Aktualności
[WYWIAD] Patryk Klimala: Jestem w trzech czwartych seniorem
Jeszcze w maju Patryk Klimala biegał po pierwszoligowych boiskach w barwach Wigier Suwałki. Dziś walczy o miejsce w podstawowym składzie wicemistrza Polski, Jagiellonii Białystok, a także otrzymał powołanie do reprezentacji Polski do lat 21. – Zdaję sobie sprawę z tego, że szkoleniowiec Ireneusz Mamrot na mnie liczy i pokłada we mnie nadzieje. Przecież wróciłem z wypożyczenia do Jagiellonii, więc uznał, że będę mu potrzebny. Nic jednak nie przyjdzie za darmo – mówi w rozmowie z Łączy Nas Piłka.
Przez ostatnie kilka miesięcy sporo zmieniło się w twojej karierze. Za tobą udane wypożyczenie do Wigier Suwałki, a teraz czeka cię kolejny etap i nowy cel – walka o miejsce w składzie w Jagiellonii Białystok. Zdobyte doświadczenie na zapleczu ekstraklasy dało ci chyba naprawdę dużo.
Gdyby nie wypożyczenie do Wigier Suwałki, to nie byłoby teraz tego wszystkiego. Mam na myśli postęp w mojej karierze. Wróciłem do Białegostoku, na razie mam pozycję numer dwa, zamierzam walczyć o wyjściową jedenastkę w Jagiellonii. Nie byłoby też powołania na zgrupowanie do reprezentacji Polski do lat 21. Jestem przekonany, że gdybym nie udał się na wypożyczenie i zostałbym na rok w Jagiellonii, nie miałbym możliwości regularnych występów. Tym bardziej, że byłem po bardzo ciężkiej kontuzji. Wigry Suwałki dały mi wiele. Przede wszystkim grałem, zdobywałem bramki, dokładałem swoją cegiełkę do zwycięstw drużyny. Zebrałem cenny bagaż doświadczeń. Można powiedzieć, że dostałem takiego „powera”.
Nie obrastasz już „w piórka”? W Suwałkach miałeś epizod, gdy nie do końca zgadzałeś się z trenerem Arturem Skowronkiem i na krótko straciłeś miejsce w podstawowym składzie.
Nie, nie. Ten etap mam już dawno za sobą. Udało mi się ustabilizować emocje podczas jakichś malutkich sukcesów na swojej piłkarskiej drodze. Teraz wszystko przyjmuję ze spokojem. Bez żadnego ciśnienia, bez żadnego „podpalania”.
Czego nauczyło cię wypożyczenie w Wigrach? Zrobiłeś się bardziej dojrzały piłkarsko?
Gdybym miał siebie porównać przed wypożyczeniem do Suwałk i po powrocie, to są zupełnie dwie inne osoby. Przede wszystkim zacząłem dopuszczać do siebie myśl, że ja też się mogę mylić. Kiedyś szukałem winy w innych, ale zrozumiałem, że również popełniałem błędy. Nie mam może jeszcze takiej dojrzałości piłkarskiej jakbym chciał. Jest może takie trzy czwarte seniorstwa. Na początku w Wigrach miałem jakieś głupie dryblingi, niepotrzebne akcje. Trenerzy Skowronek i Mamrot bardzo szybko wyrzucili mi to z głowy. Tak że z tą dojrzałością jest u mnie coraz lepiej.
Miałeś pewne braki. Między innymi pojawiał się problem z siłą fizyczną, co jest bardzo potrzebne w pierwszej lidze. Zwłaszcza młodym napastnikom.
Przed wypożyczeniem do Suwałk miałem małą masę mięśniową. Musiałem nadrobić pewne braki, bo pierwsza liga jest bardzo siłowa, obrońcy są rośli i dobrze zbudowani. Wcale nie było łatwo z nimi się przepychać i walczyć w polu karnym. Na początku, przed wypożyczeniem do Wigier, miałem 72 kilogramy, a jego zakończeniu 78,5 kilograma. Różnica jest spora.
Teraz w Białymstoku masz jeszcze większą konkurencję. W kadrze Jagiellonii są przecież Roman Bezjak, Arvydas Novikovas, Cillian Sheridan czy Karol Świderski. O miejsce w wyjściowej jedenastce będzie o wiele trudniej, ale chyba byłeś na to przygotowany?
Konkurencja jest, ale jestem spokojny. Wiem, jak wyglądam na treningach, ciężko pracuję. Moje miejsce w podstawowym składzie jest kwestią czasu. Liczę, że to niedaleka przyszłość, gdy uda mi się wskoczyć do pierwszego składu Jagiellonii Białystok. Jeśli dostanę swoją szansę, będę chciał udowodnić, że na to miejsce zasługuję.
„Patryk stał się jasną postacią w pierwszej lidze, bo o jego zdobytych bramkach mówiło się w Polsce. Widać było, jak przychodził do Wigier i później odchodził. Teraz jest zawodnikiem bardziej ogranym” – to słowa trenera Ireneusza Mamrota. Na pewno się zgodzisz z nimi zgodzisz.
Z pewnością jestem bardziej ograny, bo regularnie występowałem w Wigrach. Po powrocie z wypożyczenia dużo się zmieniło, musiałem nauczyć się taktyki trenera Mamrota. Nie ukrywam, że na początku miałem z tym pewne kłopoty. W Suwałkach miałem inne zadania, teraz w Białymstoku jest inaczej. Na przykład inne zadania napastnika w grze w defensywie. Od początku obozu przygotowawczego z Jagiellonią z biegiem czasu zaczęło się to u mnie poprawiać. Zacząłem rozumieć, jak to wszystko ma wyglądać. Dobro drużyny jest ważniejsze, niż kwestie indywidualne.
W kręgu zainteresowań trenera Mamrota byłeś już dużo wcześniej, bo obserwował cię w Suwałkach. Sam trener Mamrot powiedział, że na ciebie liczy. Pojechałeś z drużyną na obóz przygotowawczy, zacząłeś zbierać minuty w barwach „Jagi”. Czujesz, że pokładane są w tobie nadzieje z jego strony?
Mam wsparcie ze strony trenera Mamrota, także ze strony prezesów. Odbywały się rozmowy w cztery oczy i mówiono mi, że będę dostawał swoją szansę. Trzeba być tylko cierpliwym. Muszę także nauczyć się pewnych schematów, których trener ode mnie wymaga. Nie potrafię wszystkiego jeszcze zrobić, czego ode mnie oczekuje. Zdaję sobie sprawę z tego, że szkoleniowiec Mamrot na mnie liczy i pokłada we mnie nadzieje. Przecież wróciłem z wypożyczenia do Jagiellonii, więc uznał, że będę mu potrzebny. Nic jednak nie przyjdzie za darmo.
W niedzielę zagrałeś z Wisłą Płock, miałeś nawet okazję zdobyć bramkę, jedna piłka przeszła obok słupka. Na konferencji trener Mamrot powiedział, że powinieneś dogrywać koledze do pustej bramki. Rozmawiałeś o tej sytuacji ze szkoleniowcem po meczu?
To, co trener powiedział mi w szatni, zostaje w szatni. Jeżeli było do kogo podać, to oczywiście przyznaję mu rację. Biegnąc sam z piłką popatrzyłem wyłącznie na bramkę, miałem też kontakt z obrońcą. Niestety, nie spojrzałem w bok w danej sytuacji. Trener powiedział mi, że mogłem dograć koledze, mogłem zachować się lepiej. Muszę wyciągnąć z tego wnioski, następnym razem podnieść głowę i podać piłkę koledze.
Jak jest u ciebie z pewnością na boisku? Zwiększa się z każdym występem w ekstraklasie?
Pewność siebie jest u mnie cały czas. Jak ktoś mnie dobrze zna, to doskonale wie, że zawsze była i będzie. Nawet jak gram teraz po dwadzieścia czy piętnaście minut, to będzie dalej rosła, a co za tym idzie – będzie można pokazać jeszcze większe umiejętności.
Nauczyłeś się też pokory, zacząłeś słuchać się ludzi, którzy chcą dla ciebie dobrze.
Pracuję indywidualnie z trenerem mentalnym, panem Antonim Mieleckim z Krakowa. On mi wszystko uświadomił. Nauczył rozumienia innych osób, spojrzenia na wiele spraw z pewnym dystansem. Uświadomił mi, że nie jestem tylko ja i zdjął mi klapki z oczu.
To była twoja decyzja, żeby zacząć pracę z trenerem mentalnym?
Tak. Sam wyłapałem, że w niektórych sytuacjach moje zachowanie jest nieodpowiednie. Na przykład w rozmowach ze szkoleniowcami. Zdarzało mi się czasami powiedzieć za dużo. Nigdy nie lubiłem być zawodnikiem, który mówi coś innego, choć myśli inaczej. Zawsze mówiłem to, co myślałem i to może był mój błąd. Przez to mogłem się skreślić, ale miałem to szczęście, że trafiłem na trenera Kulhawika, trenera Skowronka, a teraz mam przyjemność pracować z trenerem Mamrotem. Byli dla mnie bardzo wyrozumiali. Nawet trener Mamrot do tej pory mi wpaja, że też trzeba z pokorą podejść do pewnych spraw. Wcześniej nie wiedziałem, jak to zrobić. Ale jak już sam doszedłem do tego, że jest coś nie tak, to odezwałem się do pana Mieleckiego, który pomógł mi w pewnych sprawach. Potrafię zrozumieć innych, a jak mam teraz powiedzieć za dużo, to wolę się wcale nie odezwać.
Jak scharakteryzowałbyś szkoleniowców, z którymi miałeś możliwość do tej pory pracować?
Od każdego z nich można na pewno się czegoś nauczyć. Od trenera Probierza nauczyłem się mocnego grania, co pomaga mi do tej pory. Ma twardy charakter i lubię takich szkoleniowców. Trener Skowronek miał bardzo psychologiczne podejście. Podszedł, porozmawiał, tłumaczył, analizował. Ale nie ma też co zabierać tej twardej gry i charakteru trenerowi Skowronkowi. Ze szkoleniowcem Mamrotem jestem od dwóch miesięcy. Zawsze mogę do niego podejść, pogadać. Jeżeli jest jakaś sytuacja, w której popełniam błąd, to mówi mi na gorąco, ale na spokojnie. Wie jak do mnie podejść, jak do mnie trafić. Przyznam też, że lubię jak do mnie się też podejdzie i twardo do mnie powie, jasno i klarownie. Moja praca z nim jest na wysokim poziomie.
Było nieuniknione, że twoje obiecujące występy zwrócą uwagę trenerów młodzieżowych reprezentacji. Po dwuletniej przerwie zagrałeś w meczach U-20 pod wodzą trenera Dariusza Gęsiora. Teraz stawiłeś się na zgrupowaniu U-21 szkoleniowca Czesława Michniewicza w Grodzisku Wielkopolskim. Spodziewałeś się powołania?
Pracując w Białymstoku nie zwracałem na to uwagi. Dziwnie to zabrzmi, ale ta kadra wyleciała mi z głowy, bo skupiłem się wyłącznie na klubie. Na początku w ogóle nie myślałem o tym czy zostanę powołany. Ale na trzy lub cztery dni przed ogłoszeniem listy przez trenera Czesława Michniewicza, zaczęły dochodzić mnie słuchy, że tutaj będę. No i jestem, co daje mi dużą satysfakcję i bodziec do jeszcze cięższej pracy.
Masz tutaj kolegów, z którymi się znasz od jakiegoś czasu. Jest Karol Świderski, czy Damian Gąska, z którym występowałeś w Wigrach Suwałki. Z kimś jeszcze wcześniej miałeś jakiś kontakt?
Znałem się już wcześniej z kilkoma innymi zawodnikami. Będąc w Legii Warszawa poznałem Mateusza Wieteskę, Sebastiana Szymańskiego czy Mateusza Hołownię. Większość chłopaków tutaj kojarzę, także nie mam problemu z odnalezieniem się w kadrze.
Z jakimi oczekiwaniami przyjechałeś na kadrę U-21?
Każdy z nas przyjeżdża tutaj, żeby starać się o pierwszy skład. Mam dużą rywalizację na swojej pozycji, ale przyjechałem walczyć o swoje. A co będzie dalej, to zobaczymy. Ostateczna decyzja należy do trenera Czesława Michniewicza.
Rozmawiał Jacek Janczewski