciwnicy to będzie drużyna podwórkowych kumpli, czy chłopaków o doświadczeniu ligowym. Czasem jak to miało miejsce właśnie w Turcji więcej jest gliny i wody. Nikt jednak nie narzeka wskakuje i jedzie ile ma siły i umiejętności i za to kochamy ten sport.

Mówisz o mistrzostwach świata w Finlandii, Szkocji, Turcji, teraz sami robicie sporą imprezę, na tytuły trzeba przez  to patrzeć chyba bardziej z przymrużeniem oka.

Trochę tak jest. Przez to nasza dyscyplina nie weszła jeszcze na wyższy poziom. Skoro jednak mamy reprezentację w piłce plażowej, to może kiedyś i piłka błotna doczeka się podobnej organizacji. Generalnie jednak to jest zabawa. Mistrzem jest każdy, kto wejdzie w błoto i nie będzie się obawiał śmiechu trybun, bo często tak to się kończy. Póki co organizacyjnie, to chyba bliżej nam do boksu z początku XX wieku (śmiech), gdzie można być mistrzem różnych federacji. Obecnie puchary i medale są sprawą drugorzędną. Najważniejsze jest to, żeby przekonać do gry w błocie jak największą liczbę ludzi.

Istnieją w ogóle jakieś krajowe federacje piłki błotnej? Może Finowie jako prekursorzy coś takiego zorganizowali?

Tego nie wiem, w Rosji jeśli mnie pamięć nie myli funkcjonuje oficjalne stowarzyszenie piłki błotnej. Nie wiem jednak dokładnie na jakim jest to etapie. W Polsce też przez pewien czas coś takiego funkcjonowało, ale teraz jest to w zawieszeniu. Czy jest to potrzebne piłce błotnej? Tego nie wiem, aby się porządnie bawić nie potrzebujesz do tego federacji, a raczej grupy szalonych bliższych i dalszych  przyjaciół i kumpli! Jako ciekawostkę podam fakt że nieoficjalna, mieszana kadra Polski w piłce błotnej, bo należy pamiętać, że to nie tylko sport dla mężczyzn ale również kobiet zajęli drugie miejsce na mistrzostwa Europy w Belgii.

Jakie widzisz szanse na to, że dzięki takim animatorom jak Wy uda się ponownie uruchomić polskie stowarzyszenie?

Rozmawiamy o tym niemal na każdym turnieju i zawodach. Fajnie by było, gdyby ktoś to pociągnął. Głównym problemem jest to, że jest to dla nas dodatkiem, każdy zajmuje się czymś na co dzień i ciężko by było poświęcić się tylko piłce błotnej. My animujemy to na Podlasiu, ktoś inny robi to na południu Polski. Wiążą się z tym pewne wydatki, ale uważam, że szansa jest i to wcale nie taka mała. Wydaje mi się też, że nasz region jest bardzo dobrym miejscem do tego typu zawodów. Bardzo nas cieszy, że na nasze zaproszenie odpowiadają zespoły z innych państw. Jednak bez wsparcia władz i mediów dużo więcej nie zrobimy.

Mimo wszystko cały czas stawiacie kolejne kroki.

Robimy co możemy i sprawia nam to ogromną frajdę. Na pierwszych organizowanych przez nas zawodach było 15 zespołów. Później liczba wzrosła niemalże dwukrotnie. Teraz spodziewamy się około 40 drużyn. Przygotowaliśmy w Korycinie dwa naprawdę wysokiej klasy boiska, które są już po pierwszych testach. Zobaczymy co przyniesie czas, jesteśmy optymistycznie nastawieni.

Jeżdżąc po świecie pewnie udało się też zebrać jakieś know-how. Czy ta edycja Błotnej Ligi Mistrzów będzie się czymś różnić od poprzednich?

Chcąc dotrzeć do jak największej liczby ludzi trzeba celować z takimi turniejami w możliwie największe skupiska. W Finlandii mistrzostwa odbywają się w tym samym czasie i niemal w tej samej przestrzeni co wielki festiwal rockowy. Postanowiliśmy pójść w podobnym kierunku i w tym roku nasze zawody będą trwały w tym samym czasie, co Dni Truskawki. Może brzmi to trochę śmiesznie, ale polecam zobaczyć, jak bawią się ludzie podczas wielkiej bitwy truskawkowej, to już nieco zalatuje takim fińskim humorem (śmiech). Do tego odbywać się w tym czasie będą koncerty, Zenka Martynika nikomu przedstawiać nie trzeba. On też przyciągnie sporo ludzi, którzy być może zainteresują się też naszą dyscypliną. Od początku postawiliśmy też na to, że mamy dwujęzycznych komentatorów, którzy swoją szaloną wyjątkową zabawną relacją przenoszą nas również na poziom Ligi Mistrzów który znamy np. z TVP (śmiech).

Jaką rangę ma Wasz turniej na tle wszystkich zawodów, w których braliście udział?

Sami nazywamy to Błotną Ligą Mistrzów. Jak już mówiłem zależało nam na międzynarodowym wymiarze naszych spotkań. Stąd też gościliśmy już ekipy z Litwy i Białorusi,  a na naszym błocie wystąpili zawodnicy z Ukrainy i nawet Nigerii. W tym roku w drodze na mistrzostwa świata zawitają do nas także Anglicy, których pokonaliśmy w finale w Turcji. Prawdopodobnie zawitają też do nas Rosjanie, bardzo mocna ekipa, widzieliśmy ich w Finlandii i byliśmy pod ogromnym wrażeniem. Często te zespoły są też bardzo mieszane, które bardziej przypominają zespoły klubowe, niż reprezentację. Swój udział zapowiedzieli więc zawodnicy z Ghany, Kuby, Hiszpanii. Każdy przecież może być błotnym mistrzem!

Jak wyglądają same zasady gry?

Ogólnie są bardzo zbliżone do tych z trawy i orlika. Największa różnica jest przy wprowadzaniu piłki ze stałych fragmentów gry. Zagrywa się „z ręki” stojąc na jednej nodze w błocie. Ważną sprawą jest też to, że nie tylko faul może skutkować usunięciem z boiska, a także utrata obuwia. Tutaj bardziej kierujemy się względami bezpieczeństwa, bo gdy błoto sięga kostki czy kolan, to takiemu delikwentowi, który zgubi buty, może stać się krzywda. Ogólnie zasady są bardzo płynne, ale te najważniejsze pozostają z reguły niezmienne - fair play i zabawa (śmiech).

Jak w tym wszystkim odnajdują się kobiety? Wspominałeś, że one też biorą udział w turnieju.

Wspaniale się je ogląda! Publiczność zawsze w harmonogramie zawodów sprawdza kiedy są ich mecze (śmiech). One nie kalkulują jadą do końca, łamią stereotypy i tworzą kapitalne widowiska. Piłka jest najważniejsza, to jest mega szczere i prawdziwe. W tym roku będą również grały dziewczyny z klubów więc można spodziewać się kapitalnych rozgrywek taktycznych i technicznych… o ile jest to możliwe grając na błocie (śmiech).

Ciężko je namówić?

Faceci mają piłkę na co dzień. Wielu grywa amatorsko z kumplami, spotyka się na orlikach. Dziewczyny jeśli nie grają w klubach, to z reguły nie mają z tą dyscypliną styczności. Dodatkowo wystarczy, że wysypią się dwie osoby i pada zespół. W tym roku na przykład odpadnie nam drużyna z Kleszczel. Dwie dziewczyny zostały mamami i na chwilę obecną robią przerwę. Widzimy jednak, że kobieca piłka błotna również cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Do wszystkiego potrzeba jednak czasu - mocno liczymy na grono nowych zawodniczek. Stworzenie takiej błotnej ekipy może być świetnym sposobem na integrację „normalnego” piłkarskiego zespołu lub ekipy z pracy. Nie ma nic lepszego na integrację, niż wspólna zabawa poprzez szalony sport (śmiech).

Czytając Wasze zapowiedzi rzuciło mi się w oczy hasło, że lepiej jest obrzucić się błotem na boisku, niż w życiu, to też wiele mówi o tym co robicie.

Można powiedzieć, że to nasze motto. Zobacz sam ile jest teraz hejtu, szczególnie w internecie. Jeśli ktoś ma potrzebę wyrzucenia z siebie niepotrzebnego ładunku, to zapraszamy. Po kilku meczach w błocie nie będzie miał siły na nic więcej. To sport, a w nim każdy chce wygrywać, ale przede wszystkim zabawa. Nie jest to dyscyplina dla dzików, którzy za wszelką cenę chcą powiesić a szyi medale.

Który moment jest najtrudniejszy w piłce błotnej?

Taką barierą jest chwila wejścia w błoto i pierwsze „zanurzenie”. Domorośli Ronaldo raczej stronią od takich atrakcji. Gdy uderzasz twarzą w błoto, nie ma znaczenia wartość twoich kolorowych butów czy fryzury (śmiech). Jak już mówiłem dla mnie mistrzem jest każdy, kto zdecyduje się wyjść na błotne boisko, skoro przyjeżdża do nas coraz więcej zespołów, to oznacza to, że nasze myślenie jest poprawne.

Co najbardziej Was w tym wszystkim napędza?

Oprócz całej radość, jaką daje organizacja i widok taplających się w błocie ludzi, to media. Dzięki nim przyciągamy nowe twarze. Wypracowaliśmy już pewien poziom rozpoznawalności, ale żeby nie odbić się za jakiś czas od ściany, musimy wskoczyć na wyższy level. Na szczęście nie napotykamy zbyt wielu barier. Ok, taką może być brak miejsca na postawienie kilkunastu boisk, nie mówiąc już o kilkudziesięciu, jak jest chociażby w Finlandii. Nie wejdziemy też na naturalne torfowiska, bo te znajdują się u nas na terenach chronionych, ale dajemy radę. Chciałoby się też co roku reprezentować nasz kraj na zawodach w Finlandii czy Rosji… ale przecież zawsze możemy liczyć że inne drużyny z Polski ruszą tym szlakiem!

Pierwszy raz w swojej działalności zagracie, jak już mówiłeś w Korycinie. Zachodzicie do wójta mówicie, że zorganizujecie tu Błotną Ligę Mistrzów, a co on na to?

Przemawiało za nami to, że trochę czasu już przy tym chodzimy i ludzie wiedzą, że są na Podlasiu tacy maniacy piłki błotnej jak my. To ułatwiło nam dogadanie się z władzami Korycina. Boiska umiejscowiliśmy tuż przy zalewie. Kapitalna miejscówka. Poza tym szukaliśmy czegoś bardziej na stałe i to nam zapewniono. Podpisaliśmy umowę na pięć lat. Cele mamy wspólne, ale póki co każdy z nas się bada. Gospodarze przyglądali nam się z zaciekawieniem, ale gdy zobaczyli co się szykuje, gdy przygotowywaliśmy materiały promocyjne byli wręcz w szoku. Na szczęście pozytywnym.

Czujecie, że tam może właśnie powstać coś na kształt słynnych fińskich mistrzostw?

Oczywiście. Zobacz, jeśli w tym roku przyjadą do nas wszyscy, którzy się zapowiedzieli, to już jest super. Cały czas zbieramy kontakty, efektem tego będzie obecność Anglików, z którymi rywalizowaliśmy w Turcji. Dobra organizacja jest najlepszą wizytówką, dodatkowo informacje o naszym turnieju udostępniali swoimi kanałami Finowie, dzięki temu nad przyjazdem do nas zastanawiają się także Niemcy i Holendrzy. Najgorsze przy tym wszystkim są koszty. Nas wyjazd do Finlandii kosztował ponad 15 tysięcy. Musimy cały czas przekonywać ludzi, że nie pożałują takiego wyjazdu nie tylko na błoto ale na Podlasie i do Polski. Finom i Anglikom bardzo pomogły zagraniczne telewizje, które też zaczęły relacjonować zmagania na błocie - dlatego już w 2011 o mistrzostwach świata zamarzyli Polacy. Kto pojawi się na 10. edycji Błotnej Ligi Mistrzów nie wiem, ale wiem, że w piłkę błotną grają też na wysokim poziomie humoru i sportowym także Chinach i Indiach (śmiech).

Przy tym możecie też zrobić sporo dobrego, słyszałem o chęci pomocy zagrożonym gatunkom.

Ten pomysł pojawił się w naszych głowach stosunkowo niedawno, dlatego też nie zdążymy z jego realizacją w tym roku. Mowa o zagrożonym wyginięciem gatunku Wodniczki, to ptak, który żyje głównie na bagnach i torfowiskach, z tego powodu jest nam szczególnie po drodze (śmiech). Zaczęliśmy już wstępne rozmowy z ornitologami, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, na temat tego, jak można pomóc i zobaczymy, być może następna edycja Swampions Soccer League, odbędzie się właśnie pod hasłem ochrony tego ptaka.

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności