Aktualności
[WYWIAD] Karol Świderski, czyli człowiek od dobrej atmosfery
– Naszym celem jest awans na mistrzostwa. Zdążyliśmy zbudować fajną atmosferę w zespole i nikt z nas nie wyobraża sobie innego rozwiązania. Na pewno jednak zachowujemy chłodną głowę, nie lekceważymy rywali, bo różnie to się już kończyło w przeszłości – mówi napastnik Jagiellonii Białystok i młodzieżowej reprezentacji Polski U21, Karol Świderski, z którym porozmawialiśmy między innymi o jego pobycie w Jagiellonii, zmianie podejścia do swojej profesji oraz relacjach z selekcjonerem Czesławem Michniewiczem. Zapraszamy!
Karol, jak dobrze pójdzie, wiosną dobijesz do setki oficjalnych występów w Jagiellonii, zastanawiałeś się, kiedy to minęło?
Ostatnio też sobie spojrzałem ile tych meczów się już uzbierało, bodajże przy okazji urodzin, bo ktoś wstawił, gdzieś moje statystyki. Patrząc na wiek, bo dopiero co skończyłem 21 lat, to nieźle, ale tych dobrych to za wiele nie było (śmiech). Wiadomo, jak to na początku. Dużo minut z ławki, końcówki czy coś, ale mieć tyle występów w moim wieku, to fajna sprawa. Zagrałem w wielu ważnych meczach dla mnie i Jagiellonii. Niektóre naprawdę miały sporą stawkę, jak mecz z Podbeskidziem, gdy walczyliśmy o utrzymanie, czy spotkania w Lidze Europy. Nic, tylko się cieszyć.
Czujesz, że powoli opuszczasz taką strefę ochronną? Jeszcze dwa lata temu można było mówić o tobie jako młodym utalentowanym, ale teraz już można powiedzieć, że zaczął się dla ciebie czas weryfikacji.
Na pewno tak. Myślę, że ten okres skończył się już jakiś czas temu. Nie mogę już patrzeć na to w ten sposób, że jestem młody i mam czas. Dążę do tego, żeby wejść na wyższy poziom i ustabilizować formę.
Ostatnia runda pokazuje, że chyba jesteś na dobrej drodze do tego. Rozegrałeś 19 spotkań w ekstraklasie. Pod koniec grałeś już bardzo regularnie, strzeliłeś dwa gole, więc chyba wszystko idzie zgodnie z planem.
Dokładnie. Dużo dało mi to, że w końcu na dobre pozbyłem się kontuzji i przestałem opuszczać kolejne treningi. Wcześniej miałem z tym problem. Długo walczyłem z urazami. Czy to się organizm przeciążył, czy to zmagałem się z kontuzją ścięgna Achillesa. Często wypadałem, nie byłem do końca świadomy, jak poważna jest to sprawa. Można powiedzieć, że nawet trochę to lekceważyłem. Myślałem, że to błahostka, że minie tydzień i będzie po sprawie, a tu mijał drugi, trzeci tydzień i robił się coraz większy problem, przez co stałem w miejscu.
Z czego to wynikało, że przez chwilę przyhamowałeś?
Myślę, że nie tylko ja miałem ten problem, ale wielu innych młodych zawodników. Zagrałem kilka meczów i zadowoliłem się tym, co miałem na daną chwilę. Później zaczęły się urazy i zrozumiałem, że nic nie jest dane raz na zawsze, że trzeba wziąć się do cięższej pracy. Teraz, jak już mówiłem, cieszę się, że cały czas mogę trenować. Wcześniej brakowało mi siły do biegania. Każdy zawodnik, który gra z pewnością się ze mną zgodzi, że jak organizm nie jest należycie przygotowany, to jest ciężko. Zrobi się jedną czy drugą akcję, później chce się ruszyć, a nie ma z czego. Nie chce się usprawiedliwiać, bo to tylko i wyłącznie mój problem i moja wina, sam to w jakimś stopniu wcześniej zaniedbałem. Cieszę się jednak, że dojrzałem, przynajmniej tak się czuję. Dojrzałem, wiem, jakie błędy popełniłem w przeszłości i jestem pewien, że ich nie powtórzę. Teraz staram się trenować dwa razy mocniej, niż wcześniej.
Z czego wynikała ta przemiana? Ktoś zaczął o tym z tobą na poważnie rozmawiać? Czy sam usiadłeś i pomyślałeś, że bez zmiany niczego dobrego nie będzie?
Przede wszystkim sam w głowie musiałem przestawić sobie przełącznik. Wcześniej mówiło się, że Świderski taki talent i że będzie z niego zawodnik, a Świderski nie za wiele w tym kierunku robił, żeby potwierdzić te opinie, by stać się lepszym. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Życie szybko weryfikuje i oddaje to, na co sobie zasłużyliśmy. Jeśli ktoś coś lekceważy, to za chwilę dostaje dzwona i jest koniec. Tak było w moim przypadku. Dodatkowo ta kontuzja, która zabrała mi sporo czasu, niby nic groźnego, a straciłem prawie cały obóz przygotowawczy przed rokiem, później zacząłem trenować i po kilku dniach znów czułem, że jest problem. Polecono mi dobrego osteopatę w Krakowie. Pojechałem, wyleczyłem się i teraz jest dobrze. Kontuzje były moim sporym problemem, teraz czuję się w porządku i dojrzałem chyba do tego, że wiem, czego chcę i jak muszę pracować, żeby to osiągnąć.
Do Jagiellonii przyszedłeś latem 2014 roku. Co wówczas myślałeś? Jak planowałeś swój rozwój? Pomyślałeś, że po trzech sezonach będziesz miał dwa medale (brązowy i srebrny) mistrzostw Polski w kolekcji?
Przed tym transferem miałem już taki okres, że nosiłem się z zamiarem powrotu do siebie, do okręgówki, do Rawicza. Cały czas grałem w juniorach w Łodzi, a na koniec spadliśmy jeszcze z ligi. Do końca walczyliśmy, ale zabrakło nam trochę do utrzymania. Byłem już nawet po rozmowie z prezesem Matusiakiem, mówiłem mu, że chce wrócić w rodzinne strony, ale powiedział mi, żebym zachował spokój, że ma dla mnie klub w ekstraklasie. Okazało się, że chce mnie trener Probierz w Jagiellonii.
Ciekawy okres, nastawiasz się na powrót do okręgówki, a tymczasem wylądowałeś w ekstraklasie.
Sportowo nie był to najgorszy okres w moim wykonaniu, postrzelałem trochę. Dobrze wyglądałem w tych najważniejszych meczach w Centralnej Lidze Juniorów, grałem w starszej drużynie. Trafiałem z Legią, z Jagiellonią, trener Probierz widział mnie na meczu i tak to się jakoś potoczyło. Później jeszcze był u nas na treningu w Łodzi i wkrótce trafiłem do Jagi. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Obóz w Gutowie i za chwilę wystartowała liga. Pamiętam ostatni trening przed meczem z Lechią Gdańsk, ćwiczyliśmy stałe fragmenty gry, trener wziął mnie do czternastki do tego ćwiczenia, ja nie do końca wierzyłem w to, co się dzieje, a po chwili wykonywałem rzuty rożne na zmianę z Danim Quintaną. Nie wierzyłem i jednocześnie bardzo się cieszyłem. Chwała trenerowi za to, że wziął mnie do ekstraklasy i dał mi nie jedną, a kilka szans, bo początki nie były powalające. Trener wierzył i dziś jestem mu bardzo wdzięczny.
Dwa razy znalazłeś się w osiemnastce, później wypadłeś z kadry, aż w szóstej kolejce zaliczyłeś debiut we Wrocławiu.
Pamiętam jakby to było dziś. Graliśmy w dziesiątkę, wszedłem tylko na minutę, a byłem tak zestresowany, że nie zdążyłem w zasadzie wejść na boisko, a już mnie skurcze zaczęły łapać (śmiech). Byłem młody, to było dla mnie wielkie przeżycie. Piłki nie dotknąłem, ale zapamiętam to do końca życia.
Sądzisz, że kolejną ważną postacią trenerską może być dla ciebie trener Michniewicz?
Na pewno. Trenera naszej kadry nikomu nie trzeba przedstawiać. Niejeden zespół prowadził. Robił fajne wyniki, zawsze radził sobie z kadrą jaką miał. Ma duże doświadczenie i fajnie, że taki trener prowadzi teraz kadrę U21, w której mam przyjemność grać.
Jesteście w trakcie eliminacji do młodzieżowych mistrzostw Europy. Z jednej strony są powody do zadowolenia, bo jesteście niepokonani w grupie, z drugiej martwi trochę taki mecz jak ten z Wyspami Owczymi. Po nim mało kto się spodziewał, że ogracie w Gdyni Duńczyków. Z czego wynikała tak nagła przemiana?
Tego to chyba nikt nie wie. Wpadka z Wyspami Owczymi na pewno bardzo nas zabolała. Mamy świetny zespół. Choć to dopiero kadra U21, to mamy zawodników z topowych lig w Europie i to nie takich, którzy tylko są w klubach, ale którzy regularnie grają, jak na przykład „Kownaś”. Reszta gra w ekstraklasie więc też nieźle, dlatego ten mecz trzeba rozpatrywać w kategoriach wielkiej wpadki, która mam nadzieję, więcej się już nam nie przydarzy. Natomiast wynik z Danią był efektem tego, że z wszelką cenę chcieliśmy się zrewanżować.
Patrząc na wasze dotychczasowe wyniki można powiedzieć, że tylko na własne życzenie nie przewodzicie teraz stawce, z kompletem punktów. Finowie, podobnie jak Wyspy Owcze, również nie należą do szczególnie silnych zespołów. A może z drugiej strony wyjdzie wam to na dobre, żeby za szybko się nie „napompować”.
Jesteśmy świadomi tego, jaki mamy zespół, „pompka” nam nie grozi. Wiemy też, że bezpośrednio awansuje tylko pierwszy zespół w grupie. Nikt nie chce sobie pozwolić na niepotrzebne remisy i wpadki. Finowie też nie są wielką potęga, a punkty nam zabrali. Nie wiem czym to było spowodowane. Może byliśmy za bardzo rozluźnieni? Sądzę, że to nas może tylko wzmocnić. Te mecze pokazały nam, że nigdy nie można podchodzić do meczu z przeświadczeniem, że samo się wygra.
Na obozie w Turcji nie tylko ciebie, ale również innych młodzieżowych reprezentantów obserwuje trener Czesław Michniewicz.
Na pewno to jest fajne uczucie mieć trenera, który interesuje się każdym, a nie tylko topowymi zawodnikami. Trener wybrał Turcję, gdzie jest sporo zespołów z naszej ligi. Przebywa tu wielu chłopaków z reprezentacji. Trener Kalita jest z kolei na Cyprze i też sprawdza, co się dzieje i rozmawia z zawodnikami. Cały czas śledzi, obserwuje, rozmawia, dzwoni, pisze. Mamy dobry kontakt i fajnie, że pojawił w Turcji. Mieliśmy okazję spotkać się i porozmawiać. Trochę o piłce, trochę o wszystkim i o niczym. Trener jak zwykle rzucił trochę docinek z rękawa. Ma ich całą masę. Zawsze podpowie jak on to wszystko widzi. Porozmawialiśmy trochę o najbliższym meczu, bo Litwini zagrali sparing na Cyprze, który obserwowali nasi trenerzy.
Znając dobrze ciebie, trenera trochę mniej, można zakładać, że waszym spotkaniom towarzyszy spora dawka żartów i śmiechu.
Trener często żartuje, że jestem w zespole od atmosfery. Z drugiej strony kilka minut w kadrze rozegrałem, więc piłkarsko chyba też jest nieźle. Teraz zarówno w klubie, jak i reprezentacji, chce być coraz ważniejszą postacią. Patrząc na to, jak obecnie prezentuje się Dawid Kownacki, nie zdziwiłbym się, gdyby niebawem zaczął częściej pojawiać się na zgrupowaniach dorosłej reprezentacji. To z jednej strony dałoby trochę więcej miejsca do gry. Z drugiej jeszcze większą motywację, żeby pójść jego śladami.
Rozmawiał Kamil Świrydowicz