Aktualności
[NIEZAPOMNIANI] Jan Urban – piłkarz, który chwycił byka za rogi
Urodzony w Jaworznie Urban do kariery piłkarskiej startował w tamtejszej Victorii. W I lidze zameldował się w 1981 roku, gdy podpisał umowę z Zagłębiem Sosnowiec. Początkowo nie szło mu najlepiej – debiutancki sezon w ekstraklasie zakończył z symboliczną jedną bramką na koncie – ale z roku na rok się rozkręcał. Gdy w rozgrywkach 1984/1985 znalazł drogę do siatki jedenastokrotnie, zwrócił na siebie uwagę działaczy Górnika Zabrze. Ci nie zamierzali czekać i po wygaśnięciu umowy Urbana, mimo zakusów ze strony poznańskiego Lecha, zakontraktowali 23-letniego wówczas napastnika.
Rozczarowany mundialem
Dla klubu z Zabrza były to ostatnie lata świetności. W ataku Górnika w pierwszym sezonie Urbana szalał Andrzej Zgutczyński, który zakończył sezon w koronie króla strzelców. Jego partner z ataku nie był aż tak skuteczny, ale i tak zdołał dziesięć razy pokonać bramkarza rywali. Górnik wywalczył mistrzostwo kraju i niejako w nagrodę obaj piłkarze zabrskiego klubu znaleźli się wśród wybrańców Antoniego Piechniczka i z reprezentacją Polski wyjechali na mistrzostwa świata w Meksyku. Urban, który w kadrze narodowej zadebiutował w lutym 1985 roku, jeszcze jako gracz Zagłębia Sosnowiec, wystąpił na mundialu w czterech spotkaniach.
Biało-czerwoni, rywalizujący w fazie grupowej z Marokiem, Portugalią i Anglią co prawda wyszli z grupy, ale w meczu kolejnej rundy ulegli Brazylii aż 0:4. Samego Urbana meksykańskie mistrzostwa rozczarowały. – Nie tak wyobrażałem sobie ten mundial. Zamieszkaliśmy w jakimś dziwnym ośrodku poza miastem, nikogo nie było w pobliżu. Byliśmy cały czas pilnowani, tylko raz trener Antoni Piechniczek zgodził się wypuścić nas do cywilizacji. Siedząc zamkniętym w centrum treningowym nie czuje się atmosfery mistrzostw. Przed wyjazdem człowiek wyobraża sobie, że cały kraj żyje turniejem i będzie dane poczuć ten klimat. Tymczasem my zostaliśmy całkowicie odcięci. Jedynym miejscem, w którym mieliśmy z tym do czynienia, była Guadalajara. Już nawet w drodze na mecz z Brazylią widać było, że coś się dzieje. Poza tym nie było kompletnie nic. Nawet gdy wychodziliśmy na spotkania w fazie grupowej, na trybunach zasiadało tylko kilkanaście tysięcy kibiców. Polaków bramkowało na stadionie, bo odległość była zbyt duża. Boiska też były typowo południowoamerykańskie – wysoka trawa, porównałbym je do gąbki. Różniły się znacząco od europejskich „dywanów”. Wiedzieliśmy, że z tym się spotkamy i byliśmy do tego przyzwyczajeni, ale już w Guadalajarze murawa była bardziej przystosowana do europejskich standardów. Ogółem byłem jednak rozczarowany całymi mistrzostwami, obiecywałem sobie znacznie więcej. Ten mundial nie zapadł mi w pamięć – wspomina.
Fot. PAP
Po zakończeniu mistrzostw drużyna narodowa została mocno przebudowana. Swoje występy z orłem na piersi zakończyło kilku zawodników, a jednym z liderów nowej reprezentacji miał zostać Urban. W lidze spisywał się bardzo dobrze. W ciągu trzech następnych sezonów trafił do siatki 41 razy, a zabrzanie jeszcze dwa razy okazali się najlepsi w Polsce, dorzucając też do tego krajowy Superpuchar. Krótko po rozpoczęciu rozgrywek 1989/1990 Urbanem, który w sześciu spotkaniach trzy razy trafił do siatki, zainteresowała się hiszpańska Osasuna Pampeluna. Po zmianie ustroju politycznego w Polsce, Urban zdecydował się wyjechać do Nawarry. Chyba sam nie spodziewał się, jak mocno wrośnie w tamtejszy klimat…
Polak, który zaszokował Bernabeu
W swoim debiutanckim sezonie w Hiszpanii Urban osiem razy meldował się na liście strzelców w Primera Division. Swój najbardziej pamiętny mecz rozegrał jednak 30 grudnia 1990 roku. Dzięki temu spotkaniu zdumiał całą piłkarską Hiszpanię, rozkochując przy tym w sobie wszystkich fanów Osasuny. Już wcześniej zyskał szacunek, ale wyczynem, którego dokonał tamtego dnia, zapisał się w historii klubu, a także całej ligi.
Osasuna wyjechała wówczas na wyjazdowy mecz z Realem Madryt. „Królewscy” dowodzeni przez legendarnego Alfredo Di Stefano, mieli w swoich szeregach takich zawodników jak Fernando Hierro, Gheorghe Hagi czy Emilio Butragueno. Nic więc dziwnego, że to właśnie oni uważani byli za faworyta, tym bardziej, że grali na własnym terenie. Futbol po raz kolejny udowodnił, jak bardzo jest nieprzewidywalny, a głównym aktorem spektaklu okazał się Urban.
Polak, mający wcześniej na koncie trzy ligowe trafienia, po raz pierwszy wprawił Santiago Bernabeu w konsternację w 17. minucie spotkania. Wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego i uderzeniem głową pokonał Paco Buyo. Dwadzieścia minut później nerwy kibiców Realu wzmogły się jeszcze bardziej, gdy polski napastnik kapitalnym strzałem z dystansu podwoił dorobek zarówno swój, jak i całego zespołu. W przerwie trener Alfredo Di Stefano nie znalazł sposobu na Urbana. Siedem minut po wznowieniu gry Polak miał już na koncie hat-tricka. Tym razem spokojnie przyjął piłkę w polu karnym i technicznym, precyzyjnym uderzeniem posłał piłkę do siatki po raz trzeci! Trybuny Santiago Bernabeu umilkły. Kim właściwie jest ten facet, który bez kompleksów rozbija ich ukochaną drużynę? A to nie był koniec… Cztery minuty później Urban popisał się kapitalnym podaniem do Inigi Larrainzara, a ten ustalił wynik spotkania na 4:0. Nokaut!
Kibice Osasuny pokochali polskiego piłkarza, a Urban pokochał Hiszpanię. Sezon 1990/1991 zakończył z dorobkiem 14 goli, w kolejnych rozgrywkach trafił do siatki dwunastokrotnie. Później było już nieco słabiej, ale Polak nigdy nie schodził z pewnego poziomu. Łącznie w Pampelunie spędził pięć i pół sezonu, a do dziś uznawany jest za jednego z najlepszych obcokrajowców w historii klubu. Jego ligowy bilans w Osasunie zamknął się na liczbie 168 meczów i 49 bramek. Stał się tym samym najskuteczniejszym polskim piłkarzem w historii Primera Division.
Na trenerskim szlaku
Po opuszczeniu Osasuny w 1995 roku Urban grał jeszcze dla Realu Valladollid, CD Toledo, niemieckiego VfB Oldenburg, a karierę kończył w Górniku Zabrze. Po zawieszeniu butów na kołku zajął się pracą trenerską. Zaczynał w Hiszpanii, w drużynach młodzieżowych i rezerwach Osasuny. Prowadził też Polideportivo Ejido, a w 2007 roku zameldował się w Warszawie, by przejąć stery w Legii. Równolegle był także jednym z asystentów selekcjonera reprezentacji Polski. Pracował również w Polonii Bytom i Zagłębiu Lubin, a w 2012 roku powrócił do Legii. Miał swój udział w dwukrotnym wywalczeniu mistrzostwa Polski, dwóch Pucharów Polski, a także krajowego Superpucharu. Z Legii odszedł w grudniu 2013 roku.
Po rozwiązaniu umowy z „Wojskowymi” Urban poszukał szczęścia w Hiszpanii, gdzie zawsze lubi wracać. Na początku lipca 2014 roku na zatrudnienie Polaka zdecydowali się działacze Osasuny, tym razem już w roli pierwszego trenera. Drużyna z Pampeluny znajdowała się w bardzo trudnej sytuacji. Dopiero co spadła z Primera Division, do rozpoczęcia sezonu zostało bardzo niewiele czasu, zespół był w totalnej rozsypce, a klubowa kasa świeciła pustkami. Urban, mający Osasunę w sercu, stanął przed trudną misją oparcia drużyny na wychowankach. Na stanowisku wytrwał do końca lutego 2015 roku. Mimo prób, zespół grał słabo i zakotwiczył w dole tabeli Segunda Division. Urban pożegnał się z funkcją trenera Osasuny, ale kibice nie mieli do niego pretensji, zdając sobie sprawę z niezwykle trudnego położenia klubu.
57-krotny reprezentant Polski powrócił do ojczyzny, gdzie prowadził jeszcze Lech Poznań i Śląsk Wrocław. Z „Kolejorzem” wygrał Superpuchar Polski. Nigdzie jednak nie został taką legendą, jak w Pampelunie.
Emil Kopański