Aktualności

„Byłem dyrektorem, ale fotel nie był mi potrzebny”

Reprezentacja21.01.2013 

Nowym trenerem kadry U-19 został Marcin Sasal. Choć kojarzony głównie z pracą z seniorami (m.in. w Koronie Kielce, Podbeskidziu Bielsko-Biała i Dolcanie Ząbki), ma za sobą bogatą przeszłość w piłce młodzieżowej. Nie wszyscy o tym wiedzą, podobnie jak o tym, że swego czasu był… dyrektorem szkoły.

Podobno, jak „raz pójdzie się w derektory”, to już do końca życia. Pan był dyrektorem Szkoły Podstawowej, a teraz został selekcjonerem kadry U-19. To jak z tą szkołą było i jak tam Pan wylądował?

Dość wcześnie, bo jako 19-latek, uzyskałem samodzielność, wyjeżdżając na studia trenerskie na Akademię Wychowania Fizycznego Józefa Piłsudskiego w Warszawie. Łączyłem naukę i grę w piłkę w miejscowym AZS AWF. Już jako student trzeciego roku specjalizacji trenerskiej podjąłem pracę szkoleniowo-wychowawczą z młodzieżą z warszawskiej Pragi w PKS Lotto i Drukarzu, miejscem dla mnie do dziś niezapomnianymi. A kto wie, czy nie najważniejszym... Ponieważ kilka lat mieszkałem w akademikach i w wynajmowanych mieszkaniach, na które trzeba było zarobić, trafiła mi się praca nauczyciela wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej, która oferowała własny kąt. Pozwoliło mi to na realizację planów zawodowych. Po kilku latach  pracy okazało się, że mam zmysł kierowniczy i ciekawe pomysły. Wygrałem konkurs na dyrektora szkoły, ale po czterech latach pracy stanąłem przed wyborem: dyrektor szkoły albo trener reprezentacji Mazowsza.

Już dziś wiadomo, co Pan wybrał.

Niestety, ale władze Gminy nie pozwoliły mi na łączenie tych funkcji i częste wyjazdy z kadrą. Wybór był oczywisty, chodź pod względem finansowym, nierozsądny. Brak gotówki wynagrodziły dwa złote medale Mistrzostw Polski w turniejach Michałowicza z rocznikiem 1989 (Police 2004) i Deyny OSSM (Płock 2005) Myślę, że warto było, bo i tak fotel – jak mawiała Pani Basia, sekretarka ze szkoły – był elementem zbędnym w moim gabinecie. W następnych latach byłem Koordynatorem OSSM i dyrektorem sportowym w Mazowieckim Związku Piłki Nożnej, ale zawsze ciągnęło mnie na boisko….

Do dzieci i młodzieży Pana ciągnie. Patrzę na Pana CV i dowiaduję się, że większość trenerskiego życia spędził Pan właśnie szkoląc młokosów.

Prawie cała moja praca szkoleniowa, to praca z młodzieżą na różnych poziomach. Najczęściej robiłem kilka rzeczy na raz. To nauczyło mnie dobrej organizacji i planowania. Był taki rok, gdy rano pracowałem z juniorami z rocznika 1992, z MOSSM, później miałem trening z pierwszoligowym Dolcanem, a także obowiązki organizacyjne jako Koordynatora szkolenia. Ten rok i tak nie był jednak „najgorszy”…

Teraz – nie wiem, czy Pan się zgodzi – objął Pan reprezentację, w której można sprytnie połączyć doświadczenia nabyte z juniorami, jak i seniorami. Niby to młodzi piłkarze, ale jednak powinni być już ukształtowani!

Rzeczywiście, to rocznik, z którego wielu zawodników stawia już kroki w profesjonalnym futbolu. Na pewno wykorzystam swoje doświadczenie z pracy w Ekstraklasie oraz to 20-letnie (16 lat z młodzieżą i 7 z seniorami, kilka lat się nałożyło – red.).

To teraz o piłce porozmawiajmy. Utarła się opinia, że Polacy potrafią grać wyłącznie z kontry. Pan podziela tę opinię w kontekście reprezentacji U-19? Ma Pan gotową filozofię? Patrząc na Pana doświadczenie klubowe, stawiał Pan jednak na grę piłką.

Zawsze starałem się, żeby moi zawodnicy szukali gry kombinacyjnej. Wolę oglądać piłkę wędrującą po ziemi, niż mieć ból szyi i oczu od oglądania jej w górze. W piłce klubowej różnie bywało z materiałem ludzkim i predyspozycjami zawodników, wynik czasami był najważniejszy. Teraz więcej będzie można postawić na jakość  gry i trudniejsze elementy taktyczne. Preferuję akcje wielopodaniowe, a nie szybkie kontry z wykopem do przodu. Pamiętam taki mecz, w którym  cieszyłem się najbardziej nie ze zwycięskiej bramki, zdobytej przez mój zespół, lecz z 20 podań ją poprzedzających, a była to 93 minuta. Mam teraz możliwość dobrać sobie zawodników do swojej filozofii gry.

Ma Pan już wizję swojej nowej pracy? To nie będzie to, co w klubie. Może uchyliłby Pan rąbka tajemnicy, jak wygląda robota selekcjonera poza zgrupowaniami?

Nie próżnuję, już w ten weekend pojechałem w Polskę i oglądałem mecze kontrolne, szukając potencjalnych kandydatów do reprezentacji, rozmawiałem z kilkoma trenerami. Planuję też i organizuję pierwsze marcowe zgrupowanie. Spotkałem się już z moimi dwoma asystentami, omawialiśmy zadania, które czekają nas w najbliższym czasie. Z Maćkiem Mateńką jestem w kontakcie telefonicznym, a planuję też spotkanie pod koniec przyszłego tygodnia. Dużo czasu spędzam przy komputerze, kompletuję także sztab szkoleniowo-medyczny. To rzeczywiście inna praca, choć podobna organizacyjnie do tej ekstraklasowej. Tylko tych treningów i meczów trochę mało, a mnie jeszcze ciągnie na boisko.

Jak podoba się Panu koncepcja ambasadora?

To pomysł pana prezesa Romana Koseckiego. Myślę, że dobrzy zawodnicy, którzy zakończyli już swoje bogate kariery piłkarskie i reprezentacyjne, potrafią przekazać wiedzę praktyczną i wiele podpowiedzieć młodym zawodnikom. Na pewno służyć będą radą i pomocą, a jak będzie potrzeba, założą buty i pokażą kilka zagrań na treningu.

Jak wyglądał wybór ambasadora w Pana reprezentacji?

Rozmawiałem z Grzegorzem Mielcarskim, z którym współpracowałem w Akademii Trenera Canal + i Mirkiem Szymkowiakiem, ale ostatecznie wybór padł na Tomka Łapińskiego. Myślę, że zawodnicy mogą liczyć na jego fachowość.

Rozmawiał Łukasz Wiśniowski

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności