Aktualności
[WYWIAD] Paweł Bochniewicz: Jeśli chce się osiągnąć sukces, to trzeba wygrywać z najlepszymi
Jak ocenisz losowanie fazy grupowej mistrzostw Europy do lat 21, które w przyszłym roku odbędą się we Włoszech?
Paweł Bochniewicz: Na takim turnieju każda grupa jest bardzo mocna. Pojedziemy do Italii walczyć o sukces, nikogo się nie boimy, wierzymy w swoje możliwości. W barażu z Portugalią też skazywano nas na niepowodzenie, a po porażce w Zabrzu może tylko garstka ludzi w nas wierzyła, ale daliśmy radę. Nie narzekam, powiem, że losowanie było chyba idealne pode mnie, bo przecież grałem w klubach z Włoch i Hiszpanii.
System rozgrywek EURO sprawia, że praktycznie nie można sobie pozwolić na błąd.
Mamy bolesne doświadczenie z poprzednich finałów, rozgrywanych na naszych stadionach. W takiej imprezie trzeba być maksymalnie skoncentrowanym od samego początku. Nie ma sensu wybiegać zbyt daleko w przyszłość, liczy się pierwszy mecz i na pewno będziemy do niego optymalnie przygotowani. Kilku kolegów ma za sobą występ na młodzieżowych mistrzostwach Europy w Polsce i wiem, że warto się poświęcać, by móc jako piłkarz uczestniczyć w takim święcie futbolu. Po to, żeby grać w takich imprezach, warto od najmłodszych lat uganiać się za futbolówką.
To, że nie jesteście uznawani za faworyta, może wam chyba tylko… pomóc.
Gdy wylosowaliśmy Portugalię, już skazano nas na klęskę. To był naprawdę mocny przeciwnik, w składzie z zawodnikami, którzy kosztują grube miliony euro. Jeszcze raz się jednak okazało, że na boisku nie grają pieniądze, tylko ludzie. My nie zwątpiliśmy w sukces po przegranej w Zabrzu. Po pierwszej części na Górniku wydawało się, że Portugalczycy nas rozniosą, ale mogliśmy to spotkanie zremisować, a nawet wygrać. Porażka zadziałała na kolegów mobilizująco, krytyka też i pokazali klasę w Chaves. Nikt nie może teraz podważyć sukcesu polskiej młodzieżówki, bo wygrać 3:1 w Portugalii, to naprawdę coś wyjątkowego. Znamy swoją wartość i udowodniliśmy ją w kluczowym spotkaniu.
Portugalczycy zapłacili słono za pewność siebie?
Może nas zlekceważyli, ale to nie nasz problem. Owszem, to są piłkarze, którzy grają w Lidze Mistrzów, Premier League, ale my o tym nie myśleliśmy. Był plan do zrealizowania i od początku rewanżu graliśmy bardzo konsekwentnie. Szanuję portugalskich piłkarzy, lecz nie są to nadludzie, we wrześniu przegrali u siebie z Rumunią 1:2 i to też dało nam do myślenia. Cieszę się niezmiernie, że zespół Czesława Michniewicza dał tyle radości kibicom. Okazuje się, że nawet w ekstraklasie, tak krytykowanej po nieudanych występach naszych klubów w europejskich pucharach, są piłkarze, którzy mogą osiągać wyniki na arenie międzynarodowej. Ten awans wywalczyliśmy na boisku, nie dostaliśmy go z racji organizowania turnieju.
Twojej radości z awansu kadry Czesława Michniewicza nie mącił nawet fakt, że zabrakło cię w barażach z Portugalią?
Ciężko się przeżywa takie mecze oglądając je z trybun lub sprzed telewizora. W eliminacjach nie opuściłem żadnego spotkania, lecz przed Portugalią zmogła mnie choroba i… cieszę się, że fajnie zagrał Krystian Bielik. Cóż, trzeba będzie znowu powalczyć o pierwszy skład, ale nie moje prywatne ambicje są najistotniejsze, tylko dobro zespołu. Jak siądę na ławce, nie zamierzam płakać, liczy się rywalizacja. Obecnie nie pozostaje mi nic innego jak skupić się na sprawach klubowych. W Górniku Zabrze mamy do wykonania swoje zadania, czeka nas ciężka walka o utrzymanie. Chcę pomóc kolegom, zaliczyć udaną wiosnę i zadowolony pojechać na zgrupowanie przed mistrzostwami Europy. To może być piękny turniej dla polskiego futbolu, a wierzę, że będzie taki także dla mnie indywidualnie.
Rozmawiał Jaromir Kruk